Nie tylko Polska jest podzielona na dwa obozy polityczne, podzielona jest Europa i tzw. cywilizowany świat zachodni. I ten podział się pogłębia, choć zgodnie z planem elit postliberalnych miało być całkiem inaczej. Narody miały dostosować się do reguł narzuconych przez elity wywodzące się z inspirowanego i wspieranego przez Kreml ruchu studenckiego lat 60 - tych. Czy mamy do czynienia z powtórką z historii, której nie widzą lub nie chcą zobaczyć konsumenci zachodniego dobrobytu? „100 lat temu - napisał w swoim komentarzu redaktor naczelny „Sieci” Jacek Karnowski - wybuchła rewolucja bolszewicka w Rosji. Przyniosła niewypowiedziany ocean nieszczęść wielu narodom, w tym naszemu. Niestety, komunizm nigdy nie doczekał się swojej Norymbergi. Co więcej, wciąż nam zagraża, choć już nie w swojej formie klasycznej. Paradoksalnie jednak dziś pozostaje dla wolnego świata przeciwnikiem trudniejszym, bo często nierozpoznawalnym”. To prawda, ale żyjemy w czasach rewolucji informacyjnej, która coraz skuteczniej paraliżuje propagandę zła.
Tak jak w czasach dyktatury komunistycznej panującej w zniewolonych przez Kreml krajach dominują na Zachodzie lewicowe media, uprawiające propagandę sukcesu europejskiej demokracji, tak jak za komuny dla niepoznaki i zachowania pozorów wolności wyznania i poglądów dopuszcza się istnienie mediów prawicowych, pod warunkiem, że mają coraz mniejszy wpływ na opinię publiczną, atakowane i ośmieszane przez lewacką większość medialną. I tak jak moskiewska „Prawda” czy warszawska „Trybuna Ludu” te dominujące w systemie podobno demokratycznym przekaźniki informacji oraz opinii są ubezwłasnowolnione. Czy o tym nie wiedzą? Wiedzą, wiedzą, one się dobrowolnie poddały praniu mózgów, bo ich redaktorzy należą do pokolenia wyznającego relatywizm moralny, zapewniający życie lekkie, łatwe i przyjemnie, bez odpowiedzialności za słowa i czyny.
Media niemieckie są bardziej ubezwłasnowolnione od innych, bo są naznaczone symptomem germańskiego Ordnungu i posłuszeństwa wobec władzy. One to właśnie wiedzą jak należy żyć, w co wierzyć i z czym oraz z kim walczyć. Taki mają prikaz. Mają nie tylko wpajać innym narodom podziw dla wielkości gospodarczej i moralnej Niemców, mają też wtrącać się w wewnętrzne sprawy krajów UE, z ich mediami włącznie, a właściwie przede wszystkim. Oto Niemiecki Związek Dziennikarzy, DJV uchwalił rezolucję, w której ocenia krytycznie sytuację dziennikarzy w Europie Wschodniej, ze szczególnym uwzględnieniem Polski.Według szefa tego związku Franka Uberalla (człowiek ma stosowne nazwisko do narodu, który jest Über Alles), w naszym kraju „Prawa podstawowe są deptane, zaś dziennikarze nie mogą niezależnie pracować”, ponadto „się ich zwalnia z pracy, niszczy materialną sferę egzystencji”, a „prawno - publiczne stacje zostały przekształcone w rozgłośnie państwowe”.
Do kogo skierowana jest ta rezolucja? Do polskich czytelników i widzów, do polskiego rządu czy do kolegów z mediów opozycyjnych? Chyba do tych ostatnich, bo polski obywatel nie tylko nie podporządkuje się niemieckiemu dyktatowi ale wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej znielubi sąsiada zza Odry. O to chodziło związkowi niemieckich mediów? One, tak jak większość liberalno - lewackiego ścieku medialnego w Europie żyją w wyimaginowanym świecie tzw. europejskich wartości i nie są w stanie przyjąć do wiadomości, że z tego zaplanowanego przez elity chaosu wyłania się jednolity front sprzeciwu wobec dyktatury proletariatu, tego zborowiska miernoty i hipokryzji, które zamierza zmienić świat w orwellowską fermę świń.
Okazuje się, że ludzie już się nasycili niemieckimi parówkami i chcą czegoś więcej, chcą szacunku dla siebie i dla swoich rodzin. Dla swoich narodów. Można powiedzieć - wraca stare, ku przerażeniu politycznych decydentów o szczęściu. Wraca poczucie przynależności do narodowej kultury, tradycji i religii. Wraca Europa do Europy, na złość Merkel i jej towarzyszy z Brukseli, którzy dążą do ubezwłasnowolnienia narodów przy pomocy islamu. Od tego, od tych otwartych niemieckich drzwi wszystko się zaczęło. Drodzy koledzy żurnaliści z RFN, nie ośmieszajcie się, nie bądźcie głupsi niż policja pozwala - jak głosi niemieckie porzekadło. I nie wydurniajcie się broniąc żurnalisty, który musiał wybierać między telewizją prywatną, antypolską a radiem publicznym i wybrał komercję, bo lepiej płaci. Jego egzystencja nie została zagrożona, wręcz przeciwnie.Przypominam, że jest coś takiego, jak lojalność wobec pracodawcy, u was w Niemczech dziennikarz musi podpisywać deklarację lojalności i jej się trzymać, albo wylatuje z pracy.
Najwyraźniej modne jest uchwalanie oraz podejmowanie rezolucji w różnych sprawach, w tym całkiem bzdurnych, w czym celuje Bruksela i jej gremia. Kolegów z RFN pouczam uprzejmie: Polacy są jednym z najinteligentniejszych narodów Europy i świata, znacznie inteligentnieszym od Niemców, więc nie z nami te numery panie Überall. Nawet jeśli uważa pan, że jest „ponad wszystko”. Zapewniam, nie będzie powtórki z historii, ani tej sowieckiej ani tej hitlerowskiej, bo na to jesteście za głupi i zbyt zmanipulowani ideologicznie, żeby porwać tłumy, ba, narody. A przede wszystkim, żeby dać się lubić. Was Niemcy nikt nie lubi i co najważniejsze - nikt wam nie ufa. Na własne życzenie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/366067-antypolska-rezolucja-niemieckich-dziennikarzy-osmiesza-media-i-obywateli-rfn