Po wygranej w wyborach prezydenckich we Francji Emmanuela Macrona niektórzy polscy politycy wyrażali nadzieję, że zmiana przywódcy może stanowić szansę na reset czy też poprawę nadszarpniętych stosunków. Jak widzi pan możliwość dobrej współpracy z Paryżem dziś, w kontekście niedawnych wypowiedzi Macrona o polskim rządzie, np. o tym, iż stawia się na marginesie Europy. W jakich obszarach współpraca byłaby mimo wszystko możliwa?
Praktycznie we wszystkich. To była niedobra i - zdaje mi się - niepotrzebna wypowiedź, dlatego że łączą nas przecież z Francuzami wielowiekowe relacje, a także bardzo owocna dla obu krajów, a zwłaszcza dla Francji, współpraca w wielu dziedzinach. Francja robi ważne interesy w Polsce. Wychodząc na ulicę, widzimy obecność francuskich firm praktycznie wszędzie. W sklepach, na rynku telekomunikacyjnym, w telewizjach, bankach, instytucjach ubezpieczeniowych, być może w różnych korporacjach, samochody francuskie jeżdżą itd. Francja jest obecna w Polsce i warto, żeby prezydent Francji pamiętał, że robi olbrzymie interesy w Polsce, których my nie chcemy oczywiście umniejszać.
Więc poza oczywiście jakąś odpowiedzią stanowczą jedną czy drugą, my odpowiadamy prezydentowi Macronowi chęcią rozmów. W środę we Francji gościł minister obrony narodowej, za tydzień będzie tam pani minister Rafalska, która ma rozmawiać m.in. o dyrektywie o pracownikach delegowanych i innych kwestiach związanych z problematyką społeczną w Europie. Mam nadzieję, że za kilka tygodni przy okazji udziału w sesji OECD, dojdzie w Paryżu do spotkania premier Beaty Szydło z francuskim prezydentem.
W pierwszej połowie roku także mieliśmy dużo spotkań polsko-francuskich, zaraz po wyborze Macrona była rozmowa telefoniczna prezydentów, potem w maju w Brukseli doszło też do ich spotkania, z udziałem również ministrów, w którym miałem okazję uczestniczyć. W czerwcu Grupa Wyszehradzka, jeszcze pod naszą prezydencją, zorganizowała w Brukseli spotkanie z prezydentem Macronem. Okazję do spotkania z prezydentem Francji miała wówczas premier Szydło. W sierpniu znowu doszło do długiej rozmowy prezydentów Dudy i Macrona m.in. o dyrektywie o pracownikach delegowanych. Mieliśmy wiele spotkań i będziemy je mieli dalej. Nie ma potrzeby, żeby pewne rozbieżności w naszych interesach - które oczywiście istnieją - traktować jako element jakiejś ideologicznej dyskusji. Są normalne kanały dialogu, zarówno bilateralne, jak i europejskie, które można uruchomić i wszystkie kwestie wyjaśnić.
Polska dąży do kompromisowych rozwiązań, również tej bardzo dzielącej nas kwestii dyrektywy o pracownikach delegowanych. Jako kraj leżący na skraju UE jesteśmy za tym, żeby unormować pewne kwestie, bo można by też te normy i standardy europejskie aplikować do biznesu, który spoza Unii wpływa do Europy, a my jesteśmy pierwszym państwem, do którego napływają chociażby pracownicy delegowani ze Wschodu, więc też byśmy chcieli, żeby pewne regulacje były i w Europie, i dotyczyły tych zewnętrznych partnerów.
Panie ministrze, Polska mówi o konieczności reform w Unii Europejskiej. Jak pan ocenia środowe wystąpienie szefa KE Jean-Claude’a Junckera, przedstawione przez niego postulaty zmian?
Na szczęście było umiarkowane, być może więc również i Komisja, i szef Komisji, przeżyli pewną refleksję. Szef KE odszedł od zalecania jeszcze więcej tego samego, bo takie mieliśmy recepty po Brexicie, po tym, jak Wielka Brytania zagłosowała za wyjściem z UE. Wtedy wydawało nam się, że elity brukselskie nie poddały tego, co się stało, pewnej koniecznej refleksji. Stały uporczywie na stanowisku, że nic się nie stało, a dotychczasowy kształt Unii jest w dalszym ciągu aktualny. Chyba wreszcie po miesiącach uznano, że decyzja Brytyjczyków - drugiej gospodarki Unii Europejskiej, wielkiego mocarstwa nuklearnego - o wyjściu z UE jednak jest ciosem i należy jakąś refleksję w związku z tym odbyć, zastanowić się nad reformami. Dobrze, że wreszcie mamy umiarkowane spojrzenie, pewne zawoalowane zachęty do zmian, które trzeba przeprowadzić.
