Z pewnym niepokojem przeczytałem tekst redaktora Stanisława Janeckiego o projekcie nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Każdy rzecz jasna ma prawo do dowolnych poglądów i ich wyrażania, ale tak samo każdy ma prawo do polemik. I ja z tego prawa skorzystam.
Najpierw jednak punkt styczny. Mianowicie i ja uważam, że nowa ustawa jest do luftu i jako taka stanowi bubel. O tyle groźny, że mający swym zasięgiem objąć cały duży obszar. Ma więc być pewnym eksperymentem na całości. A to z reguły bywa niebezpieczne. Poza tym wiemy i widzimy jak trudno ze złych ustaw się wycofać, a szkody naprawić. Vide – batalia o system oświatowy.
I tu generalnie się kończy to, co nazwałem częścią wspólną. Zaczynają się natomiast różnice. Na samym początku red. Stanisław Janecki oznajmia „ustawa w wielu miejscach uwzględnia zasadniczy cel nauki, czyli dostarczanie gospodarce innowacji i wynalazków oraz powstawanie na tej podstawie konkretnych wdrożeń”. Nie wiem skąd to przekonanie i skąd takie wskazanie celu. Otóż jedynym celem nauki jest poszukiwanie prawdy. I nic poza tym. Żadne tam wdrożenia, zyski i innowacje. Jeśli są, to dobrze, ale jeśli ich nie ma to nie oznacza, że nauka jest do niczego. Tutaj jeden przykład, a właściwie anegdota. Albert Einstein, gdy przed niewielką garstką studentów, wyprowadził swój słynny wzór E=mc2 został zapytany przez dociekliwego studenta po co taki wzór. Miał wtedy odpowiedzieć – jest piękny i prawdziwy, a to uzasadnia jego istnienie. Kilka dekad później okazało się, że ów wzór jest również niezwykle „praktyczny” i groźny. Nie można więc patrzeć na naukę jak na dostarczyciela scenariuszy do kasowych filmów.
Powoływanie rad uczelni jest krokiem chybionym i uderzającym wistotę Akademii. To próba wywierania nacisku, aby uniwersytety komuś służyły, aby wykonywały jakieś „społeczne zamówienie”, aby rezonowały na doraźne potrzeby. Mają o tym decydować osoby spoza wspólnoty akademickiej. Ale na Boga kto?! Powiatowy lekarz weterynarii, szefowa pielęgniarek środowiskowych, przedstawiciel środowiska sędziowskiego, lokalny biznesmen, szef straży pożarnej? Kto?! A przede wszystkim dlaczego? Akademia ma służyć prawdzie bez względu na układy polityczne. I niczemu poza nią. Jeśli jakieś odkrycie, teza, definicja, wzór okażą się pożyteczne, to chwała uczonym. Ale nie można im takiej pożyteczności nakazywać. Co wówczas zrobić z literaturą staropolską, historią partyzantki na Podlasiu czy analizą leksykalną przemówień Bieruta? Czy od tych dociekań zboże urośnie wyższe, a wytrzymałość stali się zwiększy? Tak ciasne widzenie roli nauki jest nie tylko błędne, ale i niebezpieczne.
Mamy gonić Zachód i wyjść z którejś tam setki rankingowej uniwersytetów. Mój Boże, gdybyż to było takie proste. Gdybyż człowiek był koniem i w kilkanaście, kilkadziesiąt lat można by było dokonywać odtwarzania stada. Naukowa siła Zachodu nie polega wcale na lepszym potencjale ludzkim ani genetycznym, chociaż Żydzi są pewnym zaprzeczeniem tak radykalnego stwierdzenia, ale na odmiennej historii. Tak, historii! Przyglądnijmy się naukowemu mocarstwu jakim są Stany Zjednoczone. Czy Amerykanom kiedykolwiek wycięto w pień inteligencję? Czy przerwano im pokoleniową ciągłość rozwojową? Czy masowo mordowano im profesorów, księży, oficerów, prawników, filozofów, artystów? Czy Anglicy doświadczyli zaborów, czyjejkolwiek okupacji (chyba, że uznamy iż są okupowani od czasów Wilhelma Zdobywcy), eksterminacji? Zawsze ratowała ich wyspiarskość i kunktatorstwo polityczne, a także narodowy egoizm. Czy Francuzi próbowali się postawić Hitlerowi tak jak Polacy? Czy ich słynny ruch oporu był chociażby ćwiercią polskiego Państwa Podziemnego? Czyż Niemcy w odkryciach medycznych, biologicznych, mikrobiologicznych, genetycznych i antropologicznych stosowali zasadę „primum non nocere”? Czy wymordowano im intelektualną elitę, czy raczej poddano kosmetycznej denazyfikacji?
