A może to już tak zostanie? PiS będzie forsować gruntowną przemianę państwa teoretycznego w praktyczne, opozycja rozłoży ręce, a potem nogi między ulicą i zagranicą, prezydent zaś Andrzej Duda będzie próbował połączyć ogień z wodą, wyciągając z cylindra coraz to śmieszniejsze zwierzątka, przy czym żadne nie będzie przypominać królika? O ile, oczywiście, totalna swego smętnego wodolejstwa nie zamieni nagle w kanistry benzyny i nie puści z nimi w miasto paru Kramków.
Skąd przypuszczenie, że tak właśnie wyglądać mogą już nie najbliższe tygodnie, ale lata? Trudno o bardziej oczywistą oczywistość. Opozycja, taka, a nie inna, ta sama, która jeszcze kilka lat temu płakała przed kamerami, że „Polsce potrzebna jest mądra opozycja”, nie przestaje budzić zażenowania nawet u swoich najwierniejszych wyznawców ze świątyni Antypisa. Grzegorz Schetyna ma na głowie utrzymanie wodzowskiego fotela w PO, bo bez niego będzie tam sprzątał toalety. Nie dlatego, że ma ku temu predyspozycje, ale dlatego, że ma w swojej partii wrogów jeszcze bardziej zaciekłych niż Budka Borysław, książę plaż nadbałtyckich, czy Scerba Michał, baron toalet, platformerski Houdini, który bez pomocy mózgu wydostał się z ubikacji.
Ryszard Petru ma u siebie to samo. Wiadomo tylko tyle, że Brutus w Nowoczesnej będzie płci pięknej, ale kiedy i gdzie Don Juan de Madera osiągnie apogeum swoich możliwości politycznych, tego nie wie nawet „Gazeta Wyborcza”. Kukiz’15, który od kilku tygodni robi wszystko, by zaliczać się do opozycji (choć nie – totalnej) też ma problemy, które nie zgasną z pierwszym śniegiem. Przewodniczący wyszedł ze szpitala i po raz pierwszy skrytykował projekt ustawy (o dostępie do broni) autorstwa swoich partyjnych, pardon, ugrupowaniowych kolegów. Biega wokół prezydenta, jak Papkin wokół Cześnika i teoretycznie poszerza elektorat. Praktycznie zaś dostaje na razie od losu młodego klauna Rzeplińskiego, pardon, Rzepeckiego - który myślał, że to okrągłe na Wiejskiej to cyrk. Tak też może już zostać – tak długo, jak Kukiz’15 będzie chciało szybkiej naprawy państwa, tak długo będzie przegrywać z partią Kaczyńskiego. Jeśli zejdzie z tej drogi całkowicie, zostanie przystawką Petru (przykry widok). Najlepiej więc – na symetrystę. Narty rozłożone i lecimy. Platforma zła, złodzieje, przekrętasy, to i PiS zły, złodzieje, przekrętasy. Jeśli nawet jeszcze nie teraz, to za chwilę – na bank. Wybory sfałszujo, karty podmienio, „O, Hela” z TVP na zbity pysk z ramówek wyrzuco, bo łone, wicie, rozumicie, kukizowy elektoracie, wszystkie takie so i wszystkie myślo tylko o jednym. Jak was wydudkać na strychu. Po prostu – System.
Oczywiście, trochę przedrzeźniam tę narrację, ale to wyłącznie w odpowiedzi na kosmicznie przeintelektualizowane wywody publicystycznych fanów ruchu Kukiza. W sumie – co im szkodzi, część podniecała się partyjką Polska Jest Najważniejsza, część widziała proroka w Korwinie-Mikke, cóż im szkodzi raz jeszcze wydukać „Sorry, chłopaki”, gdy jeszcze raz, jeszcze tylko ten ostatni raz, znowu się pomylą w ocenie politycznych możliwości, wariantów i celów polskiej prawicy?
