Ekspertyza polskiego parlamentu traktuje zrzeczenie się odszkodowań po drugiej wojnie światowej za niesłuszne. Rząd chce pieniędzy od Niemiec
– powtarza „Die Zeit” to, o czym od tygodni rozprawiają za Odrą wszystkie media jak Niemcy długie i szerokie.
Pojednanie było wczoraj
– tytułuje ten opiniotwórczy tygodnik. Ton wszystkich tych komentarzy można sprowadzić do jednego zdania: 72 lata po wojnie rząd „populistów” z PiS uderzył w Niemcy jak grom z jasnego nieba, wywleka stare demony, przy czym nie chodzi mu o pamięć, o jakieś refleksje dotyczące przeszłości, tylko o… odwrócenie uwagi od problemów z Unią Europejską za łamanie prawa we własnym kraju. Jarosław Kaczyński „czuje się zagrożony”, jego polityce sprzeciwia się już nie tylko opozycja, nawet Kosciół ostrzega przed tą niebezpieczną grą, ba, także członkowie jego partii. To Niemcy są w gruncie rzeczy ofiarą, i nasze znakomite, tak przecież dobrze ułożone stosunki…
To jest wzywanie do walki przeciw opozycji we własnym kraju i przeciw dobremu sąsiedztwu
– kwituje „Die Zeit” i moralizuje: przyjaźni nie pozyska się za pieniądze, tak samo, jak nie da się kupić pojednania. Pokusa dla niemieckich polityków, aby ulec tej prowokacji jest wielka, ale:
Nie powinni dać się wciągnąć w te pułapkę (…), kto głośno się kłóci, ten gra w grę Kaczyńskiego
– doradza ów tygodnik. Muszę przyznać, że z niemieckiego punktu widzenia jest w tym jakiś sens: mniejsza o meritum, polskim roszczeniom należy przyprawić gębę nieodpowiedzialnej politycznej „gry” jednego człowieka, warchoła i germanofoba, którego Niemcy dzięki rodzimym mediom znają przecież od dawna.
Warszawa gra antyniemiecką kartą
– to znów tytuł z „Die Welt”. Z sążnistego komentarza tego dziennika można dowiedzieć się, że polskie media „znalazły wysoce emocjonalny temat” reparacji za tak odległą w czasie wojnę i okupację. Jakaś pani Grażyna bez nazwiska, emerytka z Warszawy, argumentuje na użytek gazety, że „od średniowiecza zawsze były kontrybucje, gdy król został pokonany przez innego króla”, a na przykład jej wujek ucierpiał, bo jako nieletni był wywieziony na roboty do Niemiec, a i rodzina ze strony męża pani Grażyny bez nazwiska też ucierpiała, dom miała w Warszawie, który został zbombardowany. Ale tak po prawdzie „do tej pory kwestia reparacji nie była w ogóle poruszana w prywatnym gronie pani Grażyny”, dodaje autor, podobnie jak wśród znajomych młodego prawnika z Gdańska, też bez nazwiska:
Nie wiem, czemu mają służyć te roszczenia. Z pewnością wiążą się one z tym, że rząd mocno gra teraz antyniemiecką kartą
– cytuje dziennik owego anonimowego prawnika. „Unia to Merkel, Merkel to unia, no to Polska musi być twarda”, wywodzi tenże. Cóż za dziennikarska finezja! W tekście są też wyrywki wypowiedzi szefa polskiej dyplomacji, tym razem opatrzone jego nazwiskiem, który skarżył się na „lata zaniedbań” w sprawie i na „opozycję we własnym kraju”, a także medialne rady, że Polska powinna wziąć przykład z Grecji, no i włączyć do walki „żydowskie grupy” - wiadomo, ci wiedzą jak wyegzekwować od Niemiec należne im odszkodowania.
Ot, bezsensowne rozbudzanie nadziei. Polsce nic się nie należy, co wyjaśnia stosowny komentarz pt. „Dlaczego Niemcy nie są winni Polsce reparacji”. W skrócie - dlatego, że coś już kiedyś zapłacili, a poza tym Polska sama ich się zrzekła. Całość zamyka akapit o wielkiej trosce o niemiecko-polskie pojednanie, którą podziela z Niemcami polski Kościół. I tu padają nazwiska zaangażowanych w ten proces i zaniepokojonych hierarchów, od listu biskupów z 1965r. ze słynnym zdaniem: „Udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”, przez byłego prymasa Henryka Muszyńskiego, oraz warszawskiego arcybiskupa, kardynała Kazimierza Nycza, po niedawny apel sześciu biskupów z dygresjami o „nieprzemyślanych słowach” i ewentualnych „nierozważnych decyzjach”, które ugodzą w przyjaźń między naszymi narodami. Jeśli wierzyć niemieckim doniesieniom, rząd PiS ma poważny problem, gdyż z taką akurat reakcją purpuratów się nie liczył.
Czy rząd PiS ma problem? Owszem, ma. Jednak bynajmniej nie wynika on z uzasadnionych roszczeń, które notabene nie zostały jeszcze oficjalnie zgłoszone. Tym problemem jest niemiecki paradygmat: narobiliśmy wam świństw ale dla własnego dobra i naszych stosunków lepiej o tym nie mówicie…
Niestety, mówi o tym nawet premier Beata Szydło, co też odbiło się w Niemczech głośnym echem. Cóż, im szybciej nasi sąsiedzi pojmą, że okres kiczu pojednania, pustosłowia i poklepywania po ramionach należy do przeszłości, tym lepiej. Dobrego sąsiedztwa nie da się zbudować na fundamencie obłudy. Milczące podporządkowywanie się czyjejś woli nie ma nic wspólnego z dobrym sąsiedztwem, ani z partnerstwem. A poza tym wszystkim, mówiąc bez ogródek, Niemcy są jednym z ostatnich krajów, które mogłyby udzielać Polsce lekcji historii, przyzwoitości, etyki i moralności. I to we własnym, dobrze pojętym interesie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/358435-niemiecki-paradygmat-narobilismy-wam-swinstw-ale-dla-wlasnego-dobra-i-naszych-stosunkow-lepiej-o-tym-nie-mowcie