Reforma sądownictwa tuż-tuż. Więc pewnie wróci dyskusja o sędziach, systemie sprawiedliwości i ich „ofiarach”. To może warto przytoczyć jeszcze jeden przykład. Niezbyt typowy, bo dotyczący byłego posła. A jednak charakterystyczny.
Kariera Tomasza Markowskiego nie była ani specjalnie długa, ani spektakularna. Choć nie był człowiekiem „znikąd” . Nim trafił do parlamentu - działał m.in. w NZS i Ruchu Odbudowy Polski. W 2001 r wszedł do Sejmu z listy PiS. W 2005 został wybrany ponownie. W apogeum działalności politycznej był nawet wiceszefem klubu.
I jako jeden z pierwszych został „odstrzelony” z racji podejrzeń o nieuczciwe rozliczanie dotacji za korzystanie ze służbowego mieszkania. Zarzut wytoczyła „Gazeta Wyborcza”. Jak twierdziła, poseł, fikcyjnie zameldował się w Bydgoszczy (skąd był posłem), aby pobierać dodatek na mieszkanie w Warszawie, mimo iż miał w stolicy prawa do własnego lokalu. W efekcie Markowskiego skreślono z listy kandydatów w kolejnych wyborach. Skończyła się walka polityczna. A zaczęły potyczki z Temidą.
Gdyby sprawa odbywała się w dzisiejszych realiach – pewnie spojrzano by na nią inaczej. Ale w 2007 nikt jeszcze nie wiedział kim są sędziowie Łączewski, Schab,Puchalska, Orzechowski… Niewiele zastanawiano się nad ich sympatiami politycznymi. A komentowanie wyroków uchodziło za gruby nietakt…
Ale wróćmy do faktów. Markowski faktycznie całe życie mieszkał w Warszawie. Tyle, że od momentu wejścia w dorosłość i usamodzielnienia się - w wynajętych lokalach. Wraz z ojcem miał wprawdzie współwłasność mieszkania, ale nigdy w nim nie mieszkał. Całym lokalem dysponował ojciec, który przeznaczył go pod wynajem. W grę wchodziły różne remonty, przebudowy etc. Ale stan pozostaje niezmienny – przyszły polityk, żeby mieszkać samodzielnie w stolicy - musi wynajmować lokal. Historia jakich wiele.
Sytuacja zmienia się, gdy zostaje posłem. Do sejmu wchodzi z listy bydgoskiej. Decyduje się więc na przeprowadzkę do miasta, które reprezentuje. Wraz z ówczesną narzeczoną. Wynajmuje tam mieszkanie. Za własne pieniądze. Melduje się. Ale rzecz jasna musi bywać też w stolicy. Jak wielu innych pozawarszawskich parlamentarzystów zamiast korzystać z hotelu sejmowego, decyduje się na wynajęcie mieszkania „na mieście” i zgodnie z ówczesnym zwyczajem – występuje do Kancelarii Sejmu o zwrot kosztów. Jak twierdzi, poinformował wówczes sejmowe urzędniczki o prawach do części mieszkania ojca. Ową współwłasność wpisuje zresztą do oświadczenia majątkowego. Jego wniosek nie budzi sprzeciwów. Niestety – owego braku zastrzeżeń nie udokumentował na piśmie. Dofinansowanie – na swoje nieszczęście - dostaje.
I wszystko jest w porządku do czasu, gdy sprawę opisała po swojemu „Wyborcza”. Trwa kampania. Nikt się nie patyczkuje. Nie roztrząsa niuansów. Obowiązuje zasada „żony Cezara”. Poseł zostaje skreślony z list wyborczych. Takie jest wilcze prawo polityki. Sęk w tym, że w wymiarze sprawiedliwości, nie wystarczy podejrzenie, czy zarzut prasowy. Trzeba udowodnić złamanie prawa. Przynajmniej teoretycznie…
Tymczasem proces obywatela Markowskiego – bo już nie posła – toczy się „od bandy do bandy”. Sąd skazuje go i uniewinnia na przemian. W pierwszej instancji - zostaje uniewinniony – ze względu na nieprecyzyjne przepisy Kancelarii Sejmu. (Na skutek jego sprawy – ostatecznie je doprecyzowano). http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/byly-posel-pis-nie-wyludzil-pieniedzy-z-sejmu,106673.html
. Ale prokuratura nie odpuszcza. Składa apelację. Ta w sądzie Apelacyjnym przy ul. Chopina zostaje uwzględniona. Sprawa wraca do pierwszej instancji. Ta znów uniewinnia Markowskiego. Po czym procedura się powtarza. Po raz trzeci uwzględniona apelacja sprawia, że teczka trafia na biurko sędziego Łączewskiego. Który stwierdza autorytatywnie, odrzucając wszystkie wnioski i zeznania świadków obrony, że Markowski nie mieszkał w Bydgoszczy, więc dofinansowanie mu się nie należało. I skazuje go na … dwa lata więzienia w zawieszeniu. Plus grzywnę 35 000 zł . (Sędziego w ogóle nie interesuje, czy poseł miał prawa do jakiegokolwiek lokalu w stolicy, czy miał gdzie mieszkać i co stanowiły ówczesne przepisy regulujące pracę posłów, co analizowały poprzednie instancje). Wyrok zapada w 2012 roku. Tym razem Sąd Apelacyjny go „przyklepuje. (Proces prowadzi sędzia Mariusz Jackowski, ten sam, który wcześniej bez wahania umorzył postępowanie karne wobec byłego ministra Sławomira Nowaka w aferze „zegarkowej”.) http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/posel-pis-skazany-za-wyludzenie-pieniedzy-na-mieszkanie_967560.html
Były poseł jest od tego momentu osobą karaną. O powrocie do polityki nie może marzyć. W sens składania kasacji nie wierzy. Spłaca zasądzoną (także w procesie cywilnym) karę - 114 502,60 zł z odsetkami. Próbuje wynegocjować umorzenie odsetek. Odlicza miesiące do zatarcia wyroku. I kibicuje zapowiedzianej reformie wymiaru sprawiedliwości.
Ktoś powie – politykowi wolno mniej. Być może. Tym niemniej polityk też człowiek. Ma prawo do sprawiedliwego procesu, nawet jeśli reprezentuje inną opcję niż ta, z którą sympatyzuje dany sędzia. Tylko tyle i jak tyle. Zdawałoby się: oczywista oczywistość. W praktyce – do takiej oczywistości wciąż daleka droga.
-
Nie zapomnij kupić nowego, bardzo ciekawego numeru największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce - „Sieci”, w sprzedaży od 28 sierpnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355519-posel-w-uscisku-temidy-z-sedzia-laczewskim-w-tle-czyli-wysoka-cena-bydgoskiego-mandatu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.