Panie profesorze, zmieńmy temat - od dobrych kilku tygodni, miesięcy, mamy wyraźne napięcie między obozem rządowym a prezydenckim. Wśród wielu Czytelników powstała obawa, że obóz prędzej czy później pęknie, że efektem będzie powrót do III RP albo jakiejś jej formy. Pan napisał w tej sprawie ciekawy tekst na naszym portalu, ale chciałem dopytać: ma Pan podobne obawy, czy jednak to po prostu naturalny proces w polityce?
WIĘCEJ: Reforma czy katastrofa. „To jest krok w dobrym kierunku. Trzeba to docenić – i iść dalej”
Bardzo się tym niepokoję. Wyrazem tego niepokoju był między innymi wspomniany przez Pana tekst. Niepokoję się tendencją niektórych dziennikarzy, zarządców mediów „naszej strony”, którzy jak gdyby byli zainteresowani podsycaniem konfliktu. Nie widzę w tym twórczej myśli, która usprawiedliwiłaby tego rodzaju działania.
Pan prezes Kaczyński i pan prezydent Duda muszą ze sobą współpracować: ani jedna, ani druga strona nie może się obyć bez drugiej na dłuższą metę. Kompletną brednią jest sugestia, by dziś odwrócić się od prezydenta, wypchnąć go z obozu i uznać, że za 2,5 roku wybierzemy innego. Nawet gdyby przyjąć tak karkołomną tezę, to przez te 2,5 roku nic się nie zrobi bez wsparcia prezydenta. Inna rzecz, że wiem, po prostu wiem, że nie jest tak, iż prezydent chciałby blokować zmiany. Trzeba nawiązać współpracę, bo nie mamy alternatywy.
Nie wiem, czy Pan profesor się zgodzi, ale mam wrażenie, że te obawy idą w dwie strony: z jednej, że wokół prezydenta powstanie jakaś partia, jakaś forma ruchu na kontrze do PiS - w stylu nowego, „lepszego” oblicza tej partii. Z drugiej zaś obawa, że decyzje prezydenta po prostu zablokują realne zmiany w Polsce.
W tej pierwszej sprawie kiedyś powiedziałem: kto roi sobie pomysł partii prezydenckiej, jest skrajnie niemądry. Podtrzymuję to zdanie - to nigdy się nie udało i nie uda się w przyszłości.
Żaden taki ruch nie jest możliwy? Mniej lub bardziej widać mruganie okiem, by stworzyć jakiś BBWR, jakąś formę ruchu politycznego wokół prezydenta.
Patrząc z perspektywy historycznej: z trudem udało się to Piłsudskiemu, a przecież były to inne czasy. Kolejne doświadczenia jasno wskazywały i wskazują, że takie inicjatywy kończą się fiaskiem. Poza tym widać, kto próbuje tworzyć takie partie - od pierwszego BBWR począwszy - najgorsi ludzie w polityce. To ostatnia partia, z jaką chciałbym mieć do czynienia: stworzona przez odpady z innych partii. Nie daj Boże taki pomysł… Ale znów - wiem, że prezydent jest człowiekiem, który zdaje sobie z tego sprawę, że taka konstrukcja do niczego nie prowadzi. Istnieją za to, przepraszam za wyrażenie, szumowiny polityczne, które próbują tworzyć takie wrażenie: a może powstanie taka partia, a może się tam zaczepimy… To nie jest realne. Tego się nie boję.
A ta druga obawa wyborców prawicy? Że reformy zostaną okrojone do jakiejś miękkiej, niewiele zmieniającej wersji. Że - dla przykładu - zmiany w wymiarze sprawiedliwości skończą się na tym, że korporacyjna władza, oligarchia, jak mówi Bronisław Wildstein, zostanie tylko okrojona, ale nie zmieniona?
Obawiających się o to zapytałbym o jedno: czy lepiej jest zrobić reformę, która nie będzie pierwotną wersją, a która była źle przygotowana, czy nie zrobić nic? Wracam do tamtego projektu z czerwca i lipca, bo w sposób widoczny reforma ta była upychana kolanem, w ostatnim momencie. To było kompromitacją polskiego procesu legislacyjnego.
Powtarzam pytanie: czy z powodu, że nie realizujemy pierwotnej, niedopracowanej wersji projektów lepiej w ogóle niczego nie ruszać i rozbić obóz Zjednoczonej Prawicy? Lepiej powiedzieć: wszyskto albo nic? W polityce zasada „wszystko albo nic” nie obowiązuje - polityka to gra realnych możliwości.
Jest Pan optymistą co do przyszłości obozu prawicy?
Niestety, natura ludzka jest, jaka jest. Każdy z nas ma rozmaite pokusy, słabości, ambicje, u każdego występuje ego. Bardzo często obrzucamy się oskarżeniami w sprawie ego: najczęściej mówią zresztą o tym ci, którzy sami mają rozdmuchane ego. Radziłbym najpierw spojrzeć w lustro: sam zresztą zaraz to zrobię. To jedyna słuszna puenta naszej rozmowy: i dla nas, i dla Czytelników.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Panie profesorze, zmieńmy temat - od dobrych kilku tygodni, miesięcy, mamy wyraźne napięcie między obozem rządowym a prezydenckim. Wśród wielu Czytelników powstała obawa, że obóz prędzej czy później pęknie, że efektem będzie powrót do III RP albo jakiejś jej formy. Pan napisał w tej sprawie ciekawy tekst na naszym portalu, ale chciałem dopytać: ma Pan podobne obawy, czy jednak to po prostu naturalny proces w polityce?
