Porozmawiajmy o innej hipotetycznej sytuacji – NATO zajmuje Obwód Kaliningradzki. Co to daje Sojuszowi Północnoatlantyckiemu?
Dostrzegam w tym pytaniu dwa warianty. Pierwszy – zajęcie obwodu jako działanie uprzedzające napaść Rosji na przesmyk suwalski. Wprawdzie nigdy niczego nie można wykluczyć, jednak taki rozwój wydarzeń uważam za prawie całkowicie nierealny, choćby dlatego, że NATO – wbrew rosyjskiej propagandzie – jest sojuszem obronnym, a nie agresywnym. Drugi wariant, czyli zajęcie obwodu jako konsekwencja rosyjskiej porażki na przesmyku suwalskim, byłby natomiast naturalnym i pożądanym zakończeniem zarówno aktu agresji, jak i trwającej od zakończenia II wojny światowej tymczasowości statusu obwodu.
Przypominam, że w wyniku pokojowego uregulowania kwestii niemieckiej, przewidzianego w układach poczdamskich, czyli w zawartym 12 września 1990 r. traktacie między dwoma państwami niemieckimi a czterema mocarstwami okupacyjnymi (2+4), Niemcy uznały integralność terytorialną wszystkich państw w Europie w ich obecnych granicach, oraz zadeklarowały, że nie mają żadnych roszczeń terytorialnych wobec któregokolwiek państwa i nie będą ich wysuwać w przyszłości. Te same sformułowania zostały powtórzone w traktacie niemiecko-sowieckim z 9 listopada 1990 r. Natomiast w traktacie niemiecko-polskim z 14 listopada 1990 r. strona niemiecka uznała nie tylko integralność terytorium Polski, ale także jej suwerenność na terytorium leżącym w jej granicach (artykuł 2). Kreml nie postarał się o podobną klauzulę.
W traktacie 2+4 brak jakiejkolwiek wzmianki o poparciu przez mocarstwa zachodnie oddania części byłych Prus Wschodnich Związkowi Sowieckiemu.
A było to przewidziane w poczdamskiej Uchwale VI. W rezultacie rozporządzenie GKO numer 7558 z 20 lutego 1945 r., w którym Stalin opisał ogólny przebieg zachodniej i północnej granicy Polski z zastrzeżeniem „aż do ostatecznego ustalenia zachodniej i północnej granicy Polski na przyszłej konferencji pokojowej” – nie doczekało się prawno-międzynarodowego uznania w odniesieniu do sowieckich roszczeń do części byłych Prus Wschodnich.
Obwód kaliningradzki wciąż jest tylko zarządzaną obecnie przez Rosję, jako prawnym sukcesorem ZSRS, częścią byłych Prus Wschodnich. W świetle prawa międzynarodowego nie ma on suwerena. Jego status reguluje wyłącznie wewnętrzne prawodawstwo sowieckie/rosyjskie. Pewne jest tylko jedno: od 1945 r. obszar ten nie należy już do Niemiec, a w 1990 r. Niemcy zrzekły się roszczeń do niego.
Przypomina pan o praktycznie nieznanych epizodach z historii PRL. Pisze pan, że w kwietniu 1945 r. polscy robotnicy przymusowi utworzyli w Królewcu powołali radę miejską i straż obywatelską, a batalion 14. Dywizji Piechoty pomaszerował do Królewca. Miasto po wojnie mogło znaleźć się w granicach Polski?
Niestety, sam Königsberg nie był przewidziany jako rekompensata dla Polski. Linia rozgraniczająca byłe Prusy Wschodnie na część sowiecką i polską, była pierwotnie poprowadzona wzdłuż Pregoły, jednak z wyłączeniem Królewca z polskiej części. Sowietom chodziło nie tylko o symbol stolicę prowincji, ale i o bazę Kriegsmarine w Pilawie (obecnie Bałtyjsk), leżącą na podejściu do Königsbergu i z militarnego punktu widzenia stanowiącą z nim całość, jak również zabezpieczającą całe Prusy Wschodnie.
