Platforma z nazwy Obywatelska zorganizowała swą tzw. konwencję programową w Łodzi. Jeszcze przewodniczący Grzegorz Schetyna wygłosił przemówienie. Poderwał się i, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Do akompaniamentu nikt się jednak nie rwie, szału wśród zebranych nie było. Przeciwnie, atmosfera była jak na stypie. Bo zaiste, bez terapii wstrząsowej rozkład tej partii jest wręcz zaprogramowany.
Ale po kolei. Dlaczego Platforma wybrała Łodź? Dlatego, że „konwencja programowa” w Warszawie z powodu złej sławy stołecznej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz miałaby dość paskudny podtekst. A w Łodzi można było powiedzieć, że skompromitowana do szpiku kości wiceprzewodnicząca była nieobecna z bliżej nieokreślonych powodów rodzinnych. Tak, jakby to była w PO jedyna twarz, której widok nasuwa niemiłe skojarzenia. Sam Schetyna chciał w Łodzi wyznaczyć partii nowy kurs. Też zrozumiałe, albowiem głupio by mu było oddać ster i opuścić mostek w niesławie, więc trwa, w myśl zasady, że… kapitan schodzi ostatni. Rzecz jasna, dla dobra Polski, nie schodzi.
Musimy tej Polski bronić przed tymi, którzy chcą odbudować PRL!
— pohukiwał z mównicy.
Polacy muszą wiedzieć nie tylko przeciw czemu, ale przede wszystkim na co, na kogo mają głosować
— podsuwał z takim niedomówieniem – jak mawiał „majster” Jan Kobuszewski w skeczu hudraulików - żeby było bardziej inteligentnie. Bo przecież każdy wie, że tylko on, Schetyna, i tylko jego partia, są w stanie zapewnić przynajmniej niektórym, żeby rośli w sił i żuło się im dostatniej. Że kpię z poważnych spraw? Owszem, ponieważ trudno zachować powagę przy takiej ekwilibrystyce słownej jeszcze szefa PO. Myślał, myślał i wymyślił, od „totalnej opozycji” do… „totalnej propozycji”. Jaka jest ta nowa, „totalna propozycja”?
Mocniejszy opór przeciw złej zmianie
— wyjaśnił.
Wynika z tego, że Polki i Polacy dokonali koszmarnego wyboru i, co gorsza, nadal bezmyślnie popierają rząd PiS, podczas gdy jedynie słuszną partią z jedynie słusznym programem jest PO. Dorobek przecież ma i to że ho, ho…
My chcemy budować Polskę w oparciu o zaufanie, bo mamy zaufanie do Polaków, bo szanujemy ich lokalne zwyczaje i tradycje…
— ciągnął Schetyna w Łodzi, jakby nie wiedząc po jakim pływa oceanie, że to akurat Polacy nie mają zaufania do PO. Clou, po polsku gwóźdź jego „totalnej propozycji” stanowią dwa słowa: „Obalić rząd”.
W tym celu PO pozbywa się balastu w postaci HGW, tak jakby tylko jeszcze urzędująca prezydent Warszawy była jej obciążeniem. Skrzecząca prawda jest taka, że Gronkiewicz-Waltz nie jest jedynym ciężarem Platformy, przeciwnie, jest co najwyżej personifikacją totalnych kombinatorów „obywatelsko-ludowej” spółki z minionych dwóch kadencji. Europoseł Adam Szejnfeld obruszył się w studiu „Minęła dwudziesta” (TVP Info), że afery aferami, skandale skandalami, ale przecież za ich rządów „wiele zrobiono”. Np. …drogi - podał. Rzeczywiście, epokowe osiagnięcie… Po pierwsze, europoseł Szejnfeld zapomniał, albo ma wybiórczą pamięć, jak okrajano program rozbudowy połączeń drogowych, jak je „przekwalifikowywano”, jak wiele z nich powinno być użytkowanych od lat, a buduje się je do dziś, i ile firm zbankrutowało na tym „programie”. Po drugie, tego rodzaju argumenty jako żywo przypominają przechwałki obrońców PZPR o ich „dorobku” z czasów nieboszczki Polski tzw. Ludowej: przecież zbudowaliśmy szkoły, przedszkola… itd. Mniejsza z tym, trudno ze ślepym dyskutować o kolorach.
W nowym programie Platformy samozwańczo Obywatelskiej przeciw „złej zmianie”, która nie wiedzieć czemu zadowala dziś większość obywateli, co wykazują różne sondażownie, jeszcze przewodniczący Schetyna rzucił parę równie abstrakcyjnych, co absurdalnych pomysłów. Skrojona na potrzeby wyborów samorządowych „totalna propozycja” PO, zawierająca nowe obietnice (w tym ta formacja jest niedościgniona, począwszy od pierwszego, rządowego expose premiera Donalda Tuska z 2007r., obecnie gastarbeitera w Brukseli, który za eksponowana synekurę jako pierwszy porzucił był własną partię w chwili jej zapaści, a na zapowiedziach premier Ewy Kopacz vel „kłamczuchy” skończywszy), da się sprowadzić do sloganu: temu damy konia z rzędem, temu buzi, temu w gebę. Samorządowcy mają opływać w pieniądze z podatków, które „pozostaną na miejscu”, buzi, czytaj: miejsca na wspólnych listach wyborczych mają dostać zjednoczone z PO ugrupowania opozycyjne, a w gębę - to jasne…, zły PiS. Jeśli odbierze mu się pieniądze, to państwo, czytaj: rząd Prawa i Sprawiedliwości, padnie.
Hasło PO o „ulicy i zagranicy” straciło na głośności, lecz bynajmniej nie na aktualności. Ciszej z nim, bo też jakby głupio się kojarzy, a to ze zdradą narodową - nakłanianiem Unii Europejskiej do nałożenia sankcji na nasz kraj, która właśnie półgębkiem przyznała rację złemu rządowi PiS w kwestii polityki imigracyjnej, to znów w kontekście dowartościowania przez Brukselę jakimiś ekstraspotkaniami z Grupą Wyszehradzką, w której „pisowskie państwo” odgrywa czołową rolę.
Jednym zdaniem, była „totalna opozycja”, padła „totalna propozycja”, będzie totalna dekompozycja. Stary garnitur PO usiłuje przywdziać nowe szaty, tymczasem sam król jest nagi. W Łodzi miało być programowo wzniośle. Było nerwowe wystąpienie jeszcze przewodniczącego Schetyny, który gestem rąk zachęcał koleżanki i kolegów z partii do braw… W orszaku weselnym nie mówi się o pogrzebie. Ale ten, jeśli Platforma z nazwy Obywatelska nie odsunie od partyjnego steru totalnych, starych wyjadaczy jest pewny jak amen w pacierzu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/363507-lodz-schetyny-byla-totalna-opozycja-padla-totalna-propozycja-bedzie-totalna-dekompozycja