Rozważany jest wariant „dyplomatycznej choroby” Hanny Gronkiewicz-Waltz: po jakimś czasie na zwolnieniu lekarskim zrezygnowałaby z urzędu.
Nikt już nie ma cierpliwości do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Stracił cierpliwość przede wszystkim przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. Występując 5 października 2017 r. w TVP1 Schetyna wił się jak piskorz, ale wymowa tego, co powiedział słowami i dopowiedział mową ciała była mniej więcej taka: Hanna Gronkiewicz-Waltz powinna stawić się przed Komisją Weryfikacyjną i byłoby to najlepsze dla wszystkich rozwiązanie. Szef PO dał jej ostatnią szansę, gdyż przekonywała, że korzystne dla niej będzie orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ale okazało się niekorzystne, co stało się faktem kilka godzin po rozmowie Grzegorza Schetyny w TVP1. Ale Hanna Gronkiewicz-Waltz zwołała konferencję po wydaniu orzeczenia przez NSA, podając tak kuriozalne argumenty na swoją korzyść, że można się było łapać za głowę. Z grobową miną mówiła o tym, że NSA odróżnił organ rządowy od samorządowego, i że to jej sukces. A jako „organ” nadal nie będzie się stawiać przed komisją, bo „organ” może współpracować, ale nie stawać osobiście. Ta konferencja powinna przejść do historii groteski. Mimo dziwactw wypowiadanych przez prezydent Warszawy na konferencji prasowej, dla każdego normalnego człowieka, a tym bardziej prawnika nie ma żadnego uzasadnienia jej bronienie się rękami i nogami przed stawieniem się przed komisją.
Ze słów i gestów Grzegorza Schetyny w TVP1 płynął jasny komunikat: no i co ja mam z nią zrobić, wziąć za kołnierz i przytaszczyć przed komisję? Schetyna starał się jak mógł, ale widać było, że nie ma już zdrowia dla swojej zastępczyni w partii. Doskonale wie, że Hanna Gronkiewicz-Waltz ciągnie Platformę na dno, ale nie ma żadnego dobrego scenariusza, co z nią począć. Jeśli wyrzuci ją z partii, będzie to interpretowane jako przyznanie, że jest winna. A to oznaczałoby, że Donald Tusk, Ewa Kopacz i sam Grzegorz Schetyna osłaniali na wysokim partyjnym stanowisku osobę nie tylko skompromitowaną, ale współodpowiedzialną za bezmiar patologii. Partia i jej szefowie to tolerowali, to znaczy, że albo mieli w tym interes, albo patologie były traktowane jako coś normalnego. A to pogrąża nie tylko prezydent Warszawy i wiceprzewodniczącą PO, ale też całą partię. Jeśli Schetyna nie wyrzuci Gronkiewicz-Waltz, jej grzechy nadal będą szły na konto Platformy. Tak źle i tak niedobrze. Cierpliwość Schetyny do Gronkiewicz-Waltz skończyła się już kilka miesięcy temu, ale publicznie robił dobrą minę do złej gry. Z moich informacji wynika, że od dawna przewodniczący PO nie rozmawia ze swoją zastępczynią, a w gronie najbliższych współpracowników jej postepowanie ocenia tak, że nie da się zacytować ani jednego zdania. Podczas jednego ze spotkań w wąskim gronie szukano nawet „tego kretyna, który przyjął ją do Platformy Obywatelskiej”.
Podobno Grzegorz Schetyna bardzo żałuje, że nie odebrał Hannie Gronkiewicz-Waltz funkcji wiceprzewodniczącej, zanim zaczęła działać Komisja Weryfikacyjna. A potem było już tylko gorzej i żadnego dobrego scenariusza wyjścia z matni. Od kilku tygodni rozważany jest wariant „dyplomatycznej choroby” Hanny Gronkiewicz-Waltz: po jakimś czasie na zwolnieniu lekarskim zrezygnowałaby wówczas z urzędu. I to miałoby być jako tako honorowe dla niej wyście. Tyle że sama zainteresowana miała taki scenariusz odrzucić. Ale orzeczenie NSA i coraz większe „wkurzenie” Grzegorza Schetyny może to zmienić. A sama Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie nadal „iść w zaparte” i nie stawiać się przed komisją mimo silnych nacisków, a nawet ultimatum Grzegorza Schetyny. W otoczeniu przewodniczącego PO nie mają wątpliwości, że w takiej formie jak obecnie, Hanna Gronkiewicz Waltz zostałaby przez komisję „rozjechana na miazgę”. I nie pomógłby jej profesorski tytuł z prawa, bowiem, jeśli występuje spontanicznie, kompletnie nie panuje nad przekazem, emocjami i elementarną logiką. W Platformie mają jednak nadzieję, że może udałoby się Hannę Gronkiewicz-Waltz do przesłuchania przygotować, wszystko przećwiczyć. Tylko oczekują, że ona sama sobie to zorganizuje. A prezydent Warszawy obawia się, żeby informacja o takich treningach nie wyciekła na zewnątrz. Wtedy bowiem resztki jej profesorskiej reputacji legną w gruzach.
Jedno jest pewne: po orzeczeniu NSA Grzegorz Schetyna nie będzie miał wyjścia i postawi swej zastępczyni ultimatum. Gdyby w najbliższym czasie „zachorowała”, byłoby to jakieś wyjście, ale dla opinii publicznej jednoznacznie interpretowane jako ucieczka i dowód panicznego strachu przed Komisją Weryfikacyjną. Tak czy owak Hanna Gronkiewicz-Waltz politycznie jest już przeszłością. Nikt i nic jej nie uratuje. A w otoczeniu Grzegorza Schetyny można usłyszeć, że powinna wznowić swoje kontakty z Duchem Świętym (o czym sama szeroko opowiadała przed laty w wywiadach), bo innego ratunku już dla niej nie ma.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/361028-nikt-i-nic-nie-uratuje-juz-hanny-gronkiewicz-waltz-pograzyl-ja-nsa-nie-ma-do-niej-zdrowia-grzegorz-schetyna