Ogłoszone w piątek po południu porozumienie przedstawicieli prezydenta i prezesa PiS w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości jest zdumiewające.
Zarówno minister Mucha, jak i poseł Piotrowicz, potwierdzają, że uzgodniono sprawę najtrudniejszą, czyli co zrobić, jeśli nie powiedzie się wybór członków Krajowej Rady Sądownictwa większością 3/5 w Sejmie. Owo niepowodzenie jest brane za pewnik przez obie strony, cały bój toczył się więc o tzw. krok drugi.
Zawarte porozumienie zakłada, że większość sejmowa zgłosi 9 kandydatów na 15 możliwych, co oznacza 6 miejsc dla opozycji. W KRS będzie więc reformatorska większość, i to dość bezpieczna, bo oprócz 15 sędziów, o których wyborze rozmawiamy, Sejm wybiera też 6 członków - polityków, i to już zwykłą większością. W sumie więc Prawo i Sprawiedliwość uzyskało dokładnie to, co chciało. Bo chciało takiej większości w KRS, która uczyni zmiany realnymi. Jest to więc nie tyle kompromis, co ustępstwo prezydenta. Zrealizowane zostały, co do joty, propozycje PiS sprzed kilku tygodni. W sensie szerszym zrealizowane zostało główne założenie zawetowanych w lipcu ustaw.
Podkreślmy: od początku negocjacji prezydent - PiS sama obecność przedstawicieli opozycji w KRS nie była przez partię Kaczyńskiego kwestionowana. Chodziło o to, by nie mieli oni możliwości blokowania prac. Z kolei prezydent chciał, można sądzić, takiej sytuacji, w której powstanie stała konieczność układania się większości z opozycją. Cała ideologiczna podbudowa wet prezydenta do tego się sprowadzała, do tezy, że wymiar sprawiedliwości jest tak wrażliwą sferą, że nie każde rozwiązanie powinno mieć legitymizację szerszą niż jednopartyjna. I z tego warunku, stanowiącego główny punkt sporu, ustąpił.
Dlaczego ustąpił? Są tacy, którzy wiążą tę zaskakującą (kolejną już) woltę z awanturą wokół zaproszenia Donalda Tuska na Święto Niepodległości (zaproszenie wysyłano co roku, Tusk w tym roku niespodziewanie je przyjął). W tym ujęciu głowa państwa miała uznać, że grozi jej niebezpieczeństwo zbytniego rozejścia się, przynajmniej symbolicznego, z prawicą. Przekaz byłby dość niebezpieczny: reformy nie ma, jest Tusk. Ale od wybuchy „afery” upłynęło chyba zbyt mało czasu, by przełożyła się ona na tak konkretną decyzję.
Osobiście nie sądzę więc, by chodziło o Tuska. Bardziej skłaniałbym się ku tezie, że ustępstwa prezydenta wiążą się z zapowiedzianą rekonstrukcją rządu. Prezydent ma w tej sprawie swoją listę życzeń, i co ciekawe, obejmuje ona nie tylko ministrów z nim jakoś skonfliktowanych, ale i rzeczy bardziej zasadnicze. Według niektórych źródeł Andrzej Duda namawiał Jarosława Kaczyńskiego do objęcia teki premiera, według innych był jedynie przychylny, gwarantując, że nie będzie rzucał kłód pod nogi w czasie procesu zmiany. Warto pamiętać, że podczas spotkań na szczycie omawiano nie tylko sprawy sądowe, ale i szersze tło polityczne.
Jest jeszcze kolejna możliwość: PiS znalazło taki sposób załatwienia sprawy sądownictwa, że prezydent musiał ustąpić, by nie znaleźć się w pułapce dużo groźniejszej. Jak mogłaby wyglądać taka pułapka, nie wiem, ale wiem, że wśród polityków PiS krążyły informacje o „asie w kieszeni”. Może chodziło o referendum w tej sprawie, a może o inne rozwiązanie.
Zagadkę pogłębia jeszcze seria wywiadów prezydenta z ostatnich dni, w których zdawał się iść w całkowicie przeciwnym kierunku, coraz mocniej formułując (nieprawdziwe moim zdaniem) zarzuty wobec Prawa i Sprawiedliwości, sugerując, że możliwe jest całkowite uśmiercenie tej sprawy.
Oczywiście, nie można wykluczyć, że prezydent i jego doradcy doszli do wniosku, że cała ta wojna jest bez sensu, dzieli obóz, opóźnia reformy. Byłoby najlepsze z możliwych rozwiązanie zagadki.
W każdym razie, coś naprawdę ciekawego kryje się za tajemnicą porozumienia 10 listopada. Wcześniej czy później się dowiemy. Dziś możemy się cieszyć, że ta kluczowa sprawa zmierza wreszcie ku dobremu końcowi. Doskonały prezent dla Polaków w wigilię 11 listopada.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/366508-cos-naprawde-ciekawego-kryje-sie-za-tajemnica-porozumienia-10-listopada-pis-osiagnelo-swoje-cele-dlaczego-prezydent-ustapil