Nowy rok szkolny, nowy protest nauczycieli. Na godz. 16 zaplanowana była jest kolejna akcja związkowców przed budynkiem Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wydarzenie rozdmuchały już do granic możliwości największe niesprzyjające rządowi media.
Pytanie tylko, co tym razem nie pasuje związkom zawodowym. Oczywiście poza stałymi żądaniami podwyżek, nauczyciele narzekają także na reformę edukacji. Przeszkadzają, standardowo już, gimnazja. Najpierw głośno oprotestowywano ich powstanie, a teraz nikt nie chce ich likwidacji.
Dziś chyba niewielu już pamięta, ile zamieszania było z poprzednią reformą edukacji. Jak ogromny był chaos w 1999 r., kiedy rząd Jerzego Buzka skracał szkoły podstawowe do 6 klas. Jak wielka była niepewność, czy dwunastoletnie dzieci będą gotowe zaadaptować się w innej szkole, wśród nowych kolegów. Czy to jest dobry wiek na decyzję, jaką szkołę wybrać w następnej kolejności. I wreszcie, jak tak młodzi uczniowie wypadną w teście kompetencji na koniec szóstej klasy. Jak zniosą stres oni sami, ale także, czy zmianom podołają ich rodzice.
Jak wielki był wówczas krzyk o to, że tysiące nauczycieli podstawówek stracą pracę. Jak wielka obawa, że będzie trzeba likwidować szkoły. Wreszcie niepewność, czy państwu starczy na to wszystko pieniędzy. Padały wówczas dokładnie takie same argumenty, jak dzisiaj.
I to zrozumiałe, że Związek Nauczycielstwa Polskiego wówczas protestował. Niezrozumiałe jednak, że protestuje teraz ponownie, kiedy gimnazja planuje się zlikwidować. Można nawet odnieść wrażenie, że nauczyciele prostują zawsze. Za każdym razem mówią o zbyt niskich zarobkach, choć MEN już podwyżki zapowiedział.
I chyba nie można się już łudzić, że związkowcom nie chodzi o merytoryczną dyskusję i jakość edukacji, a o polityczną grę. O protestowanie dla zasady. O przeciwstawianie się zmianom, które, owszem, bez wątpienia rodzą chaos i niewpewność, ale mogą przynieść w przyszłości korzyści.
Ale związkowcy zdają się widzieć tylko swoje korzyści. I, trzeba przyznać, bardzo skutecznie o nich mówią. Przed laty konieczność powstawania związków zawodowych, które walczyłyby skutecznie o prawa pracowników była widoczna. Niestety, przez lata państwo utraciło nad tym kontrolę, a w niektórych grupach zawodowych lewicowe środowiska związkowców rozrosły się do niebotycznych rozmiarów. Ich żądania także.
Nauczyciele, zaraz po górnikach, są dzisiaj najsilniejszą, najbardziej wpływową i najbardziej roszczeniową grupą związkowców w Polsce. Przyzwyczajoną już chyba do tego, że im głośniej będą krzyczeć, tym szybciej rząd spełni ich oczekiwania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/356172-nowy-rok-szkolny-nowy-protest-nauczycieli-zwiazkowcom-nie-chodzi-juz-o-jakosc-edukacji-zdaja-sie-widziec-tylko-swoje-korzysci