Nasze stanowisko jest jasne: Unia wymaga reform, cały mechanizm decyzyjny w UE wymaga reform. Więcej prerogatyw powinno być danych Radzie Europejskiej, ponieważ ona składa się z polityków mających demokratyczną legitymację - najczęściej to są premierzy bądź prezydenci wybrani w powszechnych wyborach albo desygnowani przez parlamenty narodowe. A zupełnie inna powinna być rola Komisji, która powinna być ciałem mniej politycznym, bardziej technicznym, czuwającym po prostu nad realizacją traktatów, nie monitorującym, nie dyscyplinującym państw członkowskich tam, gdzie nie ma do tego uprawnień.
Większą rolę powinny też pełnić parlamenty państw członkowskich, które powinny mieć prawo blokowania pewnych inicjatyw wspólnotowych - tu mówimy o żółtych, czerwonych kartkach itd. Więcej kwestii powinno być też decydowanych przez konsensus, ponieważ one zahaczają albo o sprawy bezpieczeństwa międzynarodowego czy bezpieczeństwa państw członkowskich, albo są prerogatywą państw członkowskich. Mam na myśli choćby kwestie socjalne, społeczne, kulturowe, które nie powinny być regulowane przez UE. W większym stopniu powinna być przestrzegana zasada subsydiarności: jeśli coś można załatwić lokalnie, załatwiamy to lokalnie, a nie narzucamy odgórną dyrektywę, która jest często dyktowana przez kilka państw mających ambicje do przewodzenia w Unii.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił w lipcu o konieczności dalszych zmian w polskiej służbie zagranicznej. Kiedy wejdzie w życie nowa ustawa o służbie zagranicznej? I czy planuje pan do końca roku jakieś istotniejsze zmiany na placówkach?
Ta ustawa jest oczekiwana od dawna w ministerstwie. Niestety, w wyniku pewnych problemów, chociaż wyszła z rządu, to prace parlamentarne nad nią przedłużyły się. Posłowie próbują ją poprawić, a czasem, jak to mówi popularne przysłowie, lepsze jest wrogiem dobrego. W związku z tym mamy nadzieję, że w parlamencie będzie pewna refleksja i ta ustawa zostanie raczej uproszczona, a nie bardziej skomplikowana i że zostanie zaakceptowana przez parlament jak najszybciej i jeszcze do końca roku uda się ją wdrożyć.
Ja bardzo czekam na to, bo ta ustawa da mi możliwość otwarcia resortu, który stał się przez wiele, wiele lat zamkniętą korporacją. Dziś nie mamy możliwości sprawnego, bezkolizyjnego „importowania” specjalistów. Tymczasem mamy nowe pokolenie Polaków, które jest wykształcone, często za granicą, mamy wybitnych ekspertów, którzy pracują w Polsce albo za granicą, i nie mamy możliwości zatrudnić ich w MSZ. Ja liczę na to właśnie otwarcie.
Po drugie, jest kwestia wymiany pokoleniowej. Jesteśmy 28 lat po zmianach ustrojowych w Polsce. Oznacza to, że osoba, która urodziła się w 1989 r. często ma dziś rodzinę, dzieci, a nawet i doktorat. Czyli mamy do czynienia z nowym pokoleniem i to nowe pokolenie powinno być twarzą polskiej dyplomacji zarówno w kraju, jak i na świecie. Ludzie, którzy głęboko tkwią w starym systemie, powinni z kolei mieć możliwość rozstania się z tym resortem, ponieważ mają zupełnie inną mentalność, są nieprzyzwyczajeni do funkcjonowania w odmienionym kraju i świecie, jakim stała się Polska w ostatnich 28 latach. Mam nadzieję, że mój zastępca, minister Jan Dziedziczak, porozumie się z komisją sejmową, przekona ją do przyspieszenia prac i do wprowadzenia w życie tych poprawek, które MSZ proponuje.
