Polityka fiskalna, którą prowadzi obecny rząd, musi się radykalnie zmienić. Platforma Obywatelska w swoim dekalogu gospodarczym na pierwszym miejscu zamieściła punkt „stop zadłużaniu”

— mówił prof. Andrzej Rzońca, główny ekonomista PO w wywiadzie dla portalu interia.pl.

Rzońca został zapytany, jak do tego stanowiska mają się pomysły PO, aby rozszerzyć program 500 plus na pierwsze dziecko oraz wprowadzić 13. emeryturę.

To jest koszt, który będzie pokryty dzięki wzmocnieniu wzrostu polskiej gospodarki. Jeśli PiS pozostanie przy władzy, można mieć pewność, że Polacy stracą 500 plus nawet na drugie i kolejne dzieci, bo nie da się w nieskończoność zwiększać zadłużenia i dokręcać podatkową śrubę

— odpowiedział.

Platforma nie jest gołosłowna w swojej obietnicy wzmocnienia wzrostu gospodarczego. Przedstawiła dekalog gospodarczy

— dodał. Trzeba przyznać, że to ambitne plany, ponieważ obecnie wzrost gospodarczy w Polsce bije kolejne rekordy, w trzecim kwartale tego roku jest najwyższy od 6 lat i wyniósł 4,7 proc.

Według głównego ekonomisty PO, program 500 plus z jednej strony ograniczył dotkliwość biedy, a z drugiej… utrwala ją. PO ma jednak plan na likwidację tej „patologii” - świadczenia mają nie otrzymywać osoby, które nie pracują.

Platforma zapowiada, że ta patologia zostanie wyeliminowana. 500 plus będzie trafiał do tych rodzin, w których się pracuje lub stara się o pracę

— podkreślił. To dość dziwny postulat biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia w naszym kraju z rekordowo niskim bezrobociem…

Profesor zaznaczył, że nie jest politykiem.

Nie ciągnie mnie do polityki, ale totalna propozycja bardzo mi się podoba. Pokazuje, że Platforma ma całościową, a zarazem spójną koncepcję na przebudowę kraju

— powiedział.

Platforma Obywatelska zdaje się cierpieć na rozdwojenie jaźni. Z jednej strony partia ta mówi „stop zadłużaniu” i krytykuje ambitne programy społeczne Prawa i Sprawiedliwości, a z drugiej strony przedstawia propozycje, które przebijają jeszcze ofertę PiS. Wydaje się, że chodzi tutaj tylko o to, aby pozyskać naiwnych wyborców.

as/interia.pl