„Cieszę się, że wchodzi pan dzisiaj do grona moich najbliższych współpracowników. Jest pan człowiekiem nie tylko doskonale przygotowanym do wypełnienia roli ministra w Kancelarii Rzeczpospolitej, ale ma pan też konieczne doświadczenie”,
— powiedział prezydent Andrzej Duda w chwili powołania na swego rzecznika Krzysztofa Łapińskiego. Pewnie dzisiaj pan prezydent podtrzymałby swoje zdanie, bo głupio byłoby przyznać się, że dokonał złego wyboru. A tak jest.
Krzysztof Łapiński studiował dziennikarstwo i nauki polityczne, dokształcał się w zakresie public relations, i chwała mu za to, nic to jednak jeszcze nie oznacza. Wykształcenie ma, talentu retora i wyczucia - tak niezbędnych cech do reprezentowania ważnych urzędów, a zwłaszcza głowy państwa, niestety, nie. Stanowisko sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP objął niespełna pół roku temu, a już zaliczył kilka wpadek, które nie powinny były się zdarzyć.
Przypomnę tylko tę największą, po której powinna nastąpić dymisja, choćby pro forma na własne życzenie, a dotyczącą dyskredytującej wypowiedzi pałacowego rzecznika wobec premier rządu RP Beaty Szydło. Zahaczony przez dziennikarzy o to, jakoby prezydent domagał się dymisji szefa MON Antoniego Macierewicza, Łapiński odpowiedział:
„Jeśli prezydent miałby oczekiwania co do zmian w składzie Rady Ministrów, to na pewno wyraziłby je prezesowi Kaczyńskiemu”.
Tym samym uczynił z szefowej rządu pacynkę całkowicie lekceważoną przez swego pryncypała. Mówiąc wprost, podważył autorytet premier Szydło, skompromitował prezydenta Dudę i siebie.
Zadanie rzecznika można sprowadzić do jednego zdania: ma sensowną argumentacją tłumaczyć nawet najbardziej nonsensowne postępowanie, decyzje i wypowiedzi zwierzchnika, dbać o jego jak najlepszy wizerunek. W tym kontekście wręcz kuriozalnego wydźwięku nabiera zdanie Łapińskiego, który odpowiedzialność za swe niedorzecznictwo zrzuca na…:
„Moim zwierzchnikiem jest prezydent. To prezydent Andrzej Duda zdecydował się powołać mnie na funkcję ministra i to on decyduje o obsadzie stanowisk w Kancelarii”,
— skomentował żądania jego dymisji. Czyli, jakiego mnie wziąłeś, takiego masz, widziały gały, co brały. Co gorsza, rzecznik Łapiński dorzucił jeszcze do paleniska, że on tylko przekazuje „decyzje i stanowiska” prezydenta. Wynikają z tego dwa przykre wnioski: jeśli Łapiński zdradził kuchenne tajemnice pałacu dotyczące traktowania premier Szydło, tzn. że jest osłem, jeśli zaś był to rzeczywiście przeciek kontrolowany - to stawia samego Andrzeja Dudę w bardzo kiepskim świetle…
Tak czy owak, zamiast godnie reprezentować głowę państwa, rzecznik Łapiński paple dyrdymały na lewo i prawo. A to rzuci na marginesie pozostania w kraju, gdy prezydent Duda poleciał do USA, że „został, aby trzymać rękę na pulsie”, bo „czasy są teraz gorące” i musi być „na posterunku”…, co jest tyle śmieszne co straszne, to znów, gdy w międzyczasie wybuchła sprawa doradcy prezydenta prof. Michała Królikowskiego (według „Newsweeka” jego nazwisko pojawia się w śledztwie dotyczącym nielegalnego handlu paliwami, przestępstw podatkowych i prania brudnych pieniędzy, na czym skarb państwa miał stracić 700 mln zł), rzecznik Łapiński na posterunku „informował”: „Prezydent powiedział mi, spokojnie, dziś wracam”… Kilka dni temu podkreślił swą jakże ważną pozycję i znaczenie w kancelarii Andrzeja Dudy…:
„Zwróciłem uwagę prezydentowi, że warto prześledzić w poniedziałek tygodniki. Zresztą prezydent śledzi, ale zapytam, jaka była reakcja”
— nawiązał w TVN24 do tekstu Jacka Karnowskiego. I tak dobrze, że rzecznik prasowy Łapiński nie wysłał Andrzeja Dudę po gazety do kiosku… Albo np. jego wypowiedź odnośnie do reformy sądownictwa:
„Jak będą ustawy uchwalone, jeśli faktycznie te przepisy staną się prawem, to wtedy dopiero będzie sprawa stawała. Jak sprawa stanie, to wtedy prezydent będzie sobie wyrabiał opinię. Jak ta sprawa będzie stawała, to wtedy prezydent będzie podejmował decyzje”,
— wyłożył Łapiński. Istny majstersztyk… Zastanawia mnie, jak to się dzieje, że wysokie urzędy państwowe i partie zamiast najlepszych z najlepszych wybierają na swych reprezentantów po prostu nieloty. Śmiem twierdzić, że ostatnim rzecznikiem rządu z prawdziwego zdarzenia był Jerzy Urban, za nieboszczki PRL zderzak komunistycznych władz, człowiek wielce inteligentny, z refleksem, a i z poczuciem humoru, cynik szanowany także przez dziennikarzy zagranicznych za to, że swe wredne zadanie wypełniał umiejętnie, wręcz wzorcowo.
Co było później? Nieco później premier Waldemar Pawlak powierzył tę nadzwyczaj odpowiedzialną funkcję… studentce Akademii Rolniczej, Miss Świata Studentek w konkursie World Miss University 1993; urodziwa pani Ewa Wachowicz pracowała w gabinecie Pawlaka w latach 1993-1995. A jakże, i na tym polu miała osiągnięcia, w 1994r. została laureatką plebiscytu „Srebrne usta”, za zdanie: „Premierowi nie odmawia się”.
Nie będę pastwił się nad jej następczyniami i następcami. Wątpię, czy prezydent Duda wciąż cieszy się ze swego wyboru. Jeśli jednak „wykonujący pewne kwestie” - jak sam o sobie mówi rzecznik Krzysztof Łapiński - ma być wizytówką Pałacu Prezydenckiego, to wolę już Wachowicz. A na poważnie, komu rządowi czy prezydenccy niedorzecznicy tak naprawdę wystawiają złe świadectwo…?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/361497-etatowe-niedorzecznictwo-watpie-czy-prezydent-duda-wciaz-cieszy-sie-ze-swego-wyboru
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.