A Polska? Najpierw 130 lat zaborów, dwa powstania, które pożarły młodzież. Potem pierwsza, a zwłaszcza druga wojna i hekatomba Powstania Warszawskiego, a wcześniej eksterminacja konspiracji. To też młodzież, a w zasadzie młoda polska inteligencja, której tylko niedobitki dożyły stalinowskich więzień i jedynie słusznego ustroju. Niedobitki zastępowane przez nowego „inteligenta pracującego”, przez upartyjnione „elyty” z czworaków, przez punkty za pochodzenie, przez ZMS, ZMP, SP… . Wszak jeszcze niecałe pół wieku temu nie wolno nam było czytać Witkacego, Ionesco, Gombrowicza. Nie można było oglądać „Obywatela Kane” czy „Doktora Żiwago”. Nie wolno było się zachwycać Picassem. Tak rozwijały naszą inteligencję czworakowe rządy.
I tego nie odrobi się ani w rok, ani w dwa, ani w dwadzieścia lat. Bo to nie takie proste. Uczelnie są zatopione, zanurzone w pewnej społecznej mentalności, ulokowane na określonym etapie rozwoju. A my mamy prawdziwą wolność od niewielu lat. Czas zniewolenia, z krótkim epizodem wolnego międzywojnia, był tak długi, że mamy co odrabiać. Nauka to nie gospodarka, którą można stymulować pompując pieniądze, oddając ludziom inicjatywę, stwarzając rynkowe możliwości. Musi minąć czas. Tego nie zrobi się w obrębie jednego pokolenia.
Nowa ustawa, wbrew zapewnieniom min. Jarosława Gowina, niczego nie prostuje i niczego nie upraszcza. Powiela też wiele narzędzi już istniejących. Tu wyjaśniam red. St. Janeckiemu, że od ćwierćwiecza dwie negatywne oceny pracownika prowadzą do jego zwolnienia. To nie dzisiejszy wynalazek. Inna rzecz na ile realnie stosowany.
Nazwanie Akademii tworem feudalnym jest chyba nieporozumieniem. Podstawą są tu bowiem relacje mistrz-uczeń. A te nigdy nie są demokratyczne. Bo już tak jest, że zwykle mądrzejszy uczy głupszego i rzadziej na odwrót. Wciskanie kolegialności i zbiorowego zarządzania uczelnią jest naiwną wiarą, że naukę zrobi się większością głosów. Pozbawienie rektorów możliwości jednoosobowego podejmowania decyzji (i odpowiedzialności) stworzy być może akademię komitywy, ale nie nauki. Zastępowanie „feudalizmu” kolektywizacją, pozbawienie rad wydziałów tradycyjnych kompetencji naukowych ostatecznie wyprowadzi nas do jeszcze niższych setek rankingowych. Rozmywanie istotności habilitacji, tylko dlatego, że wielu osobom się ona nie powiodła, jest błędem. To tak jakby armię pozbawić stopni oficerskich i generalskich tylko dlatego, że część oficerów nie zna się dobrze na wojennym fachu. Bzdura!
Możliwość zatrudniania na stanowisku profesora osoby po doktoracie istnieje od dawna. W Toruniu takim przykładem był Aleksander Wolszczan. Uczelnie jednak ostrożnie dysponują tą możliwością. Naprawdę nie każdy kto znalazł pracę na uniwersytecie stanowym w USA jest wybitny.
Nasze, ale nie tylko nasze, uczelnie mają spory słaby obszar, o który wspomina się półgębkiem albo wcale. To studenci. Tak, studenci właśnie. Zabieganie o nich dla utrzymania etatów, godzin, nadgodzin, dla otrzymania subwencji jest regularnym strzelaniem w stopę. Przychodzi młodzież już zdeformowana przez durne gimnazjum i trzyletni kurs przygotowawczy do testów, tzw. liceum. Młodzież bez wiedzy społecznej, bez naukowej kindersztuby, a często bez ambicji. Oczywiście są w tej grupie prawdziwe perły. Mamy nawet takie określenie „to student w starym stylu”. Poziom studentów w dużej mierze przesądza o poziomie uczonych. Niby dlaczego ci drudzy mieliby być enklawą jakości? Wspólnota akademicka jest jednym organizmem. Gdy choruje palec, to cały organizm się źle czuje. Od dawna nasze książki, nasze relacje z najnowszych badań, a także poszukiwania metodologiczne są pisane dla kolegów, dla środowiska. Dla studentów są często intelektualnie niedostępne. Dla nich pisze się skrypty zupełnie innym językiem i na innym poziomie. Uniwersytety badawcze? Ależ istnieją. To placówki PAN z laboratoriami, ośrodkami badawczymi, bibliotekami, stypendiami, całą hierarchią akademicką i bez studentów. Czemu miałoby służyć wyodrębnienie nowych placówek tego typu? Może wystarczy doinwestować już istniejące?
Można by jeszcze wiele o projekcie ustawy napisać. Ale boję się znudzenia czytelników. Poza tym szło mi o dyskusję z red. St. Janeckim, a nie o wynurzenia byłego dziekana. O nowej ustawie trzeba jednak rzetelnie dyskutować. Ale nade wszystko mieć na temat akademickich realiów rzetelną wiedzę daleką od przesądów i medialnych interpretacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/358562-uniwersytet-dorazny-z-niepokojem-przeczytalem-tekst-redaktora-janeckiego