Wydarzenia w Warszawie, a ściślej Marsz Niepodległości i jego okolice, muszą wzbudzać zastanowienie. Z jednej strony wielotysięczny tłum maszerujących przez stolicę ludzi, zebranych w legalną manifestację, a z drugiej rozrzucone w kilku miejscach dość nieliczne „kontrmanifestacje”. W zasadzie nie dziwią mnie idioci z zachodnich mediów, którzy dziesiątki tysięcy manifestantów nazwały faszystami. Piszą i mówią oni bowiem to, co im powiedzieli nasi krajowi informatorzy. Zarówno kłamliwi i totalnie opozycyjni informatorzy jak i korzystający z ich opinii zagraniczni dziennikarze składają się na całość, którą trudno nazwać inaczej jak „fejkniusowym” wprowadzaniem w błąd opinii publicznej. Poniekąd nie dziwi mnie również postawa TVN, który uporczywie, namolnie do aż do śmiechu, nazywał Marsz Niepodległości „marszem narodowców”. To już nie oszustwo, ale tworzenie wręcz rzeczywistości alternatywnej, wirtualnej. To podniesienie kłamstwa do roli ważnego i akceptowalnego instrumentu walki. O tyle zdumiewające, że całkiem oficjalne, a wręcz nabożnie admirowane. Tak może robić tylko ktoś, komu własna wiarygodność jest już całkowicie obojętna. Komu już wszystko jedno, co mówi, byle mówić. Widzimy to na co dzień w wypowiedziach Kierwińskiego, Petru, Schetyny, Szejnfelda i innych dla których prawda jest wartością absolutnie relatywną. Wartością elastycznie dopasowywaną do „warunków rewolucyjnych”. Prawda nie musi być prawdą aby służyć. Zwłaszcza tym, którzy tę zasadę przyjęli jak swoją. No i nie jest. Aby okłamywać świat, że w Polsce jest już całkiem faszystowsko i brunatno trzeba używać argumentów wizualnych. Bo świat jest obrazkowy. Już dawno nie chce czytać zbyt długich wywodów i analiz. Chce rzucić okiem i wiedzieć. Wiedzieć nie znaczy jednak znać prawdę. Wiedzieć, znaczy sądzić, że się wie. Przy czym i tu nie obowiązuje zasada prawdy. Sądzić, że się wie nie znaczy sprawdzać czy dociekać. Znaczy również zakładać, że się wie nieprawdziwie. Ale to przecież drugorzędne. Drugorzędne jak prawda.
Wśród dziesiątków zdjęć z wczoraj zastanowiło mnie jedno, autorstwa Marcina Obary z PAP. Znakomite zdjęcie reprodukowane na „wPolityce”. Za transparentem głoszącym, że historia dzieje się dziś stoją młodzi ludzie. W tle komunistyczne i anarchistyczne flagi. W samym środku stoi młodzieniec z dumnie podniesioną głową. Być może to tylko specyfika zdjęcia, może iluzja obrazka, a być może to realna charakteryzacja, ale ów młodzieniec do złudzenia przypomina Lwa Trockiego (Lejbę Bronsztajna), bolszewickiego Belzebuba, rewolucyjnego zbrodniarza, który z pozostałą sforą Lucyfera zmieniał milionom ludzi ich światy w zaświaty. Fotografia jak z rewolucyjnych filmów Eisenteina, jak z agitkomunistycznych broszurek. Rzekłbym genialnie oddająca teatralność tej kontrmanifestacji. Teatralność czyli nieprawdziwość, albo lepiej „prawdę rewolucyjną”. Fotografia, która zapewne wzruszy wszystkich fanów „październikowego romantyzmu”, wyznawców dobrej woli Lenina, trwałości idei Che Guevary, czy czystości wiary w komunizm Fridy Khalo i Diego Rivery. Zwłaszcza na Zachodzie. Oto prawi ideowcy sprzeciwiają się ponurym narodowcom. (Nota bene nie mam nic przeciwko ideom narodowym. Ale mam wszystko przeciwko wszelkim zbrodniom politycznym, także w wykonaniu narodowców.) Nieliczni sprawiedliwi stają dzielnie naprzeciw tłuszczy.
Tyle że Trocki, Guevara, Lenin, Stalin czy Zedong mieli już swoje „pięć minut”. A nawet znacznie więcej. Z ich pomysłami zmagamy się do dzisiaj, a dokumenty i źródła wyraźnie wskazują, że ich „pięć minut” było dla całej reszty przekleństwem. Czy wyznającym „światopogląd naukowy” taki dowód empiryczny to zbyt mało? Czy młodzieży z naiwnej „Krytyki Politycznej” i teatralnej partii „Razem” to nie wystarczy? Popyt na polityczny teatr wywiedziony z potrzeby zabawy politycznej, popyt na ten szczególny rodzaj kłamstwa maleje. Mimo, że udało się doń niekiedy zaangażować znakomitości sceny. Ideologiczna zabawa w lewactwo to zabawa niemoralna i wątpliwa estetycznie. Odbywa się bowiem nieodmiennie na stosach trupów, których przemilczanie jest po prostu kolejnym, „uświadomionym i koniecznym dziejowo” kłamstwem. No tak, ale gdy „historia dzieje się dziś”, to wczoraj jest nieważne. I nie było łagrów, UB, zsyłek, 17 września, obławy augustowskiej, Pileckiego… . A jutro? Jutro klasyk z Podlasia, jutro „niczego nie będzie”.
I tyle na marginesie pewnej fotografii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/366633-za-kim-oni-ida-byc-moze-to-specyfika-zdjecia-ale-mlodzieniec-do-zludzenia-przypomina-trockiego-bolszewickiego-belzebuba