Wreszcie znalazł się trup, którym można wymachiwać niczym maczugą i grzmocić nią znienawidzonych pisowców.
Jak zostaje się bohaterem popełniając samobójstwo? Powód takiego desperackiego kroku nie ma żadnego znaczenia, choćby chodziło o ciężką depresję. Żeby zostać bohaterem, godnym marszów, apeli, deklaracji oraz propozycji budowania pomników i urządzania miesięcznic, trzeba mieć przy sobie ściągę z tego, co ukazuje się na łamach „Gazety Wyborczej”. Najlepiej w punktach. Oznacza to, że przepustką do wieczności jest streszczenie politgramoty gazety Michnika. Piotr Szczęsny, który podpalił się przed pałacem kultury był w taki papier wyposażony, więc autorzy wspomnianej politgramoty oraz środowiska z nimi sympatyzujące od wielu dni urządzają uroczystości martyrologiczne, a nawet planują coś w rodzaju martyrium. Mężczyzna, który podpalił się pod rzeszowskim sądem, w żaden papier z politgramotą nie był wyposażony, więc został przez te same środowiska potraktowany jak zwykły samobójca. Inna sprawa, co podkreśla wielu psychiatrów, jak wielkie spustoszenia w umysłach ludzi mających samobójcze myśli musiała wywołać owa martryrologia i apoteoza samospalenia, szczególnie po tym, jak zaczęli ją chwalić biskup Tadeusz Pieronek i ksiądz Adam Boniecki. Ilu znalazło się naśladowców „bohatera” po takiej ekscentrycznej interpretacji Dekalogu i katechizmu przez znanych duchownych?
Samobójca, który przed desperackim aktem nie zrobił sobie ściągi z Michnikowej politgramoty, jest tylko biedną ofiarą problemów czy też dolegliwości. Jest zwyczajnym „szarym człowiekiem”. Ten wyposażony w „zestaw martyrologiczny” zostaje mitycznym „szarym człowiekiem”, godnym uczczenia pomnikiem bądź mauzoleum szarego człowieka. Pikanterii tej „filozofii” dodaje fakt, że te same środowiska, które są gotowe wznosić „martyria” samobójcy, demonstrują niebywały wstręt, gdy chodzi o przypominanie ofiary politycznego mordu, czyli działacza PiS Marka Rosiaka. Z Piotra Szczęsnego zrobili sobie tarczę i miecz, przy okazji przekraczając wszelkie granice przyzwoitości. Jedną połową ust wyrażają obrzydzenie do „politycznej gry trumnami”, drugą - apelują o polityczny przełom po trupach czy też na trupach.
W istocie nie jest ważny dramat człowieka i jego rodziny, lecz polityczna użyteczność samobójcy. Gdy jest użyteczny, rzucają się nań wszystkie hieny, chociaż nie wiem, czy używając takiego porównania nie obrażam hien. Momentami wyglądało to tak, jakby te „hieny” dostąpiły nirwany z tego powodu, że człowiek się podpalił, ale wcześniej zdążył napisać odpowiedni list. Ten list, czyli streszczenie Michnikowej politgramoty, wywołał wręcz euforię. Oczywiście podczas marszów i zgromadzeń nie można było tego demonstrować, ale w różnych opiniach przebijał się ton triumfu, że wreszcie znalazł się trup, którym można wymachiwać niczym maczugą i grzmocić nią znienawidzonych pisowców. Wyglądało to tak, jakby na tego trupa z utęsknieniem czekano. To jest tak obrzydliwe, niemoralne, cyniczne, niskie i niehonorowe, że nie chce się pisać nic więcej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/366104-tylko-samobojca-wyposazony-w-sciage-z-politgramoty-gazety-michnika-moze-zostac-meczennikiem