Rządowy projekt nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej jest konieczny; jedyne zastrzeżenie to, że pojawia się o 27 lat za późno - mówił wiceszef MSZ Jan Dziedziczak na posiedzeniu sejmowych komisji. PO złożyła wniosek o odrzucenie projektu w całości.
W środę sejmowe komisje Spraw Zagranicznych oraz Ustawodawcza na wspólnym posiedzeniu zajmowały się sprawozdaniem podkomisji nadzwyczajnej o rządowym projekcie nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej. Komisje ze względu na ograniczenia czasowe przerwała posiedzenie, wznowi je w środę.
Na początku października podkomisja zajmująca się projektem nowelizacji wprowadziła do niego poprawki przewidujące ustanowienie Rady Służby Zagranicznej, składającej się z przedstawicieli Sejmu, Senatu i prezydenta. Rada miałaby być ciałem opiniującym m.in. nawiązanie i rozwiązanie stosunków pracy z pracownikami służby zagranicznej. Negatywne stanowisko wobec tych propozycji zajął MSZ.
Projekt nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej, nad którym pracują posłowie, zakłada, że funkcjonariusze i współpracownicy komunistycznego aparatu bezpieczeństwa nie będą mogli pełnić służby zagranicznej. Stosunki pracy z tymi osobami wygasną w ciągu 30 dni. Projekt przewiduje także wygaśnięcie - po 6 miesiącach od dnia wejścia w życie ustawy - stosunków pracy nawiązanych z innymi członkami służby zagranicznej, chyba że przed upływem tego terminu zostaną im zaproponowane nowe warunki pracy lub płacy.
Obecny w środę na posiedzeniu komisji wiceszef MSZ Jan Dziedziczak mówił, że projekt ustawy „wbrew pewnym manipulacjom nie zwalnia żadnego pracownika MSZ, a daje możliwość weryfikacji”.
Weryfikacja jest potrzebna, bo w MSZ cały czas, mimo że jesteśmy 27 lat po przemianach, pracują tajni współpracownicy SB czy innych służb PRL, pracują funkcjonariusze służb opresji, pracownicy PZPR
— powiedział podsekretarz stanu w MSZ.
Uważamy, że ta ustawa jest potrzebna, konieczna i jedyne nasze zastrzeżenie jest takie, że ona jest 27 lat za późno
— dodał wiceszef MSZ. Dziedziczak, dopytywany przez posłów opozycji, poinformował, że MSZ podtrzymuje negatywne stanowisko ws. postulatu powołania Rady Służby Zagranicznej.
Projekt krytykowali posłowie PO. Sławomir Nitras złożył wniosek o odrzucenie go w całości. Jak mówił, zakłada on de facto likwidację polskiej służby zagranicznej. Przekonywał też, że rządowa propozycja jest niekonstytucyjna. Wniosek ten został jednak odrzucony.
Według posła PO autorzy projektu wykorzystują banalny pretekst walki z tajnymi współpracownikami służb PRL - których, jak mówił, w MSZ jest może kilkudziesięciu, podczas gdy pracuje tam ponad 3,6 tys. osób - by wypowiedzieć umowę o pracę wszystkim polskim dyplomatom.
Tego nie zrobiło żadne demokratyczne państwo na świcie. Nawet bolszewicka Rosja po czasach carskich nie zwolniła wszystkich dyplomatów. Państwo zwalniacie wszystkich dyplomatów
— mówił Nitras.
Jak zaznaczył, 94 proc. pracowników polskiej dyplomacji zostało zatrudnionych po roku 1990 a dwie trzecie z nich nie ma więcej niż 50 lat.
Co mają wspólnego z państwem komunistycznym? Nic. To są ludzie, którzy są odpowiedzialni za przystąpienie Polski do NATO, to są ludzie, którym zawdzięczamy przystąpienie Polski do UE, to są ludzie, który zawdzięczamy wynegocjowania wielu ważnych polityk i priorytetów Polski w UE
— mówił Nitras.
Przekonywał, że projekt jest niekonstytucyjny ponieważ odbiera MSZ prerogatywy zapisane w konstytucji i wprowadza nieznany polskiej konstytucji organ - Radę Służby Zagranicznej - w którego skład mają wchodzić przedstawiciele Sejmu, Senatu i prezydenta i „który ma odpowiadać za kierunki polityki zagranicznej, który ma decydować o obsadzie stanowisk ambasadorskich”.
Przekonywał też, że projekt znosi „elementarne standardy w służbie dyplomatycznej”, jak wymóg znajomości dwóch języków obcych dla dyplomatów.
To nie jest furtka do tego, żeby do służby dyplomatycznej wprowadzić ludzi młodych, ale furtka do tego, żeby wprowadzić do niej ludzi niekompetentnych
— mówił. Jak dodał, współcześnie przeciętny absolwent studiów zna dwa języki obce.
Przewodnicząca podkomisji Małgorzata Gosiewska (PiS) odnosząc się do tych zarzutów, powiedziała, że Rada Służby Zagranicznej to organ opiniodawczo-doradczy, a nie decyzyjny i w żaden sposób nie narusza kompetencji ani ministra spraw zagranicznych, ani sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Gosiewska wskazywała też, że MSZ informowało, że obecnie kilkaset osób zatrudnionych w służbie zagranicznej nie ma potwierdzonej znajomości żadnego języka obcego.
Robert Tyszkiewicz (PO) mówił na późniejszej konferencji prasowej, że poprzez zapisaną w projekcie Radę Służby Zagranicznej „po raz pierwszy w ministerstwie pojawi się partyjny organ”.
To jest próba całkowitego podporządkowania polskiej dyplomacji władzy jednej partii. To niesłychanie groźny precedens w skali całego państwa
— mówił.
Wracamy do czasów komunistycznych. Polska staje się krajem Rad. Jedna partia może sobie zainstalować w ministerstwie swoich reprezentantów, którzy będą wchodzić bezpośrednio w kompetencje konstytucyjnego ministra i którzy będą mówili mu, jakich ludzi ma zatrudniać, awansować, zwalniać z dyplomacji
— powiedział Tyszkiewicz.
Apelujemy do posłów PiS o wycofanie tego fatalnego pomysłu upartyjnienia polskiej dyplomacji, podporządkowania jej władzy Nowogrodzkiej
— mówił Tyszkiewicz.
Jak dodał, zapis o ustanowieniu Rady Służby Zagranicznej jest swego rodzaju wotum nieufności wobec ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego i „uznaniem, że wymaga on bezpośredniego, partyjnego nadzoru”.
Jeżeli chcecie zwolnić ministra Waszczykowskiego z pełnionej funkcji, nie musicie psuć ustroju państwa, nie musicie wprowadzać ustawą partyjnego ciała, które będzie demolować dyplomację
— powiedział Tyszkiewicz.
Mly/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/366082-minister-dziedziczak-weryfikacja-jest-potrzebna-bo-w-msz-caly-czas-pracuja-tajni-wspolpracownicy-sb