Rafał Trzaskowski chce referendum ws. pomników poświęconych ofiarom katastrofy smoleńskiej? Na miejscu polityków PO, unikałbym tego tematu. Smoleńsk jest hańbą dla obozu Platformy i na zawsze nią pozostanie. Niezależnie od tego, w jaki sposób zakończą się procesy po śledztwach prowadzonych w Prokuraturze Krajowej, niezależnie od efektów prac ekspertów badających przyczyny katastrofy.
Dla nikogo nie jest już tajemnicą, jaka była międzynarodowa strategia Donalda Tuska w latach 2009-2010. Na fali przygotowywanego w Europie resetu z Rosją i wobec swoich europejsko-urzędniczych aspiracji, chciał on zostać zapamiętany jako architekt „ucywilizowania” Moskwy. Za wszelką cenę – nawet wystąpienia przeciw własnemu prezydentowi. Wiemy to choćby ze znanych od dawna materiałów dotyczących organizacji uroczystości katyńskich. Jeszcze więcej pokazały dokumenty (w tym wiele niejawnych), które z Marcinem Wikłą opisaliśmy we „wSieci” dokładnie przed rokiem w tekście „Na smyczy Putina”. Pokazały one, że ówczesne władze robiły wszystko, byle tylko Kreml nie odniósł wrażenia, że Warszawie zależy na wyjaśnieniu katastrofy.
W tej polityce przeszkadzał Lech Kaczyński – co obnażyliśmy m.in. ujawniając okoliczności negocjacji gazowych z Rosją w latach 2009-2010. Po 10 kwietnia przeszkadzała pamięć o Lechu Kaczyńskim i katastrofie.
Wprowadzono więc w życie plan: zohydzić Smoleńsk. I realizowano go z demoniczną precyzją huśtając społecznymi emocjami. Nie kto inny niż prezydent Komorowski w pierwszym wywiadzie po wygranych wyborach zapowiedział usunięcie krzyża z Krakowskiego Przedmieścia, czym utorował drogę dantejskim scenom, jakimi karmiły nas telewizje w sierpniu 2010 r.? Pierwsze polityczne skrzypce grał tu prominentny wówczas polityk PO Janusz Palikot. Do dziś bawi się w podobny sposób Radosław Sikorski. Gdy powołano propagandowy zespół do powielania kłamstw, zatrudniono w nim wyjątkowo ordynarne indywidua, w rodzaju Michała Setlaka, dziś już otwarcie publicznie życzącego śmierci Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Nade wszystko walczono z upamiętnieniem ofiar. Nie dało się zabić tej pamięci w społecznościach lokalnych, więc pomniki, tablice czy nazwy ulic pączkowały w mniejszych miejscowościach. Wbrew władzy centralnej. W Warszawie sprawy pilnowała Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej konserwator. Do znudzenia – wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi – przekonywała, że Krakowskie Przedmieście ma na zawsze zamknięty układ architektoniczny, więc żadne nowy pomnik nie może tam stanąć. Uciekła się też do sprytnego manewru. Zleciła sondaż, w którym zapytano warszawiaków, czy chcą „drugiego” pomnika – oprócz tego stojącego na Powązkach. Efekt tej manipulacji wyraził się w liczbach, którymi po wielokroć HGW się podpierała.
Wreszcie wspomniane dwie ważne dla PO postacie połączyły siły. W kancelarii Komorowskiego napisano list rzekomo autorstwa rodzin ofiar, a prezydent ochoczo podjął rozmowy o postawieniu pomnika. Miejsce wskazała pani prezydent – niby blisko Krakowskiego, ale jednak schowane, gdzieś z boku, na tyłach głównego szlaku turystycznego, w miejscu obecnej pętli autobusowej. Aby przypadkiem nie raził za bardzo w oczy.
Dziś miejsce Gronkiewicz-Waltz w stołecznym Ratuszu chce zająć Rafał Trzaskowski. I występuje z postulatem przeprowadzenia wśród mieszkańców Warszawy referendum ws. pomników.
Pachnie mi to historią sprzed kilku lat. Jeśli rzeczywiście miałoby dojść do takiego plebiscytu, Trzaskowski z kolegami zapewne sięgnęliby po wypróbowane metody – rozkręcić „sekciarską” kampanię, a następnie podkreślać, jak bardzo badanie/głosowanie pokazuje niechęć Polaków do tego tematu, więc może lepiej go nie dotykać.
Na szczęście to już nie jest czas dyskusji z tego typu postulatami. Czekamy ponad siedem lat, to poczekamy jeszcze rok czy dwa. Pomniki śp. prezydenta i wszystkich ofiar katastrofy staną w godnym miejscu stolicy, nieopodal miejsca, które naród spontanicznie wybrał na jednoczenie się w trudnym czasie żałoby.
A stanie się to, gdy ani Gronkiewicz-Waltz, ani Trzaskowski nie będą mieli wpływu na decydowanie o kształcie przestrzeni publicznej w stolicy Polski. Im pozostanie milczenie, ich poplecznikom – psioczenie na pomnikomanię.
A nam – ulga, że doczekaliśmy godności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/364698-po-chce-referendum-ws-pomnikow-moze-sobie-chciec-to-juz-nie-jest-czas-nawet-na-dyskusje-z-tego-typu-postulatami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.