Prezydent Andrzej Duda został zapytany na Twitterze, czemu nie pokazał się wśród uczestników „Różańca Do Granic”. Jego odpowiedź („Różaniec musi być przed kamerami lub we fleszach? Hmmm… Nie wiedziałem”) pokazuje zmianę, jaką przeszedł prezydent. I wyjaśnia nieco, czemu spora część elektoratu czuje się dziś zawiedziona.
Prezydent nie jest jednak konsekwentny w swojej niechęci do fleszy. Podczas zwycięskiego meczu Polski z Czarnogórą, bardzo chętnie dawał się fotografować. Dla niektórych wyborców to dowód, że głowie państwa bliżej dziś do salonu niż do zwykłego człowieka, zwłaszcza że kiedyś – jak mu wypominają – miał mniejsze niż dziś opory przed publiczną modlitwą. Ja tak daleko idącej interpretacji nie podzielam. Mecz to również widowisko ludowe, liberalne salony drwiły przecież ze zwycięstwa polskiej drużyny, a prezydenta nadal uważają za swojego wroga.
Jednak rzeczywiście jest coś na rzeczy w fakcie oddalania się prezydenta od sporej części swoich wyborców. Trudno jednoznacznie ocenić, co jest przyczyną tego stanu rzeczy, czy chodzi o rozczarowanie, o świadomość, że w chwili sporów ustrojowych wielu z nich okazało się bardziej lojalnych wobec PiS? Czy może o jakąś formę aspiracji czy presji innego środowiska, bardziej „kulturalnego”, bądź – w ocenie prezydenta – lepiej rozumiejącego niuanse polityki i interesu państwa? Wreszcie pojawia się inne pytanie: który Andrzej Duda był bardziej prawdziwy – ten z kampanii, czy ten dzisiejszy? Oczywiście może być i tak, że i jeden, i drugi jest prawdziwy. Tyle, że wtedy był kandydatem, a teraz jest prezydentem, co może oznaczać konieczność otwarcia na inne grupy obywateli i dystansowania się od zachowań, które mogłyby zostać uznane za zbyt jednostronne. Można zrozumieć taką metodę działania, wszak prezydent powinien stać ponad podziałami, jednak wcześniej nic nie zapowiadało takiego zwrotu, stąd trudno się dziwić, że może on być niezrozumiały, a nawet wywoływać żal lub agresję niektórych dotychczasowych zwolenników (choć formy wyrażania tego żalu bywają nie do przyjęcia).
Trudno dziś wyrokować, czy w ostatecznym rozrachunku (a będą nim wybory w 2020 roku) ten manewr wyjdzie na dobre prezydentowi, czy znajdzie on i trwale przyciągnie do siebie nowych wyborców, takich którzy nie czują bliskich związków z PiS i w związku z tym nie są rozdarci obecnym pęknięciem na linii prezydent - partia. Taki elektorat pewnie jest (świadczą o tym rosnące sondaże prezydenta), ale zapewne na pstrym koniu jeździ i utrzymać go może być niełatwo.
Prezydent ma zapewne świadomość, że może stać się ofiarą silnej polaryzacji społeczeństwa. Dlatego jej pogłębianie nie jest w jego interesie. Nie jest też, dodajmy, w interesie państwa. Jednak aby do tego nie dopuścić, musi umieć przekonać do swoich racji przede wszystkim tych, którzy oddali na niego swój głos. Dopiero potem może poszerzać bazę. Na razie można odnieść przeciwne wrażenie, że prezydent coraz rzadziej pochyla się nad obawami swoich dawnych wyborców (jego odpowiedź na pytanie o Różaniec to pokazuje), a w zamian domaga się wiary w jego politykę. To jednak może być zbyt mało, aby uspokoić zawiedzionych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/361460-prezydent-domaga-sie-od-swoich-wyborcow-wiary-to-jednak-moze-nie-uspokoic-zawiedzionych