Dochodzimy zatem do prezydenta. Wciąż rozumiem część z jego sądowniczych pomysłów, ba, nawet weta – jako próbę odpowiedzi na ulicę i zagranicę, efekt obaw przed dalszą eskalacją złej atmosfery dla dobrej zmiany. I wciąż nie rozumiem, skąd w nim tak potężna momentami niechęć do partii, która dała mu tytuł głowy państwa? Prezydent już wcześniej stawiał warunek 3/5 w Sejmie przy wyborze członków KRS, uzasadniając to faktem, iż w dzisiejszej sytuacji oznaczać to będzie przełamanie sejmowej siły Prawa i Sprawiedliwości (czytaj: za dużo dostali głosów w wyborach). Teraz odrzuca także nową propozycję, by w przypadku sejmowego pata decydował Senat. Dlaczego? Bo tam PiS ma taką większość.
Zaiste, nieco komicznie brzmi w ustach człowieka, który nawet w opinii swoich dzisiejszych wyznawców miał w wyborach otrzymać totalny łomot, próba przekonania Polaków, że większości 3/5 w Sejmie nigdy żadna partia w Polsce mieć nie będzie. Bo co? Bo trzeba by przejechać cały klasztor na autostradzie, żeby ta „niemożliwość” się spełniła? A jeśli jest inaczej, i jeśli żaden człowiek nie ma prawa uznawać takiej sytuacji za niemożliwą, a już na pewno – tworzyć prawa „pod” bieżący układ polityczny, to albo dzisiejsze „3/5” prezydenta są w prostej linii wymierzone w PiS, albo liczy on, że po zmianie władzy trudniej będzie dzisiejszym „totalsom” się porozumieć. Tyle że przy takich obawach nie wygra się nawet w kręgle z pijanym, a co dopiero – walki prawicowego Dawida z lewackim Goliatem o przyszłość państwa, a może i Europy. Jak można nie wpaść na to, że zasada „jeden poseł – jeden głos” narusza oczywiste prawo parlamentarzysty do zabrania głosu, i oddania go w każdym głosowaniu sejmowym? No, i co będzie, jeśli w kolejnych wyborach ktoś próg 3/5 jednak pokona? Nagle i on stanie się za mało demokratyczny? Co dalej – 4/5 czy od razu 5/5? To może ustalmy, że owe wspaniałe 3/5 są potrzebne także do wyboru prezydenta? Wszak i on nie może być człowiekiem tylko jednego elektoratu.
I jeszcze jedno, do wiadomości rzecznika prezydenta, Krzysztofa Łapińskiego – krytyka ostatnich poczynań głowy państwa nie płynie, jak Pan twierdzi, z „pewnych środowisk”, ale z samego jądra elektoratu PiS. Tego samego, który obdarzył Andrzeja Dudę gigantycznym kredytem zaufania, podżyrowanym w ogromnej większości przez Jarosława Kaczyńskiego, popartym wielkim talentem Beaty Szydło. To że część zwolenników prezydenckich wet nazywa ów elektorat „betonem”, nie zmienia faktu, że bez niego pozycja prezydenta na scenie politycznej będzie przypominała raczej domek letniskowy niż budowany na skale zamek. Byle orkan i trzeba się będzie ewakuować. Media, o których pan rzecznik wspominał, wyrażają więc opinie wielu ludzi. Zamiast z nich drwić, lepiej skupić się na kolejnych frontach dobrej zmiany. Zmartwię pana rzecznika - ulica i zagranica oprotestują je wszystkie, na szczęście Polska nie jest republiką bananową.
I coś mi mówi, że także do tej wyjątkowej od wielu lat sytuacji zdążymy się wszyscy wspólnie przyzwyczaić. Bo – powtórzę – według mnie to już chyba tak zostanie. PiS – reformy, opozycja – jazgot i lament, prezydent zaś pośrodku, rozdarty między tym, czego chcą zwolennicy mocnej zmiany, a tym, co obronić próbują tłuste misie polskiej „transformacji”. Pytanie tylko, czy da się być przez całe miesiące jednocześnie PiS-em i antyPiS-em? Mieć ciastko i zjeść ciastko?
Bo że da się być ciastkiem i jako ciastko zostać zjedzonym, to wiemy już z dziejów polityki doskonale.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/362122-a-moze-tak-juz-zostanie-pis-kontra-totalni-a-posrodku-prezydent-jak-rozdarta-sosna