Rozmawiali: Elwira Krzyżanowska, Artur Dmochowski (PAP)/ems
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Po wygranej w wyborach prezydenckich we Francji Emmanuela Macrona niektórzy polscy politycy wyrażali nadzieję, że zmiana przywódcy może stanowić szansę na reset czy też poprawę nadszarpniętych stosunków. Jak widzi pan możliwość dobrej współpracy z Paryżem dziś, w kontekście niedawnych wypowiedzi Macrona o polskim rządzie, np. o tym, iż stawia się na marginesie Europy. W jakich obszarach współpraca byłaby mimo wszystko możliwa?
Praktycznie we wszystkich. To była niedobra i - zdaje mi się - niepotrzebna wypowiedź, dlatego że łączą nas przecież z Francuzami wielowiekowe relacje, a także bardzo owocna dla obu krajów, a zwłaszcza dla Francji, współpraca w wielu dziedzinach. Francja robi ważne interesy w Polsce. Wychodząc na ulicę, widzimy obecność francuskich firm praktycznie wszędzie. W sklepach, na rynku telekomunikacyjnym, w telewizjach, bankach, instytucjach ubezpieczeniowych, być może w różnych korporacjach, samochody francuskie jeżdżą itd. Francja jest obecna w Polsce i warto, żeby prezydent Francji pamiętał, że robi olbrzymie interesy w Polsce, których my nie chcemy oczywiście umniejszać.
Więc poza oczywiście jakąś odpowiedzią stanowczą jedną czy drugą, my odpowiadamy prezydentowi Macronowi chęcią rozmów. W środę we Francji gościł minister obrony narodowej, za tydzień będzie tam pani minister Rafalska, która ma rozmawiać m.in. o dyrektywie o pracownikach delegowanych i innych kwestiach związanych z problematyką społeczną w Europie. Mam nadzieję, że za kilka tygodni przy okazji udziału w sesji OECD, dojdzie w Paryżu do spotkania premier Beaty Szydło z francuskim prezydentem.
W pierwszej połowie roku także mieliśmy dużo spotkań polsko-francuskich, zaraz po wyborze Macrona była rozmowa telefoniczna prezydentów, potem w maju w Brukseli doszło też do ich spotkania, z udziałem również ministrów, w którym miałem okazję uczestniczyć. W czerwcu Grupa Wyszehradzka, jeszcze pod naszą prezydencją, zorganizowała w Brukseli spotkanie z prezydentem Macronem. Okazję do spotkania z prezydentem Francji miała wówczas premier Szydło. W sierpniu znowu doszło do długiej rozmowy prezydentów Dudy i Macrona m.in. o dyrektywie o pracownikach delegowanych. Mieliśmy wiele spotkań i będziemy je mieli dalej. Nie ma potrzeby, żeby pewne rozbieżności w naszych interesach - które oczywiście istnieją - traktować jako element jakiejś ideologicznej dyskusji. Są normalne kanały dialogu, zarówno bilateralne, jak i europejskie, które można uruchomić i wszystkie kwestie wyjaśnić.
Polska dąży do kompromisowych rozwiązań, również tej bardzo dzielącej nas kwestii dyrektywy o pracownikach delegowanych. Jako kraj leżący na skraju UE jesteśmy za tym, żeby unormować pewne kwestie, bo można by też te normy i standardy europejskie aplikować do biznesu, który spoza Unii wpływa do Europy, a my jesteśmy pierwszym państwem, do którego napływają chociażby pracownicy delegowani ze Wschodu, więc też byśmy chcieli, żeby pewne regulacje były i w Europie, i dotyczyły tych zewnętrznych partnerów.
Panie ministrze, Polska mówi o konieczności reform w Unii Europejskiej. Jak pan ocenia środowe wystąpienie szefa KE Jean-Claude’a Junckera, przedstawione przez niego postulaty zmian?
Na szczęście było umiarkowane, być może więc również i Komisja, i szef Komisji, przeżyli pewną refleksję. Szef KE odszedł od zalecania jeszcze więcej tego samego, bo takie mieliśmy recepty po Brexicie, po tym, jak Wielka Brytania zagłosowała za wyjściem z UE. Wtedy wydawało nam się, że elity brukselskie nie poddały tego, co się stało, pewnej koniecznej refleksji. Stały uporczywie na stanowisku, że nic się nie stało, a dotychczasowy kształt Unii jest w dalszym ciągu aktualny. Chyba wreszcie po miesiącach uznano, że decyzja Brytyjczyków - drugiej gospodarki Unii Europejskiej, wielkiego mocarstwa nuklearnego - o wyjściu z UE jednak jest ciosem i należy jakąś refleksję w związku z tym odbyć, zastanowić się nad reformami. Dobrze, że wreszcie mamy umiarkowane spojrzenie, pewne zawoalowane zachęty do zmian, które trzeba przeprowadzić.