Pisze pan, że do drugiej połowy lat pięćdziesiątych sowieccy komendanci pogranicznych garnizonów w byłych Prusach Wschodnich szesnaście razy przesuwali granicę z Polską na południe. Dlaczego Sowietom zależało na przesunięcie granicy na południe poza linię Stalina z lutego 1945 r.?
Przede wszystkim zarówno pierwotna linia rozgraniczająca (z powodów prawno-międzynarodowych, o których piszę w aneksie, nie używam terminu „granica”), jak i jej kolejna mutacja, przyjęta 16 sierpnia 1945 r. w sowiecko-polskiej umowie o granicy państwowej, dzieliły byłe Prusy Wschodnie w sposób, który wymagał przyszłej ścisłej współpracy obu państw przy zarządzaniu tak samą „granicą”, jak i przyległymi do niej obszarami. Wynikało to przede wszystkim z nieregularnego poprowadzenia obu wariantów linii rozgraniczającej. Tymczasem najłatwiej zamknąć i strzec – a na tym zawsze najbardziej zależało Sowietom – granicy zbliżonej do linii prostej.
Drugi powód drastycznego zepchnięcia sowiecko-polskiej linii rozgraniczającej na południe zawarł w swojej hipotezie odnoszącej się do „obławy augustowskiej” prof. Krzysztof Jasiewicz. Uważa on, że ofiary „obławy augustowskiej” zostały zamordowane i pogrzebane w miejscowości Krasnolesje, położonej na terenie Puszczy Rominckiej, zaledwie około pięciu kilometrów na północ od obecnej granicy polsko-rosyjskiej. Jeżeli ta hipoteza jest poprawna, to wyjaśniałaby, dlaczego od sierpnia 1945 r. Sowietom tak bardzo zależało na odepchnięciu granicy na południe poza linię Stalina z lutego 1945 r., a następnie nawet poza granicę z 16 sierpnia. Odpowiedź na wątpliwość, dlaczego w takim razie dokonywali korekt na całej długości granicy, jest łatwa. Chodziło o to, aby ostateczna granica w byłych Prusach Wschodnich możliwie najbardziej przypominała niemal prostą linię wyznaczoną przez Stalina, a ponadto korekta tylko w tym jednym miejscu, na którym Sowietom najbardziej zależało, mogłaby wzbudzać niepożądaną podejrzliwość.
W książce stawia pan tezę, że ofiary „obławy augustowskiej” zostały pochowane w okolicy wsi Kalety na Białorusi. Co przemawia za tą tezą?
Hipoteza prof. Jasiewicza może być prawdziwa, jednak moja jest odmienna. Obie łączy tylko graniczące z pewnością przekonanie – wynikające ze znajomości sowieckich metod i procedur przeprowadzania takich masowych mordów – że egzekucję na pewno przeprowadzono na terytorium sowieckim i w tym samym miejscu pogrzebano ciała ofiar. Problemem było więc tylko przewiezienie w tajemnicy przyszłych ofiar obławy z miejsca ich przetrzymywania na miejsce kaźni. Miejsca te nie mogły być od siebie bardzo oddalone, a droga między nimi nie mogła przebiegać przez gęsto zaludnioną okolicę. Z okolic Augustowa do Krasnolesja jest jednak dość daleko, a leżące między tymi miejscowościami tereny są dość ludne. Natomiast bezpośrednio na północny zachód od Augustowa rozciągają się rozległe, gęste lasy. Z tych powodów sądzę, że ofiary spoczywają w okolicy wsi Kalety na Białorusi – jedenaście kilometrów na północ od Sopoćkiń i kilka kilometrów na południe od granicy białorusko-litewskiej. Kalety są nie tylko położone w głębokich lasach, ale i najkrótsza droga z Augustowa do nich wiedzie lasami. Przez Giby trasa wynosi siedemdziesiąt jeden kilometrów. W tychże lasach odkryto pojedyncze zwłoki Polaków, najprawdopodobniej schwytanych uciekinierów z transportów śmierci.
Przypominam, że już pod koniec lat 80. zaczęto w Polsce mówić o Gibach jako o miejscu egzekucji i pogrzebania ofiar „obławy augustowskiej” z lipca i sierpnia 1945 r. Ten trop okazał się fałszywy, ale ogólny kierunek wywózki uważam za najbardziej prawdopodobny.
