Niespełnionym marzeniem mojego Ojca było zrobienie ze mnie, syna swego pierworodnego i jedynego, inżyniera. Ponieważ Tata był człowiekiem konsekwentnym i zdeterminowanym w działaniu, realizował swoją wizję przez całą okrągłą i mroczną dekadę lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku - lat „wielkiej smuty Jaruzelskiego”. Ojczulek wierzył, iż jedynie proste metody pedagogiczne doprowadzą jego latorośl wprost do budynku Politechniki Łódzkiej, gdzie będę zgłębiał tajniki ruchów spowolnionych czy przyspieszonych, więc zadawał mi do wykucia „na blachę” całe akapity podręcznika od znienawidzonej fizyki, po czym skwapliwie sprawdzał przyswojoną wiedzę, zadając dziesiątki wnikliwych i podchwytliwych pytań. Efekt był taki, że siedząc samotnie w pokoju, szybko uczyłem się tego, co „Ojciec kazali”, po czym, maskując powieść przygodową książką do „fizy”, wsiadałem na konia i przemierzałem Dzikie Pola z Michałem Jerzym Wołodyjowskim lub bezkresne prerie z Tȟašúŋke Witkó. Podczas tych podróży musiałem być bardzo czujny, bowiem oprócz Kozaków Siczowych, Szwedów, Tatarów i Paunisów, czyhało na mnie niebezpieczeństwo o wiele poważniejsze, realne i okrutne - ojcowski, rzemienny pasek, który wychodząc naprzeciw mojemu patologicznemu nieuctwu, objaśniał mi trzecią, jedyną zapamiętaną do dziś, zasadę dynamiki Newtona - „akcja jest równa reakcji”.
Akcji w ostatnich, letnich, kanikułowych dniach mieliśmy kilka - i to jakich! Pierwszą z nich była konferencja Angeli Merkel, na której Pani Kanclerz, w pogodny wtorek 29 sierpnia 2017 roku, postanowiła „przestać trzymać język za zębami” w sprawie łamania przez rząd Prawa i Sprawiedliwości praworządności w Polsce. Nie trzeba mieć umysłu lokatora londyńskiego mieszkania przy ulicy Baker Street 221b, aby wydedukować, iż była to iście „kanclerska riposta” na zarzuty, jakie padły dwa dni wcześniej pod jej adresem. Otóż, Pan Schulz Martin, w również pogodną niedzielę 27 sierpnia, orzekł, że Merkel jest, ni mniej, ni więcej, tylko oderwana od rzeczywistości. Pomimo mojej całkowitej nieznajomości języka, którym posługiwał się Johann Wolfgang von Goethe, zdarza mi się czasem słuchać wystąpień Pana Martina tylko po to, aby zrozumieć ten niepowtarzalny, „monachijski klimat” lat trzydziestych ubiegłego stulecia i poczuć prawie namacalnie retorykę, przy pomocy której budowano teutońskie przeświadczenie o istnieniu „rasy panów”. W psychologii i psychiatrii nie istnieje dział badawczy zajmujący się oderwaniem Merkel od rzeczywistości, ale gdy analizuję niektóre ruchy Frau Bundeskanzlerin, to widzę dużą konieczność jego powstania. Opowieści i zapewnienia o niemieckim porządku, dokładności i spójności działań w żaden sposób do mnie nie trafiają, a polityka imigracyjna Pani Angeli umacnia mnie w przekonaniu, iż jest to kolejna miernota umysłowa, która wyhodowana w krainie socjalistycznej, enerdowskiej utopii, postanowiła odbezpieczyć granat z napisem „europejska inżynieria społeczna”. Wszystkim tym, którzy w jej obronie podniosą argumenty o wskaźnikach niemieckiej gospodarki chcę przypomnieć, iż na ich wysokość składa się obecnie prawie cała Europa i w żadnym razie nie pochodzą one wyłącznie z pracy rąk „Petera i Helgi”. Jeśli tego będzie mało, to możemy, po raz tysięczny, wrócić do grabieży dokonanych podczas II Wojny Światowej i Planu Marshalla, ale obecnie nie widzę takiej potrzeby. Reasumując - z braku lepszych pomysłów, jak odpowiedzieć agresywnemu Schulzowi na konkretne zarzuty, Merkel postanowiła wypróbować starą sprawdzoną sztuczkę i wyrecytowała slogany o praworządności i demokracji, przyswojone podczas uczestnictwa w zebraniach Freie Deutsche Jugend lata temu. Szkoda tylko, że tyczą one polskiego podwórka, ale tutaj można śmiało przytoczyć porzekadło o „własnej belce i sąsiedzkiej słomce”, lecz o tym wszystkie tuby będące na jej usługach, skwapliwie milczały.
