Na upartego donosiciele na Polskę mogliby twierdzić, że Księstwo Warszawskie, Kongresówka, a nawet Generalne Gubernatorstwo były jakąś formą państwowości.
Szczęście piszących w „Gazecie Wyborczej”, gdy ktoś za granicą atakuje Polskę, gdy zapowiada sankcje lub obraża polski rząd nie ma granic. Część autorów i współpracowników gazety Michnika mocno zresztą na to szczęście pracuje, śląc donosy do zachodnich mediów. Oni oczywiście nazywają te donosy dziennikarstwem. Szczęśliwi są też politycy Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej, gdy występują w rolach donosicieli, w tym eurodeputowani PO, mający ponoć reprezentować w Brukseli i Strasburgu polskie interesy. Szczęśliwy był też zapewne wiceprzewodniczący PO Borys Budka, gdy dokopał Polsce w wywiadzie dla „Zeit Online”. Ta radość ustąpiła zakłopotaniu tylko dlatego, że polska opinia publiczna nie zamierzała puścić Budce płazem nie tylko donoszenia na własne państwo, ale i namawiania do wyrządzenia Polsce wymiernych szkód („ultimatum”). Gdyby nie ta reakcja, Budka byłby przeszczęśliwy, a inni ważni politycy Platformy staliby za nim murem.
Szczęście polskich obywateli z ewentualnego nieszczęścia Polski jest fenomenem na światową skalę, a już w Unii Europejskiej jest unikatem. W dziejach UE nie ma przypadku tak gorliwych ataków i donosicielstwa na własne państwo. Owszem bywały krytyczne głosy Brytyjczyków, rzadziej Włochów, ale nie można ich uznać za systemowe wręcz donoszenie i planowe szkodzenie ich państwom. Wielu polityków z zagranicy delatorom z Polski przyklaskuje, szczególnie tym platformerskim w Parlamencie Europejskim, ale we własnym gronie są zszokowani skalą i natężeniem nielojalności wobec polskiego państwa. I są tym zbrzydzeni. Donosicielom o tym nie mówią, bo dostrzegają w tym działanie korzystne dla swoich państw i rządów. Delatorzy z Polski albo nie zdają sobie sprawy, albo im to kompletnie nie przeszkadza, iż wszystko to ma swoją cenę. I także oni będą tę cenę płacić. Szkodzenie Polsce nie jest bowiem ani selektywne, ani ograniczone w czasie. Im bardziej politycy z zagranicy przyklaskują donosicielom, tym większy mają w tym interes. Ten interes polega na tym, że podważanie zaufania do Polski i przedstawianie nas w jak najgorszym świetle ma bardzo wymierną cenę i realne skutki. I nie chodzi tylko o międzynarodową pozycję Polski. Ma to znaczenie przede wszystkim dla konkurencyjności polskich towarów i usług, dla stabilności i bezpieczeństwa polskiego systemu bankowego i szerzej finansowego, dla inwestycyjnej atrakcyjności i militarnego bezpieczeństwa Polski. To wpływa na traktowanie Polaków za granicą, na turystyczną atrakcyjność polskich miast, miasteczek i regionów, na traktowanie za granicą polskich turystów, naukowców czy ludzi kultury.
Polityka to gra interesów i wszędzie tam, gdzie jedno państwo traci, inne wciska się w powstałe luki. I nie oddaje pola, gdy zmienia się władza. Oczekiwanie obecnej opozycji i donosicieli różnych kategorii, że gdy tylko oni przejmą władzę w Polsce, obcy zrezygnują z tego, co dzięki nim zyskali, jest skrajną naiwnością. Z niczego nie zrezygnują, a wręcz będą się rozpychać zachęceni słabością tych, którzy wcześniej za nic mieli interes własnego państwa i kolaborowali bądź donosili. Obcy ingerują w sprawy innego państwa i poszerzają swoje strefy wpływów wtedy, gdy obywatele tego państwa do tego zachęcają, zapraszają, a wręcz robią wszystko, żeby zewnętrzne interesy były ważniejsze od wewnętrznych. Wówczas inne państwa mają po prostu pretekst czy wręcz legitymację. I nie robią tego z sympatii do donosicieli czy górnolotnych haseł o demokracji, praworządności bądź wolności, lecz wyłącznie ze względu na korzyści własnych państw i ich długofalowe interesy.
Delatorzy funkcjonują wyłącznie jako użyteczni idioci, o ile nie funkcjonują wprost jako kolaboranci. Tak było w czasach schyłkowej I Rzeczypospolitej i tak zdarzało się w II RP, szczególnie w pierwszych latach jej funkcjonowania. Pod koniec istnienia I Rzeczypospolitej decydujące było donoszenie na własne państwo do obcych, szukanie u nich pomocy i wsparcia oraz oddawanie się pod ich opiekę. Nieprzypadkowo wtedy za gwarantów wolności w Polsce i za ostoje praw ówczesnych obywateli Rzeczypospolitej różne miejscowe grupy interesów uznawały obce stolice i obcych władców: carycę Katarzynę II Wielką, cesarzy Prus Fryderyka II Wielkiego i Fryderyka Wilhelma II czy władców Austrii Marię Teresę, Józefa II, Leopolda II i Franciszka II. W ówczesnej Polsce wolności i praw miało brakować, więc wzywano obcych najpierw do wywierania nacisków i korygowania, potem do karania, a na końcu do wprowadzenia własnych „porządków demokratycznych”, co skończyło się trzema rozbiorami i utratą niepodległości.
Jest rzeczą bez precedensu we współczesnym demokratycznym świecie, żeby obywatele jakiegoś państwa tak bardzo angażowali się w namawianie obcych do urządzania tego państwa. Dlatego u wielu polityków z zagranicy wywołuje to obrzydzenie, choć skrzętnie korzystają z nadarzających się okazji, by Polskę osłabić. A delatorów oczywiście poklepują po plecach, a nawet oficjalnie chwalą bo to żadna cena za to, co zyskują. Polską obywatelką jest Anne Applebaum, żona Radosława Sikorskiego, wielce zasłużona w dziele donoszenia na Polskę rządzoną przez PiS i pisania wszystkiego najgorszego o obecnym rządzie. Sama pod koniec 2012 r. złożyła wniosek o polskie obywatelstwo i otrzymała je w czerwcu 2013 r. od ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego. I ta polska obywatelka w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” o Polsce mówi „wasz kraj”, co tylko potwierdza, że się z Polską nie identyfikuje albo identyfikuje tylko wtedy, gdy rządzi jej mąż. Oczywiście Applebaum nie ma takiego obowiązku, ale przynajmniej nie odgrywałaby teatru.
Różni delatorzy są oczywiście świadomi, że nie da się szkodzić selektywnie tylko rządowi PiS. Że szkodzą Polsce jako państwu i szkodzą trwale. Ale najwidoczniej dorwanie się do władzy ma dla nich mniejsze znaczenie niż siła i pełna suwerenność własnego państwa. Na upartego można przecież twierdzić, że Księstwo Warszawskie, Kongresówka, a nawet Generalne Gubernatorstwo były jakąś formą państwowości. A donosicielom i zwolennikom obcej interwencji żyło się w nich całkiem wygodnie. Do czasu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/354958-kolaboranci-i-donosiciele-nie-szkodza-pis-lecz-polsce-i-nikt-im-nic-nie-odda-z-raz-zdobytego-gdyby-rzadzili