Co powinno się wydarzyć, aby katolicyzm odzyskał siłę ewangelizowania czy reewangelizowania całych narodów, jaką posiadał w minionych wiekach?
Aby tak się stało muszą połączyć się dwa elementy. Pierwszy to żywa wiara katolików. Żywa, to znaczy taka, która przekłada się na codzienne życie, taka która skłania do stawiania sobie coraz większych wyzwań i którą chce się dzielić z innymi. Taka wiara wciąż jest w Kościele. Ale skuteczna reewangelizacja Europy będzie możliwa tylko wtedy, gdy Europejczycy odczują głęboką potrzebę Boga. Tymczasem dziś dla wielu ludzi w Europie brak Boga w życiu przestaje być problemem. Sądzą, że wystarczą im tylko dobra materialne oraz sukces tu i teraz. I taką postawę uważam za główną przeszkodę w reewangelizacji naszej kultury. Bo Ewangelia przestaje być skuteczna gdy spotyka się z zupełną obojętnością.
Czy zmierzch Europy będzie końcem kultury chrześcijańskiej?
Nie. Fenomen chrześcijaństwa polega na tym, że może funkcjonować w każdej kulturze. Od początku istnienia Kościoła, czyli od Zesłania Ducha Świętego wiemy, że można mówić o Bogu w różnych językach. Zatem jeśli Europa nawet całkowicie odrzuci chrześcijaństwo wciąż będzie ono ważnym elementem kształtującym i rozwijającym inne kultury. Natomiast taka sytuacja będzie zabójcza dla Europy. Nastąpi bowiem coś więcej niż kolejny kryzys, z którymi wielokrotnie mieliśmy do czynienia w historii. Będzie to cywilizacyjna zapaść, która spowoduje utratę przez Europejczyków ich tożsamości. A przecież, o tym, czym jest Europa decyduje w głównej mierze kultura nie geografia. Nie ma takiego kontynentu jak Europa, jest tylko Eurazja. Zatem pozbawiona swojej kulturowej tożsamości Europa stanie się przestrzenią, którą bez większego wysiłku wypełnić mogą nowe idee. Konkretne, długofalowe skutki przyjęcia tych idei trudno przewidzieć. Pewne jest tylko jedno – będzie to koniec takiej Europy, jaką znamy od dwóch tysiącleci.
Podkreśla pan, że Polska, która przez wieki traktowana jako „przedmurze chrześcijaństwa” dziś staje się „ostatnim bastionem” chrześcijaństwa w Europie. Nie obawia się pan jednak, że Polska podzieli los Irlandii? Katolicyzm w kraju ochrzczonym przez św. Patryka był potężny, obecnie religia jest na marginesie życia społecznego, zalegalizowano związki homoseksualne.
O Polskę jestem raczej spokojny. I to z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że mieliśmy już swoje doświadczenie z marksizmem oraz ateizmem i wiemy do czego prowadzą próby budowania społeczeństwa pozbawionego wymiaru religijnego. Warto też pamiętać, że chrześcijaństwo było fundamentem, który pozwolił przetrwać Polakom wiele trudnych momentów dziejowych z utratą państwowości włącznie. Toteż bliskie mi są słowa Jana Pawła II, który podkreślał, że Polska kultura chrześcijańska to ważne źródło duchowej energii bardzo potrzebnej współczesnej Europie.
Oczywiście nie oznacza to, że jestem bezkrytycznym optymistą. Ale sądzę, że w odróżnieniu od Irlandii czy formalnie katolickiej Malty – Polska pozostanie w Europie enklawą chrześcijaństwa. Mój optymizm, którego proszę nie mylić z jakimś nierozsądnym mesjanizmem, wzmacniają też słowa Jezusa, które przekazała w swoim Dzienniczku św. Faustyna Kowalska: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje”.
Co może w Europie zastąpić chrześcijaństwo – islam czy New Age?
