Krótko po wybudowaniu Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina warszawiacy śpiewali na melodię polskiego hymnu: „Co nam obca przemoc dała, nocą rozbierzemy”. Dziś na nowo rozgorzała dyskusja na temat pozbycia się tego obiektu z panoramy stolicy.
Kto jest za, a kto przeciw? Podział jest prosty. Przeciw zburzeniu pałacu są w uogólnieniu ci, którzy dopatrują się w tragicznym półwieczu naszej podległości wobec sowieckiej Rosji jakichś pozytywów, postkomuniści oraz mentalnie wyzuci z dumy narodowej. Ten cyniczny „dar” Stalina, wetknięty w śródmieście Warszawy i na trwałe rujnujący jej panoramę, a nadzorowany w fazie realizacji przez ministra spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa - sygnatariusza układu z Niemcami o IV rozbiorze Polski, ma być… „przestrogą”, względnie „zabytkiem”. Pomijam ludzi młodych ze szczątkową znajomością historii, kto nie ma wiedzy, nie ma poglądów, choć sądzi, że je ma. Za zburzeniem PKiN są natomiast polscy patrioci, którzy nigdy nie pogodzili się z tym architektonicznym symbolem zniewolenia.
Na początek trochę historii. Do 1989r. obchodzone było w naszym kraju tzw. Święto Odrodzenia Polski, którym komuniści zastąpili Święto Niepodległości. Wpisała je do kalendarza na 22 lipca samozwańcza, Krajowa Rada Narodowa, dla uczczenia Manifestu kolaborującego z sowietami Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 1944r. Można rzec, „magiczna” data. Pałac Kultury oddany został do użytku, a jakże, na okoliczność „święta” 22 lipca, w 1955r. W kwestii formalnej, niemiecki sygnatariusz kolejnego rozbioru Polski Joachim von Ribbentrop został w procesie norymberskim uznany za zbrodniarza wojennego i powieszony, zaś zbrodniarz Mołotow był entuzjastycznie witany przez władze komunistyczne w Polsce, jako jeden z darczyńców pałacu. W 1986r. szef partii i państwa Konstantin Czernienko uhonorował go za „wybitne zasługi” dla ZSRS, zaś urzędujący obecnie prezydent Władimir Putin określił rozbiorowy pakt Ribbentropa-Mołotowa, jako „legalny akt dyplomacji”…
Za naszą ograniczoną wolność Warszawa zapłaciła straszliwą cenę. Gdyby nie powstańczy heroizm, pewnie pisalibyśmy cyrylicą, a Polska byłaby republiką radziecką, tak jak kilka innych krajów spacyfikowanych przez sowietów. Zresztą prawie nią była; polscy komuniści narzucili własnemu narodowi stalinowską konstytucję, wpisując do niej ustrój socjalistyczny, przewodnią rolę swej partii i Związku Sowieckiego. Patron pałacu, Józef Stalin miał swój plan zajęcia już nie części Polski, jak przewidywał niemiecko-rosyjski układ, lecz całej, i realizował go z morderczą konsekwencją. Najpierw wstrzymał ofensywę Armii Czerwonej na Wiśle, aż do wykrwawienia się powstania i całkowitego zrujnowania Warszawy przez niemieckich okupantów, z równoczesną i późniejszą eksterminacją, zsyłką, aresztowaniami, zabójstwami i prześladowaniami setek tysięcy polskich patriotów już po wojnie, przy aktywnej pomocy jego służalców w Polsce tzw. Ludowej.
Na takich właśnie fundamentach stoi do dziś i góruje nad polską stolicą Pałac Kultury i Nauki jego imienia.
Obrońcom tego betonowego sarkofagu z najtragiczniejszych kart naszej historii przypominam treść notatki 794/G, odnośnie do uchwały Biura Politycznego Komitetu Centralnego Wszechrosyjskiej Komunistycznej Partii, nakazującej likwidację tysięcy polskich patriotów:
„Sprawy rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary - rozstrzelania (…), bez wzywania aresztowanych i bez przedstawiania zarzutów, oraz decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia”.
Pod tym rozkazem do bezzwłocznego wykonania widnieją podpisy późniejszych „darczyńców” PKiN, Stalina i Mołotowa. Czy o zachowanie takiego „zabytku” chodzi obrońcom pałacu…? Ten atrybut upokorzenia naszego narodu należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach differentia specifica poddaństwa, piętna komunizmu w sercu Warszawy i Polski. Samo zasłonięcie napisu im. Józefa Stalina na ścianie tej strasznej budowli jest potwarzą nie tylko dla tych, którzy oddali życie za niepodległość naszego kraju, lecz dla całego narodu.
Mówiąc krótko, albo mamy poczucie dumy narodowej, albo nie. Żadnego upiększania, żadnej przebudowy, żadnych pozornych działań, po pałacu nie powinien zostać kamień na kamieniu, nie ważne, co w nim się teraz mieści.
W Warszawie czas zatrzymał się 21 lipca 1955r., a dokładnie o godzinie 16, gdy ówczesny premier rządu PRL, imiennik Stalina Józef Cyrankiewicz oraz sowiecki ambasador Pantelejmon Ponomarienko podpisali protokół przekazania Pałacu Kultury i Nauki. Następnego dnia, w komunistyczne „święto odrodzenia” przecięto wstęgę… Jak pisał wówczas Władysław Broniewski, spełnił się „koszmarny sen pijanego cukiernika”.
Do wzniesienia pałacu użyto 40 mln cegieł. Tyle, ile w zaokrągleniu wynosi ludność rzeczywiście niepodległej dziś Polski. Niestety, nadal są tacy, którzy mentalnie tkwią w tych podłych czasach i bronią stalinowskiego sarkofagu.
Pytanie w istocie nie powinno brzmieć, czy zburzyć pałac, lecz jak. Odpowiadam: jak najszybciej! I deklaruję, gdy wreszcie zapadnie stosowna decyzja, stawię się na placu i osobiście będę pomagał w jego rozbiórce. Jestem pewny, że nie tylko ja…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/367743-pytanie-nie-powinno-brzmiec-czy-zburzyc-palac-kultury-tylko-jak-a-odpowiedz-jak-najszybciej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.