Jedną z tub, które rezonowały zgodnie z niemieckim życzeniem, był francuski miłośnik antyków - Emmanuel Macron. Ten wybitny demokrata, usiłujący rządzić własnym krajem przy pomocy prezydenckich dekretów, postanowił dać głos w polskiej sprawie i w środę, 30 sierpnia, udzielił wywiadu tygodnikowi „Le Point”. Zawiodę wszystkich, którzy oczekują rewelacji wygłoszonych przez tego „monsieur”. Pan Prezydent był uprzejmy powtórzyć, po raz tysięczny, wszystkie oklepane brednie o Polsce, jakie przyszły mu do głowy i jakie zdążyli wypisać mu na kartce jego współpracownicy. Fragmentami wyróżniającymi były akapity o tym, że Polska „nie jest rzecznikiem Europy Wschodniej” i przypomnienie nieszczęsnych wet Pana Prezydenta Dudy. Aby zrozumieć frazę o „rzecznikowaniu” Europie Wschodniej, należy cofnąć się do ubiegłotygodniowej peregrynacji Macrona, podczas której pertraktował z przywódcami Czech, Słowacji, Rumunii i Bułgarii, na temat zmian w unijnej dyrektywie tyczącej pracowników delegowanych. Ostentacyjne ominięcie Warszawy i Budapesztu miało pokazać niesfornym „Bantu” niezadowolenie białego „Bwana Kubwa” z ich postawy. Ponieważ „czarne grzbiety” nie chciały się ugiąć mimo wszystko, Pan Emmanuel postanowił je zdzielić korbaczem i 25 sierpnia, na konferencji w Warnie, wyklepał formuły o tym, że Polska nie definiuje europejskiej przyszłości i izoluje się w Europie. Stało się jednak coś, czego nie przewidział – otóż, razy francuskiego knuta zostały sparowane przez kłującą niczym szydło, ripostę polskiej Premier. Pani Beata, w słowach bardzo grzecznych, układnych i kulturalnych, poprosiła głównego lokatora Pałacu Elizejskiego, by ten skupił się na własnym poletku - czyli tłumacząc z „dyplobełkotu” na nasze - kazała mu „spadać na drzewo”. Sądzę, że właśnie te dwa bodźce, czyli berliński rozkaz i warszawska ansa, były głównymi determinantami takiego tonu wypowiedzi konsumenta żabich udek oraz stały się uwerturą opery, a właściwie operetki, którą „wystawiono” w Brukseli.
Dzień 31 sierpnia 2017 roku przejdzie do annałów brukselskiej dyplomacji jako dzień kompromitacji czerwonolicego - nie mylić z czerwonoskórym - Fransa Timmermansa. Wtedy bowiem, Pan Frans zorganizował w Parlamencie Europejskim kolejną debatę na temat praworządności w Polsce. 31 sierpnia jest dniem bardzo szczególnym w polskiej historii i każdorazowo uroczyście celebrowany - kartą w nadwiślańskim kalendarzu, którą wszyscy Polacy darzą wielką estymą, ponieważ symbolizuje walkę o tak umiłowaną i upragnioną wolność. Sam wybór terminu debaty indykuje, jakim totalnym cynikiem jest Timmermans i jak bardzo dalekie jest mu poszanowanie idei pielęgnowanych przez inne narody. Przebieg spotkania niczym nie zaskoczył. Ze strony Komisji padały wciąż te same, wyświechtane argumenty o nieprzestrzeganiu europejskich zasad i niszczeniu sądownictwa - nic, czym można byłoby wprawić w osłupienie uważnych obserwatorów europejskiej sceny politycznej. Standardowo również, zabrakło jakiegokolwiek głosu Wielkiego Szatniarza Unijnego, ale biorąc pod uwagę zbliżającą się jesienną serię przesłuchań przed Komisją Amber Gold, trudno mu się dziwić. Słuchając argumentów skierowanych przeciwko działaniom polskiego rządu można było odnieść wrażenie, iż uczestniczy się w przeglądzie tekstów prasowych, zamieszczanych na łamach lewicowo-liberalnych tytułów, wychodzących w Niemczech, Francji czy Beneluksie. Swoją drogą, zastanawia mnie czy było w tym trochę roboty Pana Trzaskowskiego i jeśli tak, to czy tym razem zmienił właściwości pliku, aby jego nazwisko się w nim nie pojawiało, co pozwoliłoby uniknąć kolejnej kompromitacji totalnej? Repliki europosłów Wiśniewskiej, Karskiego i Jurka o Nord Stream, gdańskich sędziach na telefon i zemście za odmowę przyjęcia imigrantów, wprawiły pierwszego wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej w taką furię, że zaczął wręcz bredzić o przesuwaniu granic Polski na wschód i zachód, uzależniając te ruchy od siły Niemiec i Rosji. Tę kompromitację próbowała wieczorem przykryć europosłanka o kwiecistym imieniu i kilkuczłonowym, obco brzmiącym nazwisku, obarczając nią tłumacza, ale proponowałbym tej pani odłożyć Twitter i otworzyć podręcznik języka angielskiego na stronicach, gdzie omawiane są okresy warunkowe. Reasumując - cała debata przypominała sytuację, w której konduktor, pracownik wagonu restauracyjnego i pani sprzątająca przedziały postanowili sprawdzić dokumentację finansową w firmie biznesmena, który przestał jeździć ich pociągiem, ze względu na sztucznie zawyżone, tylko dla niego, ceny biletów i kanapek. Najgorsze, że do dokonania sprawdzenia nawołują byli pracownicy, których ów biznesmen zwolnił, za jawne złodziejstwo i bumelanctwo, w październiku 2015 roku. Było kolejnym spotkaniem, które od poprzednich różniło się jedynie tym, że nie zostało poważnie potraktowane przez kogokolwiek z polskiego rządu, a już na pewno nie przez resort Ministra Waszczykowskiego.
