„Czekamy na kary dla Polski” – pisze na swoim profilu na FB „Krytyka Polityczna”. To reakcja na informację, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości odrzucił skargę Węgier i Słowacji na przymusową relokację imigrantów. Trudno dłużej udawać, że w Polsce nie istnieją środowiska stojące w faktycznej opozycji do własnego państwa, takie, które swojej szansy upatrują w pozbawieniu go suwerenności.
Pracuję w mediach nie od wczoraj, w ciągu wieloletniej pracy zawodowej zdarzało mi się rozmawiać z różnymi ludźmi, w tym także ze środowiska „Krytyki Politycznej”. I muszę przyznać, że ich stosunek do państwa jest dość szczególny. Otóż uważają się oni za „europatriotów” – ludzi, którzy odrzucają „prowincjonalną” polską tożsamość. Z tego punktu widzenia domaganie się kar czy sankcji wobec Polski nie jest niczym nagannym, bo Polska nie jest wspólnotą, z którą chcieliby się identyfikować. W okresie walki o traktat z Nicei (słynne „Nicea albo śmierć!” Jana Rokity), szef „Krytyki Politycznej” Sławomir Sierakowski publicznie zapewniał, że on i jego środowisko nie mają nic przeciwko ograniczeniu liczby polskich głosów na forum unijnym. Ten sposób myślenia pozostał do dziś – więcej – rozwinął się, upatrując w szeroko rozumianej polskości, przeszkodę, którą należy zwalczać.
Nazwałem przed chwilą ludzi z „Krytyki Politycznej” „europatriotami”. To jednak złe określenie. Europatriotami są raczej ci, którzy chcieliby bronić Europy przed szaleństwem wielokulturowości, przed eliminacją kultury i etyki chrześcijańskiej czy przed odbierającym ludziom wolność i rozum terrorem politycznej poprawności. Słowem – ci wszyscy, dla których Europa to zespół kształtowanych przez stulecia wartości, a nie pewien projekt ideologiczny. Lojalność naszych neobolszewików (bo chyba to określenie lepiej oddaje istotę rzeczy) nie odnosi się zatem do Europy lecz do samobójczej wizji świata, która zdominowała dziś europejski liberalny mainstream.
To nie jest „patriotyzm” – to słowo odnosi się przecież do znienawidzonej przez „Krytykę Polityczną” tożsamości narodowej. To raczej internacjonalizm w nowym wydaniu. Podobny do tego, który przed wojną kazał działaczom KPP zwalczać własne państwo w imię lojalności wobec stalinowskiej ideologii. I podobny do tego, który po 17 września 1939 roku, kazał im współpracować z sowieckim najeźdźcą, a potem prosić go o przyjęcie w skład „wielkiej radzieckiej rodziny narodów.” Stalin nie szanował swoich wyznawców. Zwłaszcza tych najbardziej oddanych internacjonalistycznej wizji. Wielu z nich zakończyło swoje marne życie z kulą enkawudzisty w potylicy.
Dziś nikt nikomu kuli w potylicę wpychać nie będzie, zatem zwolennicy „ukarania Polski” mogą bezpiecznie donosić na własny kraj w Brukseli, Berlinie, czy gdzie tam jeszcze chcą. Jednak szacunku nie zyskają. Ani w Brukseli i Berlinie, ani – tym bardziej – w kraju, który najwyraźniej przestali uważać za swój.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/357083-a-moze-krytyka-polityczna-poprosi-teraz-unie-europejska-o-likwidacje-panstwa-polskiego