Kanclerz Niemiec zabrała wreszcie głos w sprawie Polski. Długo wyczekiwany głos. Bo odkąd Komisja Europejska zabrała głos w sprawie zagrożonej praworządności nad Wisłą, nad Renem była cisza.
I wielu publicystów zastanawiało się, dlaczego. Czy Angela Merkel nie chciała rozwiewać złudzeń o tym, że nie jest po stronie jednej z partii w Polsce? Że bardziej podobało jej się, kiedy rządził układny Donald Tusk? Nie widziała zagrożenia w działaniach obecnie panujących? Czy może ważniejszy był dla niej interes ekonomiczny i dobre stosunki z Polską?
Teraz już wiemy, że to wszystko nie jest dla Angeli Merkel ważne. Nieistotne też, że w przeddzień jej wypowiedzi apel o interwencję Unii w niemieckich gazetach wygłosił Borys Budka z PO. Angela Merkel nie stwarza nawet pozorów. Jasno mówi, że nie może już zaciskać zębów. I musi walczyć o praworządność w Unii, czyli zwalczać działania polskiego rządu.
Nie jakiegokolwiek rządu. Rządu PiS, bo ten ośmielił się przeciwstawić woli wielkiej Komisji Europejskiej. Bo kiedy w grę wchodzi interes jednostki, Unia się niecierpliwi. Nie lubi, kiedy jakiś kraj myśli tylko o sobie. Narzuca swoje wartości, których rzekomo musimy wszyscy przestrzegać.
A skoro wszyscy jesteśmy pod takim samym srogim nadzorem Unii, to dlaczego ta nie zajrzy w granice niemieckich landów, gdzie sędziów wybierają politycy? Ale Angela Merkel nie stoi na straży praworządności we własnym kraju. Chętnie zabiera miesza się natomiast w sprawy polskie. Nikt na Zachodzie nie ma przecież nawet pojęcia, ile jest ustaw dotyczących sądownictwa. I nikt nie wie, czy po prezydenckim wecie zostaną one uchwalone. Sprzeciwiają się dla zasady.
Przecież wstępując do Unii nikt nie podpisywał przyjmowania imigrantów. Nikt nie spodziewał się, że właśnie Angela Merkel zaprosi ich do Europy. I pod przykrywką politycznej poprawności przyczyni się do zderzenia cywilizacji. Do zderzenia kultur, którego nie sposób już zatrzymać. Do rosnącej fali terroru, która wylewa się z chorych głów osób, które postanowiły zwalczać Europejczyków.
I Polska nie godząc się na to, żeby u nas działo się to samo, zostaje kozłem ofiarnym UE. Jest drugim w Unii, tuż po Węgrzech, prawicowym chłopcem do bicia. Dla prezydenta Francji nawet marginesem Unii. I gdzie tu jest jedność Unii Europejskiej i tolerancja? Gdzie poszanowanie woli suwerena? Gdzie wreszcie refleksja nad sytuacją, w jakiej Europa się znalazła?
Gdzie wnioski z Brexitu i każdego kolejnego zamachu? Nie ma. I chyba już nie będzie. Ludzie pokroju Timmermansa czy Merkel nie obudzą się, nie ockną. Nie przyznają do błędu. Będą uparcie twierdzić, że zgwałcić może każdy i nie każdy muzułmanin to terrorysta.
Na próżno będzie szukać merytorycznych argumentów u ludzi, którzy chcą ingerować w proces tworzenia prawa w Polsce nie znając liczby ustaw. Jedynym ratunkiem dla państw członkowskich nadal są mądre rządy suwerenów. I wymiana elit. Jak na razie zdecydowały się na to Węgry i Polska. Francja nie podniosła rękawic. Czy tak samo będzie w Niemczech? Zmiany, jak utrata władzy, bardzo bolą. A pobudka Zachodu z letargu może być jeszcze bardzo długa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355263-merkel-ramie-w-ramie-z-tuskiem-razem-w-mitycznej-obronie-praworzadnosci-w-polsce-bo-nie-ma-juz-watpliwosci-ze-to-nie-o-to-chodzi