Odnoszę wrażenie, że od dłuższego czasu polski MSZ przestał traktować priorytetowo przepychanki z unijnymi urzędnikami. W mojej opinii to decyzja bardzo dobra. Od 19 stycznia 2016 roku, czyli terminu pierwszej debaty o Polsce, upłynęło dużo wody w Wiśle i „wilk” przestał być straszny. Podejmowane przez niego działania nie robią już na nikim większego wrażenia. Dowodem tego jest bezpośrednie zaangażowanie na naszej niwie, przywódców niemieckich i francuskich, którzy dostrzegli bezradność unijnych instytucji i postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Tutaj może być trudniej, ale nie beznadziejnie. Będą zwiększane naciski na gabinet Premier Szydło i temu należy się przeciwstawić. Przeciwnik, a tak należy niestety nazywać oponentów, też czuje ból i nie jest niewzruszony. Jego mózg pracuje w sposób podobny do naszego z tą tylko różnicą, iż nie jest tak zahartowany i wszechstronny, jak polski, bo nigdy nie musiał borykać się z dodatkowymi problemami, jakie przyniósł nam siedemdziesięcioletni okres socjalizmu i postkomunizmu. Uważam, że w pierwszej kolejności zostaną użyte argumenty ekonomiczne, czemu dał sygnał Macron, włócząc się ze swoją obwoźną trupą po Europie Wschodniej i próbując forsować własną wizję dyrektywy o pracownikach delegowanych. Czynnik psychologiczny bywa często decydującym o przebiegu starcia, więc proponowałbym, aby Ministerstwo Finansów nakazało sieci marketów Auchan przygotowanie do kontroli wszystkich faktur od stycznia 2011 roku. Stronę techniczną realizacji tego przedsięwzięcia pozostawiam oczywiście osobom kompetentnym, ale nigdy nie spotkałem człowieka, który byłby miłośnikiem wielotygodniowych, cyklicznych odwiedzin w urzędzie skarbowym. Doznania trzeba stopniować, więc jeśli Pani Merkel nie będzie chciała zając się własnym podwórkiem, to przecież Państwowa Inspekcja Pracy nie jest aż tak obłożona zadaniami, aby nie wygospodarować kilku miesięcy na szczegółowe sprawdzenie warunków socjalnych we wszystkich sklepach sieci Lidl, prawda? Dochodzą mnie też słuchy o częstych problemach z połączeniami w sieci Orange i T-Mobile. Czy Ministerstwo Cyfryzacji wespół z UOKiK nie powinny się zainteresować źródłem takiego stanu rzeczy i obłożyć ewentualnych winnych surowymi karami? Oczywiście zdaję sobie sprawę z obowiązującej wszędzie zasady wzajemności, więc już drżę na samą myśl, jak okrutnie niemiecki i francuski aparat fiskalny, może potraktować polskie sieci handlowe, działające na ich terenie. Jeśli ktoś podniesie argument o potędze i niezniszczalności zachodnich gospodarek, zaproponuję mu wówczas przestudiowanie przyczyn upadłości niemieckich linii lotniczych Air Berlin i jej ewentualnych powiązań finansowych z Amber Gold i OLT Express, bo może się okazać, że owa legendarna moc ekonomiczna jest oparta w głównej mierze na rabunkowej eksploracji naszych, rodzimych zasobów. Na zakończenie chcę podkreślić, że nie nawołuję do draki z całą Europą, choć tak po prawdzie, chyba bierzemy w niej udział i to minimum od 18 listopada 2016 roku. Nawołuję jedynie do większej aktywności w dialogu z zafiksowaną negatywnie na Polskę grupą, która nie jest wcale granitowa. Biernością i postępowaniem zachowawczym jedynie ośmielimy antagonistów, więc czas na bardziej agresywne wyeksponowanie polskiej niezłomności. Na każde szkodliwe dla nas działanie, powinno być wyprowadzone natychmiastowe kontruderzenie, bo może się okazać, że po przeciwnej stronie siedzą podobne do mnie „niezguły fizyczne” i należy im wtłoczyć do głów, nie przebierając w środkach, jak mój Ojczulek, trzecią zasadę Sir Izaaka Newtona - „akcja jest równa reakcji”.
Howgh!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355909-trzecia-zasada-dynamiki-newtona-na-kazde-szkodliwe-dla-nas-dzialanie-powinno-byc-wyprowadzone-natychmiastowe-kontruderzenie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.