To zagadka, dlaczego TVN-owskie Fakty nie wspomniały dziś ani słowem o konflikcie rząd-filmowcy. Przecież zdarzyły się rzeczy ważne. Rada Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej zaopiniowała negatywnie decyzję ministra kultury o odwołaniu Magdaleny Sroki. Co więcej znani i mniej znani filmowcy wyszli na ulicę aby oprotestować tę dymisję – nota bene wezwani listem grupy kobiet-filmowców, co nadało konfliktowi dodatkowe, feministyczne zabarwienie. I na koniec dnia pani Sroka została odwołana. Nowy konkurs ma się odbyć za dwa, trzy tygodnie.
Dla opozycyjnego medium to wszystko gratka. Można krzyczeć o kulturze zagrożonej cenzurą i uciskiem, bo przecież urzędniczce zainstalowanej przez poprzedni rząd przerywa się kadencję. A jednak cisza, nawet jednego zdania na temat tych zdarzeń. Dziś media wszystkich stron równie chętnie o czymś krzyczą co pomijają zdarzenia niewygodne. Ale warto rozważyć przyczynę tego milczenia.
Otóż poszła w miasto wiadomość, że filmowcy pojęli, iż wojna w obronie Sroki to gra znaczonymi kartami. A TVN też jest instytucją mającą jakąś cząstkę kontroli nad PISF. Kieruje się więc korporacyjnymi interesami środowiska.
Skądinąd fakt, że to gra znaczonym i kartami uznała również chyba sama Rada PISF. Owszem, stanęła w obronie Sroki, ale można odnieść wrażenie, że zrobiła to pro forma. Więcej strat zadałaby przecież ministrowi, gdyby zwlekała z opinią. Bo powstawałoby pytanie, czy dopóki nie została ona wydana, można rozpisać nowy konkurs na szefa PISF. Opinia ewidentnie ministra nie wiąże. Ale czy minister nie powinien na nią czekać?
Rada kwestionuje co prawda samą dymisję twierdząc, że w artykule 14 ustawy o kinematografii nie ma patagrafu w oparciu o który można odwołać Srokę. Przypomnijmy, że chodzi o historię z tajemniczym listem do Christophera Dodda, prezesa Stowarzyszenia Producentów Filmowych, w którym poza kiepską angielszczyzną znalazły się aluzje na temat szalejącej w Polsce cenzury. Miał on być napisany przez urzędniczkę, ale podpisany przez samą Srokę. Pani dyrektor usunęła następnie swoją podwładną i wyparła się znajomości treści listu.
Czy można usuwać ze stanowisko za niemądre listy? Jednak wiceminister kultury Paweł Lewandowski dowodzi, że Sroka złamała prawo. List naraził na szwank reputację instytucji, jaką jest PISF, a poniekąd i Polski, którą Instytut reprezentuje zagranicą. Troska o tę reputację jest obowiązkiem dyrektora.
Co więcej, pani dyrektor zataiła całą historię przed ministrem nadzorującym z urzędu PISF, choć już w czerwcu ujawniła ją Radzie. Albo kryje podwładną, która się pod nią bezprawnie podszyła (co byłoby już nie tylko naruszeniem przepisów, ale przestępstwem), albo kłamie, że sama nie brała w niczym udziału.
Prawne argumenty ministerstwa wydają mi się przekonujące. Nawet jeśli to szukanie pretekstu na niewygodną urzędniczkę odziedziczoną po starej ekipie, dostarczyła ona na samą siebie już nie kija, a ogromnej maczugi. Rzecz cała była produktem przeczulenia środowiska , które gołosłownie oskarżało Glińskiego o skłonności cenzorskie. Akurat w świecie filmu nie sposób jest na to wskazać nawet pozornego przykładu. I to przeczulenie wyprodukowało aferę, która będzie źródłem jeszcze większej histerii.
Jest powód i minister z tego powodu korzysta. Ma prawo. Inną sprawą jest kontekst. Nie ulega wątpliwości, że obecna władza ma wizję podporządkowania różnych sfer państwa i społeczeństwa swojej wszechogarniającej polityce – co nieraz kwestionuję. Akurat w sferze kultury jest delikatna, raczej ustępując korporacji artystów niż ją zanadto atakując. Ale artyści uważają się za część świata zagrożonego przemianami. Wielu z nich nie cierpi zresztą tej władzy z powodów ideologicznych.
Jedno jest pewne – wbrew temu co twierdził niedawno rektor Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi Mariusz Grzegorzek PiS nie planuje likwidacji PISF, nie zamierza odebrać procesu dzielenia pieniędzy instytucji po części zdominowanej przez wpływy korporacji filmowców. Odejdzie Magdalena Sroka, osoba, którą Platforma dobrała sobie z kręgów dość wyrazistej lewicy. Ale przyjdzie ktoś namaszczony według logiki dotychczasowego systemu.
Owszem my dobierzemy komisję konkursową, ale przecież spośród osób wskazanych przez samo środowisko filmowców
— przypomina wiceminister Lewandowski.
Będziemy mieli do czynienia jedynie z korektą. Ci którzy nawet korektę uważają za kataklizm, niech mają pretensję do Sroki, że nie umiała być zręczniejsza – i w momencie kiedy list wysyłała, i może nawet bardziej potem, kiedy aferę nieudolnie tuszowała. Jeśli dziś podniesie się krzyk środowisk twórczych w obronie rzekomo deptanych swobód, to będzie krzyk w obronie prawa do popełniania głupstw. Rada PISF nota bene w utrwaleniu tego głupstwa pomogła, też zatajając całą sprawę przed ministrem.
Z kolei rządowi doradzałbym dyplomację. Coraz bardziej krzykliwi radykałowie mogą sobie snuć wizje wymiany elit, ale nie desygnują nowych reżyserów, scenarzystów czy aktorów „po uważaniu”. Mogą co najwyżej pilnować aby ci nieliczni, mniej straszni dla prawicy, nie byli dyskryminowani. Jednak w swojej masie ten świat pozostanie raczej daleki od poglądów rządząc ego obozu. I tak nie jest do tego stopnia zdominowany przez wojującą lewicowość jak świat teatru. Bo w kinie trzeba opowiadać ciekawe historie wszystkim, a nie tylko zwolennikom KOD.
Jeśli obie strony zachowają zimną krew to będzie incydent. Jeśli jednak dojdzie do przewlekłej awantury, to na niej straci tylko polska kultura. Bo przypomnijmy – to PiS wraz z SLD stworzył kiedyś system wspierania produkcji filmowej budżetowymi pieniędzmi, wbrew liberałom z PO. Można ten system kwestionować, narzekać na jego nieprzejrzystość, na koteryjność. Ale polskie kino jest dziś zdecydowanie lepsze niż było 12 lat temu, kiedy ustawa o kinematografii powstawała. To jest akurat fakt.
Nota bene obecny rząd szykuje uzupełnienie tamtego systemu dotowania przemysłu filmowego tzw „zachętami”, czyli dodatkowymi ułatwieniami, np. podatkowymi dla producentów filmowych. Groźba produkowania dzieł pod potrzeby polityczne jest wobec oblicza ideowego środowiska filmowego prawie żadna. Może się oczywiście pojawić próba większego promowania pewnych tematów, np. historycznych. Ale i tak decydować będą artyści.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/361589-sroka-naprawde-naruszyla-prawo-apeluje-o-nowe-otwarcie-na-wojnie-straci-polska-kultura
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.