Państwa Grupy Wyszehradzkiej lubią podkreślać swoją odmienną specyfikę odróżniającą je od innych krajów europejskich. Tym, co ma łączyć Grupę V4, jest przywiązanie do tradycji chrześcijańskiej i obrona duchowych fundamentów naszego kontynentu. Taką retorykę można usłyszeć we wszystkich stolicach regionu – za wyjątkiem jednej. W tym aspekcie od pozostałych krajów wyraźnie odstają mocno zlaicyzowane Czechy.
W Pradze trwa obecnie spór, który może być traktowany jako papierek lakmusowy, jeśli chodzi o stosunek Czechów do dziedzictwa chrześcijańskiego. W centrum kontrowersji znalazł się bowiem tzw. Mariansky sloup, czyli barokowa kolumna Najświętszej Maryi Panny, wzniesiona na rynku Starego Miasta w Pradze w roku 1652 na polecenie cesarza Ferdynanda III jako wotum dziękczynne za uratowanie miasta przed Szwedami w 1648 roku.
Czternastometrowa kolumna z dwumetrową figurą Matki Bożej Niepokalanej stała w centrum czeskiej stolicy przez ponad dwa i pół wieku. 3 listopada 1918 roku została jednak zniszczona przez tłum prażan na czele z pisarzem Frantą Sauerem oraz działaczami partii socjalistycznych. Pierwszy prezydent Czechosłowacji Tomas Garrigue Masaryk wspomniał, że gdy usłyszał o tym wydarzeniu, poczuł się szczęśliwy. Pozytywnie zareagowała również większość czeskiej klasy politycznej. Dlaczego?
Otóż kolumna uważana była za symbol dominacji Habsburgów. Często twierdzono zresztą mylnie, że została postawiona jako znak zwycięstwa nad wojskami czeskimi w bitwie pod Białą Górą w 1620 roku. Gdy upadło cesarstwo austro-węgierskie i powstała Czechosłowacja, potrzebny był jakiś gest symboliczny w przestrzeni publicznej, który urósłby do rangi aktu założycielskiego nowego państwa – zerwania z przeszłością i zrzucenia zależności od obcego mocarstwa. Takim gestem nie stało się zburzenie któregoś z licznych pomników cesarzy habsburskich czy austriackich dowódców, lecz kolumny Matki Bożej. Przy jej demontażu wznoszono hasła: „Precz z Wiedniem! Precz z Rzymem!”
Przez długie lata – najpierw w międzywojennej, a później w komunistycznej Czechosłowacji – zniszczenie maryjnego pomnika było przedstawiane w pozytywnym świetle. Po aksamitnej rewolucji i aksamitnym rozwodzie ze Słowakami sytuacja zaczęła się nieco zmieniać. Uznano, że nie ma się czym chwalić, ale też nie ma czego żałować – sprawa jest zamknięta.
Okazało się jednak, że nie dla wszystkich to zamknięty rozdział historii. Przez ostatnie dwadzieścia lat czeski rzeźbiarz Petr Vana pracował nad dokładną rekonstrukcją barokowej kolumny Niepokalanej. W tym roku udało mu się skończyć swe dzieło. Wspierany przez wiele środowisk artysta wystosował petycję do stołecznego samorządu, by postawiono replikę pomnika na tym samym miejscu na rynku Starego Miasta, gdzie niegdyś stał oryginał.
14 września na posiedzeniu rady miejskiej w Pradze odbyła się burzliwa trzygodzinna dyskusja nad wnioskiem Vany. Ostatecznie samorządowcy odrzucili jego prośbę. Zagłosowało tak 37 spośród 65 radnych – przedstawiciele partii zielonych, socjaldemokratów, komunistów, piratów i liberałów. Odmiennego zdania byli konserwatyści, chadecy, ludowcy i radni niezależni, ale mieli zbyt mało głosów.
Podczas dyskusji nieustannie przypominano, że w przyszłym roku obchodzona będzie setna rocznica odzyskania przez Czechów niepodległości a zarazem zburzenia maryjnej kolumny. Zdaniem Petra Vany byłaby to najlepsza okazja do ponownego postawienia pomnika, a tym samym dokonania aktu narodowego pojednania – tym bardziej, że obok stoi pomnik Jana Husa, wzniesiony w 1915 roku.
Z drugiej strony padały argumenty, że taki gest byłby prowokacją, ponieważ zaprzeczałby dążeniom, które ożywiały Czechów w 1918 roku, gdy pragnęli niepodległości. Ostatecznie większość radnych uznała, że zburzenie figury Niepokalanej było słusznym aktem politycznym, a jej obecność to symbol poddaństwa.
W sumie wynik głosowania nie powinien budzić zdziwienia, ponieważ odzwierciedla stan religijny czeskiego społeczeństwa. Według spisu powszechnego z 2011 roku, tylko 10,3 proc. mieszkańców tego kraju utożsamia się z katolicyzmem. Jeszcze mniej, bo zaledwie 0,9 proc. uważa się za protestantów. Najwięcej, bo aż 79,4 proc. twierdzi, że są niewierzący lub nie deklaruje żadnego wyznania. Nic dziwnego, że w tak mocno zlaicyzowanym społeczeństwie możliwe było prawne uznanie homoseksualnych związków partnerskich w 2006 roku czy legalizacja marihuany w 2013 roku.
W związku z tym rodzi się pytanie o to, co stanowi spoiwo Grupy Wyszehradzkiej. Z jednej strony łączy nas wspólnota losu – losu narodów, które przez długi czas pozbawione były niepodległości i doświadczyły komunistycznej opresji. Łączy nas również sprzeciw wobec dyktatu Brukseli, utopii multikulturalizmu czy przymusu przyjmowania imigrantów. Czy jednak to samo można powiedzieć o przywiązaniu do tradycji chrześcijańskiej jako żywej siły kształtującej dzisiejszą wspólnotę polityczną? To ważne pytanie w kontekście rosnącej presji unijnej dotyczącej kwestii cywilizacyjnych, kulturowych i religijnych, np. wolności sumienia czy prawa naturalnego. Czy w takim przypadku będziemy tworzyli jednolity front wspólnie z Czechami?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/359096-czy-grupa-wyszehradzka-to-wspolnota-jedynie-interesow-czy-takze-wartosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.