WIĘCEJ: Reforma czy katastrofa. „To jest krok w dobrym kierunku. Trzeba to docenić – i iść dalej”
Bardzo się tym niepokoję. Wyrazem tego niepokoju był między innymi wspomniany przez Pana tekst. Niepokoję się tendencją niektórych dziennikarzy, zarządców mediów „naszej strony”, którzy jak gdyby byli zainteresowani podsycaniem konfliktu. Nie widzę w tym twórczej myśli, która usprawiedliwiłaby tego rodzaju działania.
Pan prezes Kaczyński i pan prezydent Duda muszą ze sobą współpracować: ani jedna, ani druga strona nie może się obyć bez drugiej na dłuższą metę. Kompletną brednią jest sugestia, by dziś odwrócić się od prezydenta, wypchnąć go z obozu i uznać, że za 2,5 roku wybierzemy innego. Nawet gdyby przyjąć tak karkołomną tezę, to przez te 2,5 roku nic się nie zrobi bez wsparcia prezydenta. Inna rzecz, że wiem, po prostu wiem, że nie jest tak, iż prezydent chciałby blokować zmiany. Trzeba nawiązać współpracę, bo nie mamy alternatywy.
Nie wiem, czy Pan profesor się zgodzi, ale mam wrażenie, że te obawy idą w dwie strony: z jednej, że wokół prezydenta powstanie jakaś partia, jakaś forma ruchu na kontrze do PiS - w stylu nowego, „lepszego” oblicza tej partii. Z drugiej zaś obawa, że decyzje prezydenta po prostu zablokują realne zmiany w Polsce.
W tej pierwszej sprawie kiedyś powiedziałem: kto roi sobie pomysł partii prezydenckiej, jest skrajnie niemądry. Podtrzymuję to zdanie - to nigdy się nie udało i nie uda się w przyszłości.
Żaden taki ruch nie jest możliwy? Mniej lub bardziej widać mruganie okiem, by stworzyć jakiś BBWR, jakąś formę ruchu politycznego wokół prezydenta.
Patrząc z perspektywy historycznej: z trudem udało się to Piłsudskiemu, a przecież były to inne czasy. Kolejne doświadczenia jasno wskazywały i wskazują, że takie inicjatywy kończą się fiaskiem. Poza tym widać, kto próbuje tworzyć takie partie - od pierwszego BBWR począwszy - najgorsi ludzie w polityce. To ostatnia partia, z jaką chciałbym mieć do czynienia: stworzona przez odpady z innych partii. Nie daj Boże taki pomysł… Ale znów - wiem, że prezydent jest człowiekiem, który zdaje sobie z tego sprawę, że taka konstrukcja do niczego nie prowadzi. Istnieją za to, przepraszam za wyrażenie, szumowiny polityczne, które próbują tworzyć takie wrażenie: a może powstanie taka partia, a może się tam zaczepimy… To nie jest realne. Tego się nie boję.
A ta druga obawa wyborców prawicy? Że reformy zostaną okrojone do jakiejś miękkiej, niewiele zmieniającej wersji. Że - dla przykładu - zmiany w wymiarze sprawiedliwości skończą się na tym, że korporacyjna władza, oligarchia, jak mówi Bronisław Wildstein, zostanie tylko okrojona, ale nie zmieniona?
Obawiających się o to zapytałbym o jedno: czy lepiej jest zrobić reformę, która nie będzie pierwotną wersją, a która była źle przygotowana, czy nie zrobić nic? Wracam do tamtego projektu z czerwca i lipca, bo w sposób widoczny reforma ta była upychana kolanem, w ostatnim momencie. To było kompromitacją polskiego procesu legislacyjnego.
Powtarzam pytanie: czy z powodu, że nie realizujemy pierwotnej, niedopracowanej wersji projektów lepiej w ogóle niczego nie ruszać i rozbić obóz Zjednoczonej Prawicy? Lepiej powiedzieć: wszyskto albo nic? W polityce zasada „wszystko albo nic” nie obowiązuje - polityka to gra realnych możliwości.
Jest Pan optymistą co do przyszłości obozu prawicy?
Niestety, natura ludzka jest, jaka jest. Każdy z nas ma rozmaite pokusy, słabości, ambicje, u każdego występuje ego. Bardzo często obrzucamy się oskarżeniami w sprawie ego: najczęściej mówią zresztą o tym ci, którzy sami mają rozdmuchane ego. Radziłbym najpierw spojrzeć w lustro: sam zresztą zaraz to zrobię. To jedyna słuszna puenta naszej rozmowy: i dla nas, i dla Czytelników.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/359974-nasz-wywiad-prof-nowak-o-napieciu-w-obozie-dobrej-zmiany-wiem-ze-prezydent-nie-chce-blokowac-reform-trzeba-nawiazac-wspolprace?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.