Wskazuje pan, że liczba ofiar obławy augustowskiej jest zaniżana. Dlaczego tak się dzieje?
Przyjmowana obecnie liczba 592 ofiar wydaje się bardzo zaniżona z uwagi na brak pełnych źródeł. Według szyfrogramu Wiktora Abakumowa do Ławrientija Berii z 21 lipca 1945 r., odnalezionego przez Nikitę Pietrowa ze Stowarzyszenia Memoriał, początkowo zatrzymano ponad 7 tys. osób, z czego 2 tys. zwolniono, 250 przekazano jako Litwinów do NKWD Litewskiej SRS, 592 uznano za „bandytów”, czyli związanych z polskim podziemiem, a 828 jeszcze sprawdzano.
Prof. Jasiewicz słusznie twierdzi, że te ostatnie osoby podzieliły los tych 592, czyli ostateczna liczba ofiar wynosi najprawdopodobniej 1420. Przemawiają za tym dwa argumenty. Po pierwsze, 828 „sprawdzanych” było świadkami zniknięcia owych 592, więc zwolnienie ich stanowiłoby olbrzymie ryzyko ujawnienia zbrodni. Po drugie, żadna osoba z 828 „sprawdzanych” nigdy później nie dała znaku życia.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Dr Tadeusz A. Kisielewski jest niezależnym analitykiem stosunków międzynarodowych, zajmuje się globalną geopolityką i geostrategią. Autor licznych artykułów oraz książek z tego zakresu: Nowy konflikt globalny, 1993; Rosja – Chiny – NATO. Średnioterminowe perspektywy rozwoju sytuacji geostrategicznej, 2002; Imperium Americanum? Międzynarodowe uwarunkowania sprawowania hegemonii, 2004; Schyłek Rosji, 2007; Wojna imperium. Większy Bliski Wschód w amerykańskiej wojnie z terroryzmem, 2008; Nafta znowu zmieni świat, 2013; Przesmyk suwalski. Rosja kontra NATO, 2017.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Porozmawiajmy o innej hipotetycznej sytuacji – NATO zajmuje Obwód Kaliningradzki. Co to daje Sojuszowi Północnoatlantyckiemu?
Dostrzegam w tym pytaniu dwa warianty. Pierwszy – zajęcie obwodu jako działanie uprzedzające napaść Rosji na przesmyk suwalski. Wprawdzie nigdy niczego nie można wykluczyć, jednak taki rozwój wydarzeń uważam za prawie całkowicie nierealny, choćby dlatego, że NATO – wbrew rosyjskiej propagandzie – jest sojuszem obronnym, a nie agresywnym. Drugi wariant, czyli zajęcie obwodu jako konsekwencja rosyjskiej porażki na przesmyku suwalskim, byłby natomiast naturalnym i pożądanym zakończeniem zarówno aktu agresji, jak i trwającej od zakończenia II wojny światowej tymczasowości statusu obwodu.
Przypominam, że w wyniku pokojowego uregulowania kwestii niemieckiej, przewidzianego w układach poczdamskich, czyli w zawartym 12 września 1990 r. traktacie między dwoma państwami niemieckimi a czterema mocarstwami okupacyjnymi (2+4), Niemcy uznały integralność terytorialną wszystkich państw w Europie w ich obecnych granicach, oraz zadeklarowały, że nie mają żadnych roszczeń terytorialnych wobec któregokolwiek państwa i nie będą ich wysuwać w przyszłości. Te same sformułowania zostały powtórzone w traktacie niemiecko-sowieckim z 9 listopada 1990 r. Natomiast w traktacie niemiecko-polskim z 14 listopada 1990 r. strona niemiecka uznała nie tylko integralność terytorium Polski, ale także jej suwerenność na terytorium leżącym w jej granicach (artykuł 2). Kreml nie postarał się o podobną klauzulę.
W traktacie 2+4 brak jakiejkolwiek wzmianki o poparciu przez mocarstwa zachodnie oddania części byłych Prus Wschodnich Związkowi Sowieckiemu.