Islam. New Age czyli Nowa Era religii to projekt, który się nie powiódł. Nigdy nie przyjął na tyle wyrazistej i spójnej formy, by zainspirować większość społeczeństwa. Dziś już praktyczne niewiele zostało po New Age. Choć oczywiście pewne idee propagowane przez ruch weszły na stałe do zachodniej kultury. Ale wielu ludzi zafascynowanych ekologią, wschodnią medytacją czy zdrową żywnością nie wie nawet, że to właśnie New Age przyczynił się do ich popularności.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa z islamem. To religia, której wyznawcy są przekonani o jej prawdziwości i o tym, że powinna ogarnąć cały świat. Trzeba też pamiętać, że w islamie nie istnieje rozdział religii i państwa. Podobnie zresztą, jak nie istnieje podział na świecką i religijną sferę życia. Dlatego uważam, że muzułmanom nie wystarczy rola jednej z wielu religijnych alternatyw, którą przewiduje dla nich Unia Europejska. Chcą być – także w Europie – panującą religią. A obecna polityka Unii, która otwiera się na islam traktując go jako jeden z elementów „ubogacenia kulturowego” ułatwić może realizację tego celu.
Pisze pan, że gender mainstreaming jest narzędziem polityki UE. W jaki spoób Unia wykorzystuje tę ideologię?
Piszę tak, bo Traktat Amsterdamski z 1997 r. w 2 artykule oficjalnie stwierdza, że ważnym elementem działania Unii Europejskiej jest polityka popierająca „gender mainstreaming”. Termin ten w polskim przekładzie traktatu tłumaczy się jako „równość mężczyzn i kobiet”. I to jest właśnie kluczowa przesłanka tej ideologii. Nie wchodząc w szczegóły stwierdzić można, że zastępując słowo „równouprawnienie” przez słowo „równość” zwolennicy gender sugerują, że „tradycyjne” rozróżnienie na kobiety i mężczyzn nie ma wystarczających, obiektywnych podstaw. Wprowadzają zatem pojęcie gender (płci kulturowej) którym usiłują zastępować sex (płeć biologiczną).
Ideologia ta jest groźna przede wszystkim dlatego, że posługiwanie się w obszarach polityki i prawa pojęciem „gender mainstreaming” oznacza usankcjonowanie prawne nowej definicji płci, niezależnej od płci biologicznej. W rezultacie płeć biologiczna przestaje być fundamentem dla najważniejszych instytucji społecznych takich jak na przykład małżeństwo czy rodzina. Trudno przewidzieć wszystkie konsekwencje tak zasadniczej zmiany, budzi ona jednak wiele uzasadnionych obaw.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Co powinno się wydarzyć, aby katolicyzm odzyskał siłę ewangelizowania czy reewangelizowania całych narodów, jaką posiadał w minionych wiekach?
Aby tak się stało muszą połączyć się dwa elementy. Pierwszy to żywa wiara katolików. Żywa, to znaczy taka, która przekłada się na codzienne życie, taka która skłania do stawiania sobie coraz większych wyzwań i którą chce się dzielić z innymi. Taka wiara wciąż jest w Kościele. Ale skuteczna reewangelizacja Europy będzie możliwa tylko wtedy, gdy Europejczycy odczują głęboką potrzebę Boga. Tymczasem dziś dla wielu ludzi w Europie brak Boga w życiu przestaje być problemem. Sądzą, że wystarczą im tylko dobra materialne oraz sukces tu i teraz. I taką postawę uważam za główną przeszkodę w reewangelizacji naszej kultury. Bo Ewangelia przestaje być skuteczna gdy spotyka się z zupełną obojętnością.
Czy zmierzch Europy będzie końcem kultury chrześcijańskiej?
Nie. Fenomen chrześcijaństwa polega na tym, że może funkcjonować w każdej kulturze. Od początku istnienia Kościoła, czyli od Zesłania Ducha Świętego wiemy, że można mówić o Bogu w różnych językach. Zatem jeśli Europa nawet całkowicie odrzuci chrześcijaństwo wciąż będzie ono ważnym elementem kształtującym i rozwijającym inne kultury. Natomiast taka sytuacja będzie zabójcza dla Europy. Nastąpi bowiem coś więcej niż kolejny kryzys, z którymi wielokrotnie mieliśmy do czynienia w historii. Będzie to cywilizacyjna zapaść, która spowoduje utratę przez Europejczyków ich tożsamości. A przecież, o tym, czym jest Europa decyduje w głównej mierze kultura nie geografia. Nie ma takiego kontynentu jak Europa, jest tylko Eurazja. Zatem pozbawiona swojej kulturowej tożsamości Europa stanie się przestrzenią, którą bez większego wysiłku wypełnić mogą nowe idee. Konkretne, długofalowe skutki przyjęcia tych idei trudno przewidzieć. Pewne jest tylko jedno – będzie to koniec takiej Europy, jaką znamy od dwóch tysiącleci.
