Ostatnio całe tabuny osób na różnym stopniu rozwoju umysłowego i cywilizacyjnego pouczają Polaków, co powinni zrobić, żeby zostać Europejczykami. Pełną gębą. Przodują w tych wysiłkach wychowawczych zachodnioeuropejskie media.
Z niemieckich gazet dowiedziałam się dziś rano m.in., że po reformie PiS dzieci w polskich szkołach zamiast o wejściu Polski do Unii Europejskiej, ociepleniu klimatu i ewolucji będą się uczyły o Mieszku I, Janie Pawle II i Żołnierzach Wyklętych, a ten nadmiar katolicyzmu i patriotyzmu im zaszkodzi (Sächsische Zeitung), że zagraniczni inwestorzy za chwilę uciekną z Polski (Frankfurter Allgemeine Zeitung), bo „kurs rządu PiS na długą metę kryje w sobie spore niebezpieczeństwa”. „Nawet przy absolutnie uzasadnionym forsowaniu narodowych interesów w UE Warszawa powinna się zastanowić, czy polski przepis na Europę naprawdę jest najlepszy na następną dekadę” – dodaje „FAZ”. Lepszy jest oczywiście przepis francuski i niemiecki. I do tego ta małostkowa, buchalteryjna postawa polskiego rządu! Ale na szczęście są pomysły jak sobie z tym poradzić.
We francuskim dzienniku „Le Monde” ukazał się długi artykuł byłej unijnej komisarz Viviane Reding, w którym proponuje ona „inny rodzaj sankcji” dla Warszawy. I przy okazji Budapesztu. A mianowicie zawieszenie wypłaty unijnych funduszy w przypadku „systematycznego łamania unijnych zasad” oraz wykreślenie z Karty Praw Podstawowych artykułu 51 mówiącego o tym, że państwa członkowskie są zobowiązane przestrzegać zapisów Karty „wyłącznie w zakresie, w jakim stosują one prawo Unii”. To mocno ogranicza możliwość składania skarg w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości.
Bruksela, zdaniem pani Reding, powinna jednak móc wtrącać się do wewnętrznej polityki państw członkowskich bez ograniczeń. „Uderzmy ich po portfelu. To zrozumieją. Dosyć tego!” – grzmi była komisarz. Jak dziecko jest niegrzeczne i nie słucha mamusi to trzeba go niestety czasem ukarać. Przypomnieć reguły i postawić w kącie, żeby się nad sobą zastanowiło. Jak powiedziała pewna niemiecka publicystka: „problemy, które mamy z Europą Środkowo-Wschodnią to są takie problemy wieku dziecięcego”. Ale przy odpowiedniej tresurze istnieją szanse, że nacjonalistyczna, ksenofobiczna Polska, traktująca UE jak „bankomat” wróci na właściwą ścieżkę.
Co się stanie jeśli tresura się nie uda, możemy się dowiedzieć z niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”. Polska, chcąc nie chcąc, po prostu wypadnie z Unii. Bo „Europa będzie się działa coraz częściej poza Polską”, która nie będzie miała już nic do gadania. Rozwiązanie? Podporządkowanie się. Rezygnacja z własnych interesów, w kwestii pracowników delegowanych czy uchodźców, by móc dalej należeć do europejskiego klubu. Być klientem silniejszych od siebie, który borykają się z masową imigracją i gospodarczą stagnacją. Bo w końcu czym jest propozycja prezydenta Francji Emmanuela Macrona by dokonać rewizji dyrektywy o pracownikach delegowanych, jeśli nie protekcjonizmem w najczystszej postaci. I czym różni się to od hasła „America first” Donalda Trumpa? Fryzurą? A może makijażem? A niemieccy producenci samochodów produkując w Czechach nie uprawiają dumpingu socjalnego?
To zresztą daje pewną wskazówkę na to o co chodzi w tej całej tresurze, w tym „Poland bashing”, a nie są to bynajmniej wartości europejskie. Tylko osłabienie naszej pozycji w Unii oraz izolacja od innych państw, z którymi mamy zbieżne interesy. Rząd Polski, zmiękczony nieustannym deszczem gróźb i krytyki w końcu się ugnie. Ostatecznie, mają nadzieję europejskie elity, zmuszą go do tego jego właśni obywatele, tak przecież pro-europejscy i przywiązani do swojego miejsca w unijnym szeregu. To, że powinniśmy być wdzięczni za to, że pozwolono nam wejść do Unii słyszymy nieprzerwanie od 2004 roku. Szczególnie Niemcy przypisują tu sobie wielkie zasługi. Tak bardzo im na naszym szczęściu zależało, że lobbowali za wejściem Polski do UE i NATO. To prawda, tyle, że z nie z miłości tylko dobrze zrozumianego interesu: Berlin zyskał dzięki temu własną strefę wpływów na starym kontynencie oraz przestał być państwem frontowym i może prowadzić o wiele bardziej swobodną politykę wobec Rosji (vide Nord Stream).
Tak, zyskaliśmy na członkostwie w Unii, ale zyskali na nim także inni. Ci, którzy nam to dziś wytykają. Wspólnotą równoległych państw Unia nigdy nie była, a teraz staje się to coraz bardziej widoczne. Przekaz jest jasny: utknęliśmy w przedpokoju i nie zostaniemy wpuszczeni na salony, jeśli będziemy prowadzić zbyt samodzielną politykę. To powinno nam dać do myślenia, bowiem to pokazuje w którym kierunku Niemcy i Francja zamierzają pchać Europę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/356315-tresura-malpki-czyli-jak-wychowac-polaka-na-prawdziwego-europejczyka-trzeba-ich-uderzyc-w-portfel