A było to przewidziane w poczdamskiej Uchwale VI. W rezultacie rozporządzenie GKO numer 7558 z 20 lutego 1945 r., w którym Stalin opisał ogólny przebieg zachodniej i północnej granicy Polski z zastrzeżeniem „aż do ostatecznego ustalenia zachodniej i północnej granicy Polski na przyszłej konferencji pokojowej” – nie doczekało się prawno-międzynarodowego uznania w odniesieniu do sowieckich roszczeń do części byłych Prus Wschodnich.
Obwód kaliningradzki wciąż jest tylko zarządzaną obecnie przez Rosję, jako prawnym sukcesorem ZSRS, częścią byłych Prus Wschodnich. W świetle prawa międzynarodowego nie ma on suwerena. Jego status reguluje wyłącznie wewnętrzne prawodawstwo sowieckie/rosyjskie. Pewne jest tylko jedno: od 1945 r. obszar ten nie należy już do Niemiec, a w 1990 r. Niemcy zrzekły się roszczeń do niego.
Przypomina pan o praktycznie nieznanych epizodach z historii PRL. Pisze pan, że w kwietniu 1945 r. polscy robotnicy przymusowi utworzyli w Królewcu powołali radę miejską i straż obywatelską, a batalion 14. Dywizji Piechoty pomaszerował do Królewca. Miasto po wojnie mogło znaleźć się w granicach Polski?
Niestety, sam Königsberg nie był przewidziany jako rekompensata dla Polski. Linia rozgraniczająca byłe Prusy Wschodnie na część sowiecką i polską, była pierwotnie poprowadzona wzdłuż Pregoły, jednak z wyłączeniem Królewca z polskiej części. Sowietom chodziło nie tylko o symbol stolicę prowincji, ale i o bazę Kriegsmarine w Pilawie (obecnie Bałtyjsk), leżącą na podejściu do Königsbergu i z militarnego punktu widzenia stanowiącą z nim całość, jak również zabezpieczającą całe Prusy Wschodnie.
Pisze pan, że do drugiej połowy lat pięćdziesiątych sowieccy komendanci pogranicznych garnizonów w byłych Prusach Wschodnich szesnaście razy przesuwali granicę z Polską na południe. Dlaczego Sowietom zależało na przesunięcie granicy na południe poza linię Stalina z lutego 1945 r.?
Przede wszystkim zarówno pierwotna linia rozgraniczająca (z powodów prawno-międzynarodowych, o których piszę w aneksie, nie używam terminu „granica”), jak i jej kolejna mutacja, przyjęta 16 sierpnia 1945 r. w sowiecko-polskiej umowie o granicy państwowej, dzieliły byłe Prusy Wschodnie w sposób, który wymagał przyszłej ścisłej współpracy obu państw przy zarządzaniu tak samą „granicą”, jak i przyległymi do niej obszarami. Wynikało to przede wszystkim z nieregularnego poprowadzenia obu wariantów linii rozgraniczającej. Tymczasem najłatwiej zamknąć i strzec – a na tym zawsze najbardziej zależało Sowietom – granicy zbliżonej do linii prostej.
Drugi powód drastycznego zepchnięcia sowiecko-polskiej linii rozgraniczającej na południe zawarł w swojej hipotezie odnoszącej się do „obławy augustowskiej” prof. Krzysztof Jasiewicz. Uważa on, że ofiary „obławy augustowskiej” zostały zamordowane i pogrzebane w miejscowości Krasnolesje, położonej na terenie Puszczy Rominckiej, zaledwie około pięciu kilometrów na północ od obecnej granicy polsko-rosyjskiej. Jeżeli ta hipoteza jest poprawna, to wyjaśniałaby, dlaczego od sierpnia 1945 r. Sowietom tak bardzo zależało na odepchnięciu granicy na południe poza linię Stalina z lutego 1945 r., a następnie nawet poza granicę z 16 sierpnia. Odpowiedź na wątpliwość, dlaczego w takim razie dokonywali korekt na całej długości granicy, jest łatwa. Chodziło o to, aby ostateczna granica w byłych Prusach Wschodnich możliwie najbardziej przypominała niemal prostą linię wyznaczoną przez Stalina, a ponadto korekta tylko w tym jednym miejscu, na którym Sowietom najbardziej zależało, mogłaby wzbudzać niepożądaną podejrzliwość.
