Od kilku tygodni nie ma dnia, żeby któryś z publicystów uprawiających „konstruktywną” krytykę rządów PiS nie posłużył się określeniem „beton pisowski”. Beton pisowski to, beton pisowski tamto, beton pisowski niczego nie rozumie, beton pisowski nazywa prezydenta zdrajcą, po co ja to piszę, po co ja to mówię, skoro beton pisowski… itp. itd. Jest tego mnóstwo. Gdyby ktoś miał nietypowe zboczenie i zamiast magnesów na lodówkę zbierał takie śmiesznostki, już by mu się w piwnicy nie zmieściły.
Pojęcie „betonu pisowskiego” jest więc stosunkowo nowe. Owszem, pojawiało się wcześniej w tekstach funkcjonariuszy Frontu Jedności Przekazu, ale w tzw. prawicowych mediach to jednak nie. Jest więc to także nowum dla samych autorów, stąd być może zmieniająca się pojemność pojęcia, które od pewnego czasu nie jest już ciepłym i miłym określeniem najtwardszego elektoratu PiS (dzięki któremu partia ta przetrwała swój głośny „Koniec PiS-u”), ale staje się już wielkim zbiorem wszystkich, którzy nie zgadzają się z autorem. Cóż, każdemu wolno tworzyć nowe pojęcia, a potem się z nimi zmagać o lepsze jutro, ja jednak postanowiłem zadać sobie trud rozszyfrowania, co tak naprawdę kryje się za pojęciem „betonu pisowskiego”. Efektami badań dzielę się bez przyjemności. A nawet z pewnym smutkiem.
Otóż beton pisowski to – jako się rzekło - twardy, najtwardszy elektorat PiS-u. Kiedyś mówiło się o „betonie partyjnym” i byli to ludzie nieprzejednani w swym oddaniu komunie, dziś próbuje się pojęciem tym obsłużyć fanów partii rządzącej. Może któryś zmięknie i nie będzie już chciał być betonem? Może pozostanie betonem, ale jakiejś innej partii?
Beton pisowski to ludzie, którzy nie chcą zrozumieć, że związek przyczynowo-skutkowy jest rzeczą względną. Na przykładzie: prezydent Andrzej Duda uznał w pewnym momencie, iż twarda reforma wymiaru sprawiedliwości mniej się wpisuje w jego „umiarkowanie” niż reforma twarda pozornie. Ba, stwierdził nawet, że to, co sprawdziło się w jego własnym przypadku, czyli polityka kadrowa PiS, dłużej sprawdzać się nie może. Nie powinna nawet. Stąd pomysły, by na wszelki wypadek „zabezpieczyć” Krajową Radę Sądownictwa przed kolejnymi „Misiewiczami” czy „Dudami” i kazać Sejmowi głosować większością 3/5. Rozwiązanie bardzo perspektywiczne, zwłaszcza, że – tak jak prezydenckie zwycięstwo kandydata PiS było zdaniem Salonu i części Antysalonu niemożliwe, tak dziś w opinii prezydenckiego otoczenia niemożliwe jest, by jakaś partia miała w Polsce kiedyś tyle głosów w Sejmie. Pożyjemy, zobaczymy. Na razie jednak postulat pana prezydenta jest jasny – trzeba się dogadać. Kto z kim? A to, już chyba różnie. Ubecy z ministrem Błaszczakiem, mafia vatowska z urzędami skarbowymi, rycerze okrągłego stołu z zakutymi łbami twardej prawicy.
Nieco to skomplikowane, ale łaska prezydencka na pstrym koniu, jak wiadomo, jeździ. Beton pisowski to ci, którzy tego nie rozumieją. To wszyscy ci, którzy w opinii Publicystów, Którzy Nigdy Się Nie Mylą, Bo Nawet, Gdy się Mylą, Mają Rację, nie chcą uznać ich prostych prawd. Beton pisowski nie chce zrozumieć, że fakt, iż prezydent Duda postanowił brutalnie (bo publicznie) pójść na strzelaninę z ludźmi, którym zawdzięcza stanowisko, nie oznacza, że elektorat tych ludzi może zmienić o nim zdanie. Że może mieć żal i pretensje. Wspominać o piachu sypanym w szprychy. Beton ma się podporządkować narracji, iż coś się betonowi nagle pod deklem poprzestawiało. Bo przecież jeszcze przed chwilą twierdził, że „Duda jest swój”, a teraz, nagle, bez cienia powodu czy pretekstu choćby, nagle mówi co innego.
Jakim cudem beton pisowski miałby nie dostrzec, iż było dokładnie odwrotnie i to pan prezydent zaskoczył twardy elektorat niechęcią do ustaw napisanych przez partię, która wystawiła go w wyborach, a nie elektoratowi coś „się odwidziało”? Jak beton pisowski miałby przełknąć bez cienia skrzywienia fakt, że jeden z najlepszych ministrów rządu Beaty Szydło, Zbigniew Ziobro jest atakowany przez ludzi współtworzących prezydencki projekt? Że prezydencki rzecznik próbuje wkupywać się w łaski antyprezydenckiego (kiedyś, dziś i jutro) Salonu, przy pomocy docinków wobec niedawnej jeszcze partii Andrzeja Dudy?
Nie wiadomo. Podobnie, jak wciąż nierozwiązaną tajemnicą pozostaje strategia przekonywania betonu pisowskiego, iż to Andrzej Duda jest ojcem wyborczego sukcesu PiS w wyborach parlamentarnych. Że bez niego, i oczywiście bez rozmontowującego System Pawła Kukiza, nic by się Zjednoczonej Prawicy nie udało. Stąd tylko krok do odkrycia, iż Jarosław Kaczyński wcale nie jest twórcą tego sukcesu, ba – że jest on dla polskiej prawicy… obciążeniem. Słyszeliśmy te pieśni nie raz, i nie pięć razy, a wyjący je do księżyca politycy kończyli najczęściej jako wycieraczki całej prawdy całą dobę. Być może publicyści mają inaczej. Warto jednak nieśmiało zauważyć, że wszystkie te pokrętne teorie, ssane z klawiatur prawą ręką za lewe ucho, te wszystkie obraźliwe dla zwykłych wyborców pamflety i paszkwile przypisujące histeryczność i ciemnotę twardemu elektoratowi partii dziś rządzącej, jakiś beton rzeczywiście mógłby w końcu uznać za prawdy objawione, łykając je jak świeże bułeczki. Tyle że, szanowne koleżanki i koledzy z szeroko rozumianego obozu nieliberalnych liberałów i antyprawicowej prawicy, to nie jest „jakiś” beton. To jest beton pisowski. I on nie łyknie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/361305-rozwazania-nad-betonem-pisowskim-dlaczego-nie-chce-byc-plastelina