„Kaczyński (…) żyje sobie marzeniami o II RP, tą arogancką endecką ględą, paternalistycznym, manipulatorskim dyskursem rodem z XIX w., ponieważ nie należy do współczesności. Wsiadł do Wellsowskiego wehikułu czasu i wylądował tam, gdzie nie powinien. Jest hipostazą anachronizmu i reakcyjności. Ma nie 68, tylko 168 lat. (…) Porusza się w ciasnym kojcu paranoi, jego idee są miałkie” – obwieszcza Jan Hartman w gazecie Michnika. Dla takich jak Hartman Jarosław Kaczyński byłby do zaakceptowania, gdyby – jak to napisał Andrzej Szahaj – podzielał przekonanie, że „najlepsza polityka gospodarcza to brak jakiejkolwiek polityki gospodarczej, najlepsza polityka mieszkaniowa to brak jakiejkolwiek polityki mieszkaniowej, najlepsza polityka zdrowotna to zgoda na wolnoamerykankę w służbie zdrowia, najlepsza polityka w szkolnictwie wyższym to zgoda, aby stopniowo ulegało ono urynkowieniu itd., itp. Powstają nierówności społeczne? Trudno, widocznie tak musi być. Pojawiają się obszary biedy i wykluczenia? Trudno, to skutek uboczny gospodarki wolnorynkowej, nic na to nie poradzimy. Pogłębia się podział pomiędzy Polską A, B i C, no cóż, niech Polska B i C weźmie się do roboty albo przeniesie się do Polski A (najlepiej do Warszawy). Ludzie czują się porzuceni i zdani tylko na własne siły, niech więc przystosują się do sytuacji, w której każdy musi dbać wyłącznie o siebie. Moralność przegrywa z rynkiem – do diabła z moralnością, PKB i zysk są najważniejsze itd.”.
Dlaczego jest źle w Polsce? Bo za mało jest Hartmanów i Michników, czyli elity elit. W efekcie, jak zauważa Jan Hartman, „dzisiejsze elity, w przeciwieństwie do tych choćby jeszcze z międzywojnia, mają problem, bo nie czują się lepsze. Są zakompleksione i odczuwają lęk wobec wszelkich wyższościowych, paternalistycznych postaw, myśli, zachowań. Koniecznie chcą być równe ludowi i bratać się z ludem, w czym, rzecz jasna, tkwi paradoks, bowiem różnica między człowiekiem kulturalnym i wykształconym a tym niekulturalnym i niewykształconym jest oczywista. Elita jednak wie, że jeśli nie będzie negować samej siebie, zostanie natychmiast ukarana, jako że w egalitarnym społeczeństwie polskim jednej rzeczy się nie toleruje: wywyższania się”. Jan Hartman tego ograniczenia nie bierze oczywiście do siebie i wywyższa się ile wlezie, no ale on jest przecież elitą elit; intelektualistą i liberałem najczystszej próby. Niestety, Andrzej Szahaj uważa, że ta najczystsza próba też jest do niczego, a może nawet ona najbardziej. Apeluje bowiem: „I teraz kochani polscy liberałowie z polityki, mediów, uczelni i stowarzyszeń przedsiębiorców odpowiedzcie sobie sami na pytanie, skąd w Polsce taka a nie inna sytuacja polityczna, dlaczego pojęcia „liberalizm” używa się jak epitetu”. Ano dlatego, że elitarne elity nie mają i nie chcą mieć „zrozumienia dla sytuacji” zwykłych ludzi. „Sami sobie zgotowaliście ten los” – powiada Andrzej Szahaj. Jan Hartman wcale nie czuje się winny. Uważa, że problemem są wyłącznie „chamy” i „buraki”. I wierzy, że ostatecznie zwycięży „kultura racjonalności i dobroci”. Nie wyjaśnia jednak, czy pogarda dla ludzi to przejaw „racjonalności” czy „dobroci”. Z pewnością jednak to przejaw „kultury”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Kaczyński (…) żyje sobie marzeniami o II RP, tą arogancką