Jestem przekonany, że do tej całej opowieści o kontaktach Kwaśniewskiego z Ałganowem historia napisze puentę
– powiedział Jacek Łęski w rozmowie z wPolityce.pl.
wPolityce.pl: 20 lat temu wraz z Rafałem Kasprowem opublikowaliście Panowie pierwszy artykuł z serii „Wakacje z agentem”, dotyczący kontaktów Aleksandra Kwaśniewskiego z agentem rosyjskiego wywiadu Władimirem Ałganowem. Czy po tych wszystkich latach ta sprawa wciąż budzi w Panu emocje, czy dalej jest ważna?
Jacek Łęski, były dziennikarz śledczy „Życia”, prezenter TVP: To wciąż ważna rzecz. Mówimy o tekście, który miał swoje znaczenie dla całego rynku prasowego. Pomimo tego, że wraz z Rafałem zbieraliśmy materiały rzetelnie i z zachowaniem wszystkich zasad sztuki, to można było nas postawić przed sądem i skazać za to, co napisaliśmy na podstawie zeznań świadków. Niczego nie wymyśliliśmy, nie sfabrykowaliśmy. Historia była opowiedziana na podstawie tego, co powiedzieli nam ludzi z hotelu lub ludzie, którzy byli wtedy w Cetniewie, a nam udało się odnaleźć ich w kraju. Pisaliśmy też podstawie dokumentów, do których dotarliśmy. Były to m.in. rachunki z hotelu. Okazało się, że mimo starannego zbierania materiałów, co zostało potwierdzone przez sąd, można było nam zarzucić nierzetelność. W trakcie procesu były dwie grupy dowodów i świadków. Byli to nasi świadkowie, czyli ludzie kompletnie niepowiązani, przypadkowi – turyści, goście hotelu, którzy odpoczywali nad morzem. Z drugiej strony mieliśmy do czynienia z grupą najbliższych współpracowników Aleksandra Kwaśniewskiego i z dokumentami, które były z nim powiązane, lub przez niego zakładane, lub po prostu przez niego kontrolowane. Sąd uznał, że wiarygodne są dokumenty i zeznania przedstawione przez grupę świadków Kwaśniewskiego. Okazało się, że ci, którzy z własnej woli zdecydowali się przyjechać na rozprawy i zeznawać, są dla sądy niewiarygodni.
Jest jeszcze trzecia okoliczność…
Po naszej publikacji, redakcja postanowiła na wszelki wypadek wysłać na miejsce kolejnego dziennikarza, który miałby dodatkowo sprawdzić tę sprawę. Był to Piotr Pytlakowski, obecnie szef działu reportażu „Polityki”. Po kilku dniach pracy w Cetniewie przywiózł tekst, który potwierdzał wszystkie nasze ustalenia. Znalazł też kolejne osoby, które widziały Aleksandra Kwaśniewskiego na miejscu w okolicznościach, które zostały przywołane w naszym tekście. O tekst Pytlakowskiego nie było pretensji, nie stał się przedmiotem procesu sądowego. Nasze drogi zawodowe dawno się rozeszły, ale Piotr Pytlakowski były ciekawym rozmówcą w tym temacie.
Panów publikacje wywołały wiele emocji. Jak wyglądała reakcja środowiska dziennikarskiego?
Ogromna część środowiska dziennikarskiego stanęła wtedy murem za Aleksandrem Kwaśniewskim. Od „Gazety Wyborczej” przez „Politykę”, „NIE” Urbana czy „Dziennik Bałtycki”, który błyskawicznie wycofał się ze sprawy, gdy postraszony został wydawca, któremu grożono poważnymi konsekwencjami biznesowymi. Wszystkie duże media w Polsce pokazywały nas palcem jako wariatów, którzy opisują spiskową teorię. Był to okres, gdy byliśmy pozostawieni sami sobie. Wsparcie ze strony środowiska dziennikarskiego było żadne.
Z czego wynikały te reakcje? Chodziło o biznes, politykę, strach, zwykłą sympatię do Kwaśniewskiego?
Trudno mi to jednoznacznie ocenić, bo trzeba by było zapytać tych, którzy tak się wtedy zachowywali. Późniejsze losy dziennikarskie i biznesowe dziennikarzy i gazeta, które stały murem za Kwaśniewskim mogą pokazywać, że był to wybór biznesowo-polityczny, nie mający nic wspólnego z poszukiwaniem prawdy. Warto byłoby prześledzić też losy sędziów, którzy występowali przy tych procesach.
Zna Pan ich dalsze losy?
Nie sprawdzałem tego, ale ze środowisk sędziowskich słyszałem, że mają się dobrze, niektórzy nawet awansowali.
Czy po tych 20-latach pogodził się Pan z wyrokiem, który zapadł w pańskiej sprawie?
Jestem przekonany, że do tej całej opowieści o kontaktach Kwaśniewskiego z Ałganowem historia napisze puentę. Drobną puentą może być jedna z książek, którą wydał Marian Zacharski. Opisując swoje rozmowy z Ałganowem twierdzi, że od niego pierwszy raz usłyszał, że Rosjanin miał kontakty z Kwaśniewskim i miały miejsce w Cetniewie.
Powstaje pytanie, czy Zacharskiemu można w cokolwiek wierzyć.
Niestety otwartą kwestią pozostaje to, czy Ałganow rzeczywiście to powiedział i czy Zacharski precyzyjnie to zrelacjonował. Z tego co wiem, to po tym jak Zacharski przywiózł to do Polski, uruchomiono mechanizm sprawdzania tego, czy Kwaśniewski był i kiedy w Cetniewie i czy mógł się spotkać z Ałganowem. Ten mechanizm uruchomiono w ówczesnym Urzędzie Ochrony Państwa, a polegał na tym, że wysłano dwóch funkcjonariuszy, którzy mieli sprawdzić czy Ałganow i Kwaśniewski byli wtedy na miejscu. Sprawdzili księgę meldunkową, w której z oczywistych powodów żaden z nich nie był wpisany, porozmawiali z szefem ośrodka, który był kolegą Kwaśniewskiego i na tym zakończyło się całe sprawdzenie.
Rozmawiał Tomasz Karpowicz.
-
W zestawie taniej! Polecamy „wSklepiku.pl” pakiet książek prof. Andrzeja Nowaka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/355145-nasz-wywiad-jacek-leski-jestem-przekonany-ze-do-tej-calej-opowiesci-o-kontaktach-kwasniewskiego-z-alganowem-historia-napisze-puente