Przed komisją śledczą ds. Amber Gold zeznaje były dominikanin, przyjaciel Marcina P. Jacek Krzysztofowicz. Jego zeznania od samego początku budzą wątpliwości. Były dominikanin chciał zasłonić się tym, że w latach funkcjonowania piramidy finansowej, był osobą duchowną i nie jest pewien, czy nie obowiązuje go tajemnica spowiedzi. Sprawa jednak, wbrew jego niezadowoleniu, szybko została rozwiązana, kiedy poseł Brejza przypomniał Krzysztofowiczowi, że składając zeznania przez ABW nie miał z tym problemów.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Księgowa oszusta poraża szczerością przed komisją śledczą ds. Amber Gold: „Oczywiście, że byłam fikcyjną księgową”
Są dwie możliwości. Albo chce pan teraz zmienić zeznania, albo zeznając w ABW pan kłamał
— zwróciła uwagę przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann.
Krzysztofowicz dopytywany przez Witolda Zembaczyńskiego z czego wynika ta dziwna rozbieżność były duchowny stwierdził po prostu, że … pamięć potrafi płatać figla.
Wtedy miałem pewność że tego nie robiłem, a później miałem wątpliwości. Spowiedź to taka sytuacja że często się nie widzi osób. Teraz mam wątpliwości, czy w ogóle miało to miejsce. Faktem jest, że kiedy zeznawałem w ABW, zeznałem to co zeznałem i to jest prawda. Co innego być spowiednikiem, a co innego że zdarzy się, że kogoś się wyspowiada. Dziś mam wątpliwość, ale się z niej wycofuję
— mówił Krzysztofowicz.
Następnie został zapytany o to, kiedy rozpoczęła się jego znajomość z Marcinem P. i Katarzyną P.
Państwa P. znałem z kościoła, w którym wówczas pracowałem. Moment, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy był momentem, kiedy Marcin P. przyszedł zaoferować darowiznę na klasztor. To było najprawdopodobniej w 2009 albo w 2008 roku. Nie jestem pewien. Ślub błogosławiłem albo w 2010 albo 2011 rokiem. Ale nie pamiętam. Znałem ich z kościoła. Wtedy pierwszy raz rozmawialiśmy
— mówił Krzysztofowicz.
Byłem w tym czasie przeorem i przyjąłem jedną darowiznę, ok. 30 tys, innych darowizn nie przyjmowałem . W kwietniu 2010 roku przestałem być przeorem. Ale klasztor przyjmował darowizny. Przyszedł z tą darowizną, a potem nie pamiętam, jak te kontakty się rozwijały. Na pewno widywałem ich na mszach i spotykaliśmy się w zakrystii, rozmawialiśmy. Pamiętam, że byli moimi bliskimi znajomymi. To normalne, że ksiądz utrzymuje kontakty z rodzinami i małżeństwami, to wtedy nie była żadna piramida. To była firma funkcjonująca na rynku, była bardzo szanowana i obecna na rynku. Nie zajmuję się tym, czy firma jest rzetelna czy nie. Nie można być zawodowym duchownym nie ufając ludziom. Dziś jestem psychoterapeutą i oba zawody mają to do siebie, że trzeba ufać ludziom. Wydaje mi się, że oni mi ufali
— stwierdził były duchowny.
Dopytywany przez Zembaczyńskiego, czym Marcin P. uzasadniał swoją darowiznę stwierdził, że to było dziwne, bo nic nie chciał w zamian.
To było dziwne, jako przeor wielokrotnie spotykałem się z tym, że różni biznesmeni oferowali darowizny i chcieli czegoś w zamian, a on nie chciał niczego. To było zaskakujące i ujmujące. Jak dobrze pamiętam – a minęło wiele lat i ta rozmowa nie osadziła mi się w pamięci bardziej niż inne – na pewno motywował to wdzięcznością Panu Bogu za to jak żył. Nie widziałem powodu, żeby tych pieniędzy nie przyjmować. Po zasięgnięciu opinii rady zgodziłem się na darowiznę i od tego czasu staliśmy się znajomymi, później dobrymi znajomymi
— mówił Krzysztofowicz.
Dodał, że ich znajomość pogłębiała się w czasie.
Najczęściej spotykaliśmy się na terenie klasztoru i kościoła, czasami bywałem u nich w domu, w restauracji, dwukrotnie byłem z nimi na wyjazdach zagranicznych, oni za wszystko płacili. Florencja była w maju 2012 roku, a Wenecja w 2011 roku. Wyjazdy miały charakter czysto towarzyski. Za pierwszym razem pan Marcin P. załatwiał sprawy biznesowe dot. firmy lotniczej. Nie towarzyszyłem w spotkaniach służbowych
— przekonywał Krzysztofowicz.
Pytany przez Zembaczyńskiego, czy widział złoto Amber Gold odpowiedział, że tak.
Tak, raz widziałem, jak byłem w siedzibie firmy i byłem ciekaw jak wygląda sztabka złota. Poprosiłem, żeby mi pokazali. Wtedy ją widziałem, była to kilogramowa sztabka złota.
Zembaczyński: Jak odniesie się pan do tego, że złoto miało zostać przewiezione do o. Jacka>
Jeżeli dobrze pamiętam, to oni się zastanawiali, czy nie przewieść. Nic z tego nie wyszło. Nic mi nie wiadomo. Nic nie wiedziałem o przewinieniu złota
— mówił Krzysztofowicz.
Zembaczyński : Dlaczego nie zdecydował się pan zwrócić darowizny?
Klasztor ma swoją strukturę zarządu. Przeor przyjmował darowizny i on podejmował decyzje o zwrocie. Nie byłem członkiem zarządu
— stwierdził.
Zembaczyński dopytywał również o sms od Marcina P. w którym ten pisał o bezpiecznym miejscu.
Była taka sytuacja, że atmosfera była bardzo nieprzyjemna i w czasie mszy dziennikarze robili zdjęcia w kościele, co było nie do przyjęcia dla mnie. Nie widziałem tez powodu, by nie wpuszczać ich do kościoła. Chodzili na chór. To było to bezpieczne miejsce
— wyjaśnił były duchowny.
Pytany o to, czy decyzja o opuszczeniu stanu duchownego miała związek z Amber Gold podkreślił, że nie miało to żadnego związku.
wkt
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/361843-kuriozalne-tlumaczenia-o-jacka-przed-komisja-ds-amber-gold-nie-wiem-czy-obowiazuje-mnie-tajemnica-spowiedzi-wtedy-mialem-pewnosc-a-pozniej-watpliwosci