Nasze stanowisko jest jasne: Unia wymaga reform, cały mechanizm decyzyjny w UE wymaga reform. Więcej prerogatyw powinno być danych Radzie Europejskiej, ponieważ ona składa się z polityków mających demokratyczną legitymację - najczęściej to są premierzy bądź prezydenci wybrani w powszechnych wyborach albo desygnowani przez parlamenty narodowe. A zupełnie inna powinna być rola Komisji, która powinna być ciałem mniej politycznym, bardziej technicznym, czuwającym po prostu nad realizacją traktatów, nie monitorującym, nie dyscyplinującym państw członkowskich tam, gdzie nie ma do tego uprawnień.
Większą rolę powinny też pełnić parlamenty państw członkowskich, które powinny mieć prawo blokowania pewnych inicjatyw wspólnotowych - tu mówimy o żółtych, czerwonych kartkach itd. Więcej kwestii powinno być też decydowanych przez konsensus, ponieważ one zahaczają albo o sprawy bezpieczeństwa międzynarodowego czy bezpieczeństwa państw członkowskich, albo są prerogatywą państw członkowskich. Mam na myśli choćby kwestie socjalne, społeczne, kulturowe, które nie powinny być regulowane przez UE. W większym stopniu powinna być przestrzegana zasada subsydiarności: jeśli coś można załatwić lokalnie, załatwiamy to lokalnie, a nie narzucamy odgórną dyrektywę, która jest często dyktowana przez kilka państw mających ambicje do przewodzenia w Unii.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił w lipcu o konieczności dalszych zmian w polskiej służbie zagranicznej. Kiedy wejdzie w życie nowa ustawa o służbie zagranicznej? I czy planuje pan do końca roku jakieś istotniejsze zmiany na placówkach?
Ta ustawa jest oczekiwana od dawna w ministerstwie. Niestety, w wyniku pewnych problemów, chociaż wyszła z rządu, to prace parlamentarne nad nią przedłużyły się. Posłowie próbują ją poprawić, a czasem, jak to mówi popularne przysłowie, lepsze jest wrogiem dobrego. W związku z tym mamy nadzieję, że w parlamencie będzie pewna refleksja i ta ustawa zostanie raczej uproszczona, a nie bardziej skomplikowana i że zostanie zaakceptowana przez parlament jak najszybciej i jeszcze do końca roku uda się ją wdrożyć.
Ja bardzo czekam na to, bo ta ustawa da mi możliwość otwarcia resortu, który stał się przez wiele, wiele lat zamkniętą korporacją. Dziś nie mamy możliwości sprawnego, bezkolizyjnego „importowania” specjalistów. Tymczasem mamy nowe pokolenie Polaków, które jest wykształcone, często za granicą, mamy wybitnych ekspertów, którzy pracują w Polsce albo za granicą, i nie mamy możliwości zatrudnić ich w MSZ. Ja liczę na to właśnie otwarcie.
Po drugie, jest kwestia wymiany pokoleniowej. Jesteśmy 28 lat po zmianach ustrojowych w Polsce. Oznacza to, że osoba, która urodziła się w 1989 r. często ma dziś rodzinę, dzieci, a nawet i doktorat. Czyli mamy do czynienia z nowym pokoleniem i to nowe pokolenie powinno być twarzą polskiej dyplomacji zarówno w kraju, jak i na świecie. Ludzie, którzy głęboko tkwią w starym systemie, powinni z kolei mieć możliwość rozstania się z tym resortem, ponieważ mają zupełnie inną mentalność, są nieprzyzwyczajeni do funkcjonowania w odmienionym kraju i świecie, jakim stała się Polska w ostatnich 28 latach. Mam nadzieję, że mój zastępca, minister Jan Dziedziczak, porozumie się z komisją sejmową, przekona ją do przyspieszenia prac i do wprowadzenia w życie tych poprawek, które MSZ proponuje.
Rozmawiali: Elwira Krzyżanowska, Artur Dmochowski (PAP)/ems
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/357792-reparacje-wymagaja-wielu-ekspertyz-takze-miedzynarodowych-waszczykowski-potrzebna-bedzie-decyzja-daleko-wykraczajaca-poza-msz-wywiad?strona=2