Lekarze rezydenci to dla ludu pisowskiego ‘nieroby’. Zaiste, zapaszek ‘68 coraz mocniejszy” – napisała dziś na pierwszej stronie „Gazeta Wyborcza”. Nic nowego. Chłopaki z Czerskiej udają, że nie wiedzą, iż ohydna i tragiczna w skutkach nagonka pod hasłem „Żydzi na Madagaskar”, która najmocniej dziś, obok inwazji na Czechosłowację, „Dziadów” Dejmka, brutalnie tłumionych protestów oraz początków przygnębiającej (potem) kariery Adama Michnika, kojarzyć się może z tragicznym Marcem 1968 roku, została przeprowadzona przez komunistyczny reżim PRL.
O który „zapaszek” zatem ludziom z „GW” chodzi, gdy piszą o ostrej krytyce, jaka płynie ze strony pisowskiej ulicy (nie – władzy) pod adresem rezydentów? Już miałem dzwonić na Czerską, gdy nagle dotarło do mnie, że to tylko siła prostego przyzwyczajenia. Bo jak ktoś coś takiego napisze, to wiadomo – „Wyborcza”… Tyle że tym razem jest inaczej. Komentarza o „zapaszku ‘68” nie wyrzucili z siebie bowiem panowie Wroński, Czuchnowski, czy Wielowieyska. Napisał tak mój częściowo redakcyjny (bo z „W tyle wizji”) kolega, Łukasz Warzecha. Wiem – śledzenie przemiany publicystów, którzy nie potrafią wydobyć z siebie ostatnio niczego poza plwocinami na „beton pisowski” czy „lud pisowski” to zajęcie równie jałowe, jak liczenie wpadek Ryszarda Petru czy czytanie Facebooka Magdaleny „Getto” Cieleckiej. Niestety, smog wpada nam do okien niezależnie od tego, czy chcieliśmy nim oddychać. I tak jak Kuźniarowi jaja w pociągu pachną brzydko, a Łukaszowi atmosfera wokół rezydentów – rokiem ‘68, tak i mnie zdarzy się poczuć czasem co nieco.
Więc najpierw – niesmak (jakże chciałbym na tym zakończyć). Bo jeśli komuś „lud pisowski” (czytaj: ci, którzy pozwolili PiS przetrwać nagonki publicystów z obu stron barykady) kojarzy się z działaniami komunistycznych wieprzów i ich prosiaków, to znaczy, że od czegoś się oderwał lub urwał. W pierwszym przypadku – chodzi o rzeczywistość, w drugim – o choinkę. Powie ktoś – niech każdy sobie kojarzy dzisiejszą Polskę, jak chce, żyjemy w wolnym kraju. Nawet, jeśli niektórzy od miesięcy wrzeszczą na ulicy, że to dyktatura. Ktoś drugi doda, iż wyroki boskie często polegają na tym, że wraz z ego rośnie i wyobraźnia. Obaj będą mieli rację.
Więc uczucie niesmaku zostało wyparte przez zdziwienie, ba, szok nawet. Jeśli ktoś, i to nie byle kto, bo czołowe pióro frontu walki z PiS z ramienia następców „Kisiela”, czuje w związku z protestem rezydentów (zmieniających postulaty, jak na pilota) - „zapaszek” roku 1968, to jakim cudem nie zszedł jeszcze do podziemia? Gdzie ulotki, z którymi biega po antysemickich, pardon, antylekarskich ulicach i chodnikach? Gdzie wolne media, które tworzy w garażu, powielacze, odezwy? Dlaczego nie uczestniczy, nie bierze udziału w ostatnich niespacyfikowanych przez „lud pisowski” demonstracjach? Gdzie ślady po kajdankach ? Bilet na Madagaskar? Gdzie nowy Adam Michnik? A, nie, przepraszam, ten chyba już jest.
Przyznam się wreszcie. Nie umiem potraktować niezwykłego komentarza Łukasza inaczej niż jako jego kolejnego dowcipu, owocu poczucia humoru. To są jaja – po prostu. Może nie złote, ale i kura chyba od tego daleka. A skoro żart, to i żartem trzeba mu odpowiedzieć. Klient w restauracji dostaje obiad, nachyla się nad nim i mówi do kelnera: „Ależ, proszę pana, ta zupa śmierdzi!”. Kelner robi krok w tył i pyta: „A teraz?”.
No, właśnie. Zanim zaczniemy „ludowi pisowskiemu” czy „pisowskiemu betonowi” zarzucać brzydki „zapaszek”, pomyślmy, między jednym, a drugim wejściem antenowym, jakaż to woń musi unosić się ze stałego obrażania jakiejś grupy społecznej. Wyłącznie za jej poglądy. Bo przecież takie permanentne stygmatyzowanie, etykietowanie i ciągłe wskazywanie „szkodników” - nie wśród polityków, ale tzw. zwyczajnych ludzi – także może wydzielać określony „zapaszek”. Daty do niego niech sobie każdy dopisze we własnym sumieniu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/362446-bajki-lukasza-warzechy-jak-lud-pisowski-rezydentow-spalowal-a-potem-z-polski-przepedzil