Podkreśla pan, że Polska, która przez wieki traktowana jako „przedmurze chrześcijaństwa” dziś staje się „ostatnim bastionem” chrześcijaństwa w Europie. Nie obawia się pan jednak, że Polska podzieli los Irlandii? Katolicyzm w kraju ochrzczonym przez św. Patryka był potężny, obecnie religia jest na marginesie życia społecznego, zalegalizowano związki homoseksualne.
O Polskę jestem raczej spokojny. I to z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że mieliśmy już swoje doświadczenie z marksizmem oraz ateizmem i wiemy do czego prowadzą próby budowania społeczeństwa pozbawionego wymiaru religijnego. Warto też pamiętać, że chrześcijaństwo było fundamentem, który pozwolił przetrwać Polakom wiele trudnych momentów dziejowych z utratą państwowości włącznie. Toteż bliskie mi są słowa Jana Pawła II, który podkreślał, że Polska kultura chrześcijańska to ważne źródło duchowej energii bardzo potrzebnej współczesnej Europie.
Oczywiście nie oznacza to, że jestem bezkrytycznym optymistą. Ale sądzę, że w odróżnieniu od Irlandii czy formalnie katolickiej Malty – Polska pozostanie w Europie enklawą chrześcijaństwa. Mój optymizm, którego proszę nie mylić z jakimś nierozsądnym mesjanizmem, wzmacniają też słowa Jezusa, które przekazała w swoim Dzienniczku św. Faustyna Kowalska: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje”.
Co może w Europie zastąpić chrześcijaństwo – islam czy New Age?
Islam. New Age czyli Nowa Era religii to projekt, który się nie powiódł. Nigdy nie przyjął na tyle wyrazistej i spójnej formy, by zainspirować większość społeczeństwa. Dziś już praktyczne niewiele zostało po New Age. Choć oczywiście pewne idee propagowane przez ruch weszły na stałe do zachodniej kultury. Ale wielu ludzi zafascynowanych ekologią, wschodnią medytacją czy zdrową żywnością nie wie nawet, że to właśnie New Age przyczynił się do ich popularności.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa z islamem. To religia, której wyznawcy są przekonani o jej prawdziwości i o tym, że powinna ogarnąć cały świat. Trzeba też pamiętać, że w islamie nie istnieje rozdział religii i państwa. Podobnie zresztą, jak nie istnieje podział na świecką i religijną sferę życia. Dlatego uważam, że muzułmanom nie wystarczy rola jednej z wielu religijnych alternatyw, którą przewiduje dla nich Unia Europejska. Chcą być – także w Europie – panującą religią. A obecna polityka Unii, która otwiera się na islam traktując go jako jeden z elementów „ubogacenia kulturowego” ułatwić może realizację tego celu.
Pisze pan, że gender mainstreaming jest narzędziem polityki UE. W jaki spoób Unia wykorzystuje tę ideologię?
Piszę tak, bo Traktat Amsterdamski z 1997 r. w 2 artykule oficjalnie stwierdza, że ważnym elementem działania Unii Europejskiej jest polityka popierająca „gender mainstreaming”. Termin ten w polskim przekładzie traktatu tłumaczy się jako „równość mężczyzn i kobiet”. I to jest właśnie kluczowa przesłanka tej ideologii. Nie wchodząc w szczegóły stwierdzić można, że zastępując słowo „równouprawnienie” przez słowo „równość” zwolennicy gender sugerują, że „tradycyjne” rozróżnienie na kobiety i mężczyzn nie ma wystarczających, obiektywnych podstaw. Wprowadzają zatem pojęcie gender (płci kulturowej) którym usiłują zastępować sex (płeć biologiczną).
Ideologia ta jest groźna przede wszystkim dlatego, że posługiwanie się w obszarach polityki i prawa pojęciem „gender mainstreaming” oznacza usankcjonowanie prawne nowej definicji płci, niezależnej od płci biologicznej. W rezultacie płeć biologiczna przestaje być fundamentem dla najważniejszych instytucji społecznych takich jak na przykład małżeństwo czy rodzina. Trudno przewidzieć wszystkie konsekwencje tak zasadniczej zmiany, budzi ona jednak wiele uzasadnionych obaw.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/363807-nasz-wywiad-prof-ptaszek-o-domu-historii-europejskiej-neomarksizm-czy-tez-marksizm-kulturowy-uwazany-jest-za-idee-wiodaca-ue?strona=2