Coraz więcej słyszymy o europejskich wartościach. Im bardziej ostentacyjnie Unią rządzą silniejsi, tym gorliwiej wymachują sztandarem wartości, których jakoby bronią. Pokaz skrajnej hipokryzji dał świeżo wybrany prezydent Francji, który nawiedził środkowo-wschodnią Europę, omijając niepokorne Polskę i Węgry. Jego celem było namówienie państw naszego regionu do zmiany dyrektywy o pracownikach delegowanych.
Żądał, aby na terenie Francji pracownicy z krajów biedniejszych mieli ustawowo takie same płace, jakie obowiązują Francuzów. Ponieważ nasz potencjał gospodarczy jest niższy, przeforsowanie tego programu w dużej mierze wyeliminowałoby polskie przedsiębiorstwa z tamtego rynku. I o to chodzi prezydentowi Francji, kraju przeregulowanego, który nie rozwija się gospodarczo, pogrąża w coraz większych długach i nie potrafi rywalizować z nowymi członkami UE na rynkowych zasadach. Dlatego jego nowy przywódca pragnie je utrącić w inny sposób. I robi to, mimo że jednym z fundamentów wspólnoty europejskiej ma być wolny rynek. Można by przyjąć, że Macron ma prawo walczyć o swoje, gdyby nie zakłamana retoryka, którą się posługuje. Polska, która nie tylko tak samo zabiega o swój interes, lecz robi to w zgodzie z oficjalnymi standardami unijnymi, jego zdaniem „stawia się na marginesie Europy” i tak jak „nie definiuje dziś przyszłości Europy, nie będzie definiować jej jutro”.
Nasz kraj ląduje więc na marginesie dlatego, że broni oficjalnych zasad UE. Po to, aby przepchnąć regulację, którą obiecywał w kampanii wyborczej prezydent Francji, obiecuje Czechom i Słowakom, że nie będą musieli przyjmować uchodźców. Okazuje się, że ten „moralny obowiązek” całej Europy, głoszony patetycznie przez ostatnie dwa lata, pryska w konfrontacji z najtrywialniejszym geszeftem. W tym wypadku mniejsza o to, że owa moralistyczna retoryka podnoszona w sprawie muzułmańskich uchodźców ukrywa czysty nihilizm. Rumunom i Bułgarom Macron obiecywał przystąpienie do strefy Schengen.
I znowu okazuje się, że wiążące nie są oficjalne normy, definiujące, kto i na jakich zasadach może poruszać się bez kontroli po naszym kontynencie, ale interes silniejszego. Jeśli on zadecyduje inaczej, zasady lądują w koszu. Macron jest niespecjalnie mądrym pyszałkiem, a więc robi to ostentacyjnie, ale już od co najmniej dekady silni pokazują, że nie tyle istnieją różne prędkości Europy, ile że Unią rządzą właśnie oni. Podczas kryzysu 2008 zanikły niemal instytucje europejskie. Podstawowe problemy rozwiązywane były na szczytach niemiecko- francuskich, gdzie dopraszano zależnie od potrzeby a to Anglię, a to Włochy albo jeszcze kogoś. Potem Komisja Europejska zatwierdzała, co trzeba. Kto upoważnił Niemcy, aby narzucały rozwiązania dla Grecji? Kto dał im prerogatywy do podejmowania w imię UE decyzji w sprawie agresji Rosji na Ukrainę?
Wystąpienie Angeli Merkel, która w 2015 r. zaprosiła uchodźców do Europy, było złamaniem konwencji dublińskiej i pogwałceniem zasad Schengen. Europejskich norm bronił wtedy premier Węgier, za co okrzyknięty został faszystą i potępiony przez instytucje UE oraz jej opiniotwórcze środowiska. Nie znalazły one słowa krytyki dla sobiepaństwa kanclerz Niemiec. Komisja Europejska bezczelnie uzurpuje sobie prerogatywy do ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski, do czego nie ma żadnych podstaw prawnych – inna sprawa, że wzywana jest na pomoc przez tych, którzy utracili władzę, jak nazwać ich postawę? – a w kwestiach jednoznacznie regulowanych normami unijnymi, jeśli dotyczą one państw silniejszych, milczy jak zaklęta.
Po wystąpieniu Macrona polski rząd powinien zwrócić się do KE o wyciągnięcie konsekwencji wobec Francji, która regularnie łamie unijne reguły budżetowe, przyjmujące, że roczny deficyt nie może przekraczać 3 proc. PKB, a dług publiczny jego 60 proc. Tę pierwszą zasadę Francja łamie notorycznie, a jej dług osiągnął już chyba 100 proc. PKB. Jean-Claude Juncker pytany o te sprawy w trakcie kampanii wyborczej we Francji rozłożył ręce: „Francja to Francja” – powiedział. Czas, aby nauczył się, że Polska to Polska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/357704-europejska-hipokryzja-wildstein-w-sieci-po-wystapieniu-macrona-polski-rzad-powinien-zwrocic-sie-do-ke-o-wyciagniecie-konsekwencji-wobec-francji