Samorządy oceniły, że w danych sferach nie są w stanie sobie poradzić i chcą przyśpieszyć akcją. (…) Do 17-go żaden z samorządowców nie wystąpił z żadnym zapotrzebowaniem [na pomoc wojska – przyp. red], a nie mogę opierać się na innych opiniach, niż ludzi, którzy zarządzają akcją na miejscu
— powiedział na antenie Radia Gdańsk wojewoda pomorski Dariusz Drelich.
Wojewoda pomorski tłumaczył się z późnej decyzji o wniosku ws. uruchomienia żołnierzy w akcji pomocowej po nawałnicach i słów, jakie wypowiedział w rozmowie z jedną ze stacji telewizyjnych: Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska”.
Niestety stało się tak, że prowadząc całą akcję, to było duże obciążenie, pracowaliśmy od godzin nocnych z piątku na sobotę, gdy wydarzało się to nieszczęście – nazywam je armagedonem (…) Nie byłem zmęczony, oczywiście, ono mogło mieć swoje znaczenie, ale trwała taka nagonka ze strony tej stacji (Radio Gdańsk – przyp. red.), wszyscy dziennikarze dzwonili i atakowali. Nie prowadzaliśmy kampanii medialnej, ale po prostu cały czas byliśmy w sytuacji kryzysowej, prowadziliśmy akcję pomocową. Nie chciałem i nie chcę unikać rozmów z dziennikarzami, ale (…) liczyłem na to, pewnie naiwnie, że dziennikarze w takiej sytuacji będą chcieli wtedy pomagać i praca jest po to by, przekazywać informacje
— tłumaczył wojewoda.
Padło pewne zdanie, i oczywiście, że trzeba uważać na takie słowa, że mogą być użyte w zupełne innym kontekście. W oderwaniu od znaczenia, jest to traktowane zupełnie inaczej. Podłe było to, że zmontowano to w ten sposób, że tak oceniłem to wydarzenie, ten armagedon, nawałnicę, że to było coś banalnego. No nie
— mówił.
To uwłacza jakiemuś kodeksowi dziennikarskiemu
— dodał stanowczo.
Dariusz Drelich, pytany o to, czy źle ocenił sytuację, nie zgodził się z tym stwierdzeniem i zwrócił uwagę, że opierał się na prowadzących akcję na miejscu.
Od samego rana te możliwości były brane pod uwagę, ale była kwestia tego, czy jest tak potrzeba. Głównie trzeba się opierać na ludziach, którzy są na miejscu odpowiedzialni za to
— powiedział wojewoda.
W poniedziałek o godz. 12 skierowałem wniosek, nie o 14, to przekłamanie. Mogę powiedzieć, że trzeba opierać się na ocenie sytuacji na miejscu od osób odpowiedzialnych za zarządzanie. W Czersku dowodzącymi byli komendant wojewódzki PSP i druga osoba to szef zespołu zarządzania kryzysowego, burmistrz Czerska
— mówił.
PSP i dowodzący akcją w sobotę po otrzymaniu mojego pytania o wojsko, żadna ze służb nie sygnalizowała tego. Oczywiście, wszyscy mieli za zadanie monitorować, że gdyby taka potrzeba była, ona mogła być nawet w sobotę rano
— dodał.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Samorządy oceniły, że w danych sferach nie są w stanie sobie poradzić i chcą przyśpieszyć akcją. (…) Do 17-go żaden z samorządowców nie wystąpił z żadnym zapotrzebowaniem [na pomoc wojska – przyp. red], a nie mogę opierać się na innych opiniach, niż ludzi, którzy zarządzają akcją na miejscu
— powiedział na antenie Radia Gdańsk wojewoda pomorski Dariusz Drelich.
Wojewoda pomorski tłumaczył się z późnej decyzji o wniosku ws. uruchomienia żołnierzy w akcji pomocowej po nawałnicach i słów, jakie wypowiedział w rozmowie z jedną ze stacji telewizyjnych: Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska”.
Niestety stało się tak, że prowadząc całą akcję, to było duże obciążenie, pracowaliśmy od godzin nocnych z piątku na sobotę, gdy wydarzało się to nieszczęście – nazywam je armagedonem (