Zamiast reformy sądownictwa mamy serial mitingów na najwyższym szczeblu.
Celebra tych spotykań jest dopracowywana. Istotną stała się kwestia czy pan prezydent powinien osobiście przywitać w na progu swojego gościa czy wystarczy wysłać ministra Szczerskiego? Czwarte spotkanie pokazało, że ten element został udoskonalony zgodnie z zasadami pałacowego savoir-vivre. Najpierw na schody wyszedł tradycyjnie minister Szczerski, ale już w sieni czekał pan prezydent. Czekał w takim miejscu, żeby mogły uchwycić to kamery. Podobnie zakończenie rozmów też zostało uczczone wspólnym portretem odźwiernym.
Czwarte spotkanie było ponoć niezwykle owocne. Wszyscy desygnowani do wydawania komunikatów, ze strony prezydenckiej i ze strony rządowej podkreślali świetną atmosferę. Aż nie można się doczekać następnych spotkań i człowiek trzyma kciuki by ich było jak najwięcej, bo są coraz piękniejsze i zwyczajnie chwytają za serce.
Swoistym elementem zagrywek pałacu prezydenckiego jest wysyłanie do mediów pani Zofii Romaszewskiej. W piątkowy poranek można było usłyszeć, co sądzi druga po prezydencie osoba w pałacowej hierarchii. W Radiu Zet grzmiała dosyć rygorystycznie:
„Poprawki PiS do prezydenckich projektów reformujących sądownictwo absolutnie nie zasługują na zaakceptowanie i przyjęcie przez prezydenta. Tak, jak one są teraz zrobione, bardzo się prezydentowi nie spodobały”
Po tym sygnale prezes Kaczyński udaje się do pałacu szukać kompromisu w zasadzie z pozycji petenta, który przychodzi wstawić się za jakimś bublem legislacyjnym. Tym bardziej, że wcześniej podkreślano, że nad ostateczną wersją tej ustawy przysyłanej do pana prezydenta osobiście pracował prezes PiS.
Pojawiła się też formuła oficjalnego przedstawiania poprawek na piśmie. Najpierw pan prezydent zażądał by rząd przedstawił swoje uwagi na piśmie, teraz znowu oświadczono z emfazą, że pan prezydent swoje uwagi do uwag przedstawił też na piśmie. No pełna kultura piśmiennicza. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że takie wybiegi stosuje się, gdy się nie ma za grosz zaufania do drugiej strony.
Normalnie, spotykamy się, ktoś siada i notuje poprawki, uzgadniamy wspólną wersję i zamykamy sprawę. Tym bardziej, że ta najważniejsza reforma państwa powinna być zarówno przez PiS jak i pana prezydenta od dawna przemyślana w najdrobniejszym szczególe. I co nie bez znaczenia porozumienie powinno być łatwe, bo obaj rozmówcy są prawnikami.
Komunikaty o świetnej atmosferze spotkań pana prezydenta z prezesem PiS nie zmienią faktu zastopowania reformy sądownictwa. Przesunie się ona co najmniej o pół roku i najprawdopodobniej będzie w wersji uniemożliwiającej PiS przeprowadzenie gruntownych zmian w wymiarze sprawiedliwości. A czas nagli! Kasta prawnicza nie ma sobie najwyraźniej nic do zarzucenia i bez prawdziwej odnowy tego środowiska będziemy tkwić w sądowej samowoli.
Ale co najgorsze, można domniemywać, że teraz każda nowa inicjatywa ustawodawcza wychodząca z sejmu, będzie wymagała wielomiesięcznych negocjacji prezydent - prezes.
Być może strona pałacowa ma ogromną satysfakcję, że prezes Jarosław Kaczyński musi stawiać się w Belwederze i to pokazuje wszem i wobec kto tu ma decydujący głos. Jednak żadne formalne posunięcia powodowane najwyraźniej wybujałą ambicją niczego nie zmienią. Każdy się orientuje, kto jest pierwszą osobą w państwie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/363410-jestesmy-swiadkami-narodzin-nowej-swieckiej-tradycji-wizyt-prezesa-kaczynskiego-u-pana-prezydenta-w-belwederze