W książce stawia pan tezę, że ofiary „obławy augustowskiej” zostały pochowane w okolicy wsi Kalety na Białorusi. Co przemawia za tą tezą?
Hipoteza prof. Jasiewicza może być prawdziwa, jednak moja jest odmienna. Obie łączy tylko graniczące z pewnością przekonanie – wynikające ze znajomości sowieckich metod i procedur przeprowadzania takich masowych mordów – że egzekucję na pewno przeprowadzono na terytorium sowieckim i w tym samym miejscu pogrzebano ciała ofiar. Problemem było więc tylko przewiezienie w tajemnicy przyszłych ofiar obławy z miejsca ich przetrzymywania na miejsce kaźni. Miejsca te nie mogły być od siebie bardzo oddalone, a droga między nimi nie mogła przebiegać przez gęsto zaludnioną okolicę. Z okolic Augustowa do Krasnolesja jest jednak dość daleko, a leżące między tymi miejscowościami tereny są dość ludne. Natomiast bezpośrednio na północny zachód od Augustowa rozciągają się rozległe, gęste lasy. Z tych powodów sądzę, że ofiary spoczywają w okolicy wsi Kalety na Białorusi – jedenaście kilometrów na północ od Sopoćkiń i kilka kilometrów na południe od granicy białorusko-litewskiej. Kalety są nie tylko położone w głębokich lasach, ale i najkrótsza droga z Augustowa do nich wiedzie lasami. Przez Giby trasa wynosi siedemdziesiąt jeden kilometrów. W tychże lasach odkryto pojedyncze zwłoki Polaków, najprawdopodobniej schwytanych uciekinierów z transportów śmierci.
Przypominam, że już pod koniec lat 80. zaczęto w Polsce mówić o Gibach jako o miejscu egzekucji i pogrzebania ofiar „obławy augustowskiej” z lipca i sierpnia 1945 r. Ten trop okazał się fałszywy, ale ogólny kierunek wywózki uważam za najbardziej prawdopodobny.
Wskazuje pan, że liczba ofiar obławy augustowskiej jest zaniżana. Dlaczego tak się dzieje?
Przyjmowana obecnie liczba 592 ofiar wydaje się bardzo zaniżona z uwagi na brak pełnych źródeł. Według szyfrogramu Wiktora Abakumowa do Ławrientija Berii z 21 lipca 1945 r., odnalezionego przez Nikitę Pietrowa ze Stowarzyszenia Memoriał, początkowo zatrzymano ponad 7 tys. osób, z czego 2 tys. zwolniono, 250 przekazano jako Litwinów do NKWD Litewskiej SRS, 592 uznano za „bandytów”, czyli związanych z polskim podziemiem, a 828 jeszcze sprawdzano.
Prof. Jasiewicz słusznie twierdzi, że te ostatnie osoby podzieliły los tych 592, czyli ostateczna liczba ofiar wynosi najprawdopodobniej 1420. Przemawiają za tym dwa argumenty. Po pierwsze, 828 „sprawdzanych” było świadkami zniknięcia owych 592, więc zwolnienie ich stanowiłoby olbrzymie ryzyko ujawnienia zbrodni. Po drugie, żadna osoba z 828 „sprawdzanych” nigdy później nie dała znaku życia.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Dr Tadeusz A. Kisielewski jest niezależnym analitykiem stosunków międzynarodowych, zajmuje się globalną geopolityką i geostrategią. Autor licznych artykułów oraz książek z tego zakresu: Nowy konflikt globalny, 1993; Rosja – Chiny – NATO. Średnioterminowe perspektywy rozwoju sytuacji geostrategicznej, 2002; Imperium Americanum? Międzynarodowe uwarunkowania sprawowania hegemonii, 2004; Schyłek Rosji, 2007; Wojna imperium. Większy Bliski Wschód w amerykańskiej wojnie z terroryzmem, 2008; Nafta znowu zmieni świat, 2013; Przesmyk suwalski. Rosja kontra NATO, 2017.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/363871-nasz-wywiad-dr-kisielewski-o-przesmyku-suwalskim-nato-i-rosji-darem-losu-dla-moskwy-bylby-konflikt-zbrojny-na-polwyspie-koreanskim?strona=2