endecką ględą, paternalistycznym, manipulatorskim dyskursem rodem z XIX w., ponieważ nie należy do współczesności. Wsiadł do Wellsowskiego wehikułu czasu i wylądował tam, gdzie nie powinien. Jest hipostazą anachronizmu i reakcyjności. Ma nie 68, tylko 168 lat. (…) Porusza się w ciasnym kojcu paranoi, jego idee są miałkie” – obwieszcza Jan Hartman w gazecie Michnika. Dla takich jak Hartman Jarosław Kaczyński byłby do zaakceptowania, gdyby – jak to napisał Andrzej Szahaj – podzielał przekonanie, że „najlepsza polityka gospodarcza to brak jakiejkolwiek polityki gospodarczej, najlepsza polityka mieszkaniowa to brak jakiejkolwiek polityki mieszkaniowej, najlepsza polityka zdrowotna to zgoda na wolnoamerykankę w służbie zdrowia, najlepsza polityka w szkolnictwie wyższym to zgoda, aby stopniowo ulegało ono urynkowieniu itd., itp. Powstają nierówności społeczne? Trudno, widocznie tak musi być. Pojawiają się obszary biedy i wykluczenia? Trudno, to skutek uboczny gospodarki wolnorynkowej, nic na to nie poradzimy. Pogłębia się podział pomiędzy Polską A, B i C, no cóż, niech Polska B i C weźmie się do roboty albo przeniesie się do Polski A (najlepiej do Warszawy). Ludzie czują się porzuceni i zdani tylko na własne siły, niech więc przystosują się do sytuacji, w której każdy musi dbać wyłącznie o siebie. Moralność przegrywa z rynkiem – do diabła z moralnością, PKB i zysk są najważniejsze itd.”.
Dlaczego jest źle w Polsce? Bo za mało jest Hartmanów i Michników, czyli elity elit. W efekcie, jak zauważa Jan Hartman, „dzisiejsze elity, w przeciwieństwie do tych choćby jeszcze z międzywojnia, mają problem, bo nie czują się lepsze. Są zakompleksione i odczuwają lęk wobec wszelkich wyższościowych, paternalistycznych postaw, myśli, zachowań. Koniecznie chcą być równe ludowi i bratać się z ludem, w czym, rzecz jasna, tkwi paradoks, bowiem różnica między człowiekiem kulturalnym i wykształconym a tym niekulturalnym i niewykształconym jest oczywista. Elita jednak wie, że jeśli nie będzie negować samej siebie, zostanie natychmiast ukarana, jako że w egalitarnym społeczeństwie polskim jednej rzeczy się nie toleruje: wywyższania się”. Jan Hartman tego ograniczenia nie bierze oczywiście do siebie i wywyższa się ile wlezie, no ale on jest przecież elitą elit; intelektualistą i liberałem najczystszej próby. Niestety, Andrzej Szahaj uważa, że ta najczystsza próba też jest do niczego, a może nawet ona najbardziej. Apeluje bowiem: „I teraz kochani polscy liberałowie z polityki, mediów, uczelni i stowarzyszeń przedsiębiorców odpowiedzcie sobie sami na pytanie, skąd w Polsce taka a nie inna sytuacja polityczna, dlaczego pojęcia „liberalizm” używa się jak epitetu”. Ano dlatego, że elitarne elity nie mają i nie chcą mieć „zrozumienia dla sytuacji” zwykłych ludzi. „Sami sobie zgotowaliście ten los” – powiada Andrzej Szahaj. Jan Hartman wcale nie czuje się winny. Uważa, że problemem są wyłącznie „chamy” i „buraki”. I wierzy, że ostatecznie zwycięży „kultura racjonalności i dobroci”. Nie wyjaśnia jednak, czy pogarda dla ludzi to przejaw „racjonalności” czy „dobroci”. Z pewnością jednak to przejaw „kultury”.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/358102-polacy-to-chamy-i-buraki-glosi-jan-hartman-liberalne-elity-to-pyszni-aroganci-twierdzi-andrzej-szahaj?strona=2