Zaraz minie tych 20 lat. Kawał czasu. Pamiętają Państwo rok 1998? Mieliśmy 49 województw, startowała sieć komórkowa Idea, zabito gen. Papałę, zaczynaliśmy negocjacje akcesyjne z UE, a piłkarska reprezentacja rozpoczynała kolejne przegrane eliminacje do wielkiej imprezy - tym razem pod wodzą późniejszego posła Samoobrony Janusza Wójcika. Na świecie Jelcyn dymisjonował Czernomyrdina (a po chwili Kirijenkę), Amerykanie rozpoczęli impeachment Clintona, powstało Google, a Titanic dostał 11 Oscarów. Prehistoria, nieprawdaż?
Właśnie wtedy prezydentem Gdańska został działacz AWS Paweł Adamowicz, właściciel jednego mieszkania. W czasie swojej prezydentury odnosi same sukcesy. Widocznie potrafi ciułać. W 1999 r. dokupuje drugie lokum. W 2007 – trzecie. W 2008 ma ich już pięć. W 2011 r. - siedem. Na rynku nieruchomości czuje się spełniony, więc kilka z nich przepisuje na żonę (bądź innych członków rodziny).
To świetny czas nie tylko dla samego prezydenta, ale i jego najbliższych. Rodzicom i dziadkom Adamowiczów wiedzie się tak dobrze, że przekazują prezydentostwu prezent za prezentem. W sumie: 140 tys. zł (dla Pawła od jego rodziców), 215 tys. zł w akcjach PKO BP (dla Pawła od jego rodziców), 247 tys. zł (dla Małgorzaty od jej rodziców). Wszystko ślicznie udokumentowane w postaci umów. Gorzej jest z zapewnianiem dobrego startu dzieciom prezydenckiej pary. Na 549 tys. zł od pradziadków nie ma ani jednego papieru – małżeństwo prawników w tej sprawie o prawie… zapomniało.
Adamowiczowie sami już nie wiedzą, która kasa jest czyja.
Z czasem gotówka „ślubna” mieszała się z gotówką córek. Mamy orientacyjne zestawienia roczne ile jest której, ale nie detaliczne
–- pisał pan prezydent do szefa CBA Pawła Wojtunika. Aby zrozumieć, jak wielki majątkowy chaos musiał okiełznać gdański książę, trzeba też wziąć pod uwagę, że Adamowiczowie oszczędności trzymają na 36 rachunkach w 11 instytucjach finansowych.
Nie dziwne więc, że pan prezydent myli się w oświadczeniach majątkowych. A to gubi paręset tysięcy złotych, a to nie wpisuje wszystkich nieruchomości.
Zakup mieszkania w Gdańsku przy ul. Piastowskiej 60b miał miejsce na początku 2009 roku, przez co zatarł się w mojej pamięci
— zeznaje Adamowicz prokuratorowi. Można tylko współczuć i spróbować „biedaka” zrozumieć…
I śledczy najwyraźniej rozumieją, bo mimo że uznają jego wyjaśnienia za niewiarygodne, wnoszą o warunkowe umorzenie sprawy kłamstw w oświadczeniach i poza nakazem zapłacenia paru groszy (tak należy w tej sprawie opisywać 40 tys. zł) dają prezydentowi spokój.
Wtedy jednak w Polsce na dobre rodzi się faszyzm. Pisowscy siepacze maluczkim zamykają usta banknotem z Sobieskim, obniżają emerytury patriotycznym ubekom, dzięki nie wiadomo jakim sztuczkom księgowym znajdują jakieś miliardy i zmniejszają deficyt, co to miał być na wieki. Ale najgorsze, że bredzą coś o równości wobec prawa – wszystkich, nawet wysokich urzędników państwowych i samorządowych! Można było spodziewać się próby zamachu na wolność i demokrację, ale mało kto przypuszczał, że najczarniejsze sny się ziszczą - że będą chcieli wsadzać!
Kierowana przez mściwego Zbigniewa prokuratura składa apelację od wyroku gdańskiego sądu. O dziwo – bo przecież zamach na niezawisłe sądy jeszcze się nie dokonał – apelacja zostaje uwzględniona.
Kończy się wrzesień 2017 r. przed Sądem Rejonowym Gdańsk-Południe startuje ponowny proces Pawła Adamowicza. Szykanowany prezydent wie, że pętla się zaciska. Odmawia składania zeznań. Na scenę wchodzi prokurator, by odczytać to, co pan prezydent naopowiadał w śledztwie. To jakby kolejna odsłona akcji „Cała Polska czyta dzieciom”, bo tylko dzieci mogą uwierzyć w legendę o uczciwym księciu znad Motławy.
Przypomnijmy: w ostatnich latach nie uwierzyły w nią ani CBA, ani prokuratura, ani sąd, ani Izba Skarbowa, ani Urząd Skarbowy – i każda z tych instytucji napisała to w odpowiednich dokumentach.
A propos tych ostatnich… oto: bach! - 2 października 2017 r. trójmiejska „Gazeta Wyborcza” donosi, że Adamowicz ma nowe zarzuty. Karno-skarbowe, postawione w 2016 r., z powodu zatajenia w zeznaniach podatkowych w sumie 753 tys. zł. Tym razem zarzutami objęto też panią Małgorzatę Adamowicz. W tej sprawie śledztwo jeszcze się nie zakończyło. Nad materiałem dowodowym pracują jeszcze prokuratorzy z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji. Sprawa trafiła tam, bo gdańska skarbówka okazała się kompletnie ślepa.
I już zupełnie na serio: co będzie dalej? Znam sporo dokumentów w tej sprawie, bo opisywaliśmy ją z Marcinem Wikłą w tygodniku „wSieci”. Wtedy jednak urobek organów ścigania był zapewne uboższy, bo czarno na białym było wówczas widać, że niemal każda (z wyjątkiem CBA) z państwowych instytucji pod poprzednią władzą robiła wszystko, by Adamowiczom włos z głowy nie spadł.
Z materiałów sprawy wynikało, że państwo prezydentostwo zataiło ogromny majątek, nie potrafiło wyjaśnić, skąd ma setki tysięcy złotych, kupowało po zaniżonych cenach mieszkania od dewelopera, któremu miasto Gdańsk później szło na bardzo opłacalne ustępstwa w decyzjach urzędniczych, nie płaciło należnych podatków, fałszowało oświadczenia majątkowe, a wreszcie składało fałszywe zeznania.
Nie dziwi, że dziś milczą, odmawiają odpowiedzi na pytania prokuratora, unikają mediów. Za rogiem mogą ich czekać bardzo nieprzyjemne – i wreszcie sprawiedliwe – wyroki. A gdańszczan decyzja: komu powierzyć klucze do miasta, by spróbował odbudować zaufanie do samorządu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/360426-ostatni-rok-pary-ksiazecej-na-wlosciach-czy-skoncza-z-wyrokami