Lektura pisma pana Tomasza Lisa to ciężkie doświadczenie, bardzo nieprzyjemne i dołujące. Nie chodzi tylko o politykę, ale o straszliwą wizję otaczającego nas świata, jaki się z tego periodyku wyłania. Jakiś czas temu pisał o tym w tygodniku „Sieci” Andrzej Rafał Potocki. Oto dowiadujemy się stale, że dzieci wychowaliśmy strasznie - na egoistów (to znaczy oni wychowali), kobiety są potworne (to znaczy te, które oni znają), a mężczyźni jeszcze gorsi. Wszystko właściwie jest brudne, podłe, żadne relacje nie są dobre, żadna wspólnota nie jest trwała, a wszyscy potrzebują psychiatrów. Słowem: wszechogarniające upokorzenie i nieuporządkowanie. Współczujemy.
Męczy też intelektualna płycizna i niezdolność do jakiejkolwiek pogłębionej diagnozy politycznej. Nawet w najnowszym numerze jednocześnie stawianych jest chyba z pięć diagnoz dotyczących Prawa i Sprawiedliwości, w tym dwie skrajne: że jego dominacja już się kończy oraz że potrwa kilka dekad.
No, ale to nie nasz problem. Jak kogoś to bawi, niech czyta. Mamy wolność.
Jeden wątek powtarza się jednak na tych łamach dość często i wart jest przemyślenia. Tym razem pojawia się w wywiadzie z Tomaszem Lipińskim, muzykiem (Brygada Kryzys, Tilt). Większość jego diagnoz razi skrajnym infantylizmem, ale jedna wypowiedź jest charakterystyczna:
Wyróżniają się panie, ze Strajku Kobiet. Dlaczego one? Bo mogłyby stworzyć przewagę dla rządzących mizoginów (mizogini to osoby nienawidzące kobiet - red. wP.) Oni boją się kobiet, jak wszyscy mizogini.
To oczywiście bzdura, ale to też trwały nurt propagandy totalnej opozycji, rysującej obóz rządzący jako stado niemal wyłącznie męskie, nie rozumiejące kobiet. Tak jakby np. w Platformie kobiet było zatrzęsienie i miały bardzo dużo do powiedzenia. Oczywiście nie. Ale nie w tym rzecz, ale w tym, że ta propaganda jest groźna.
W mojej ocenie, gdyby nie premier Beata Szydło, gdyby nie klasa i profesjonalizm tego polityka, takie argumenty już dawno podkopywałyby pozycję (pamiętajmy o przewadze medialnej III RP) ekipy Prawa i Sprawiedliwości.
W dniach w których poznaliśmy najnowszy, bardzo pozytywny dla premier Szydło sondaż CBOS, warto powtórzyć raz jeszcze, że szefowa rządu to dla tej ekipy poważny atut.
Oczywiście wiem, że w tym rządzie aż roi się od zadowolonych z siebie, często słusznie, fachowych mężczyzn i wiem, że wielu ma pokusę by podjąć ryzyko zmiany premiera. Bo a nuż będzie lepiej, bo a nuż będzie szybciej. Możliwe, choć wątpię. Dużo bardziej prawdopodobne, że rządzący straca atut w postaci ciepłej kobiety na czele rządu, podobnej trochę do kanclerz Merkel w Niemczech, a opozycja dość szybko uruchomi kampanię pod hasłem „rządzą nami sami faceci”. W takim układzie sondaże, także te partyjne, w mojej ocenie tąpną.
I jeszcze jeden ważny kontekst: jesteśmy przecież świeżo po wyraźnym odpłynięciu pana prezydenta ku innym, mniej zdecydowanym na zmiany w państwie, środowiskom i emocjom. Może to tymczasowe, może jednorazowe, ale na razie realne.
Mając to na względzie, przestrzegam, by w nadchodzącym, jesiennym sezonie politycznych zmian, nie nadwyrężać tej dużej, ale jednak jeszcze kruchej, konstrukcji politycznej, która po prostu dobrze działa. Korekty są potrzebne, ale rewolucja na szczycie w tym właśnie momencie byłaby, w mojej opinii, przeciwskuteczna.
-
Nie zapomnij kupić nowego, bardzo ciekawego numeru największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce - „Sieci”, w sprzedaży od 28 sierpnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355522-efekt-szydlo-czy-oboz-rzadzacy-pamieta-ile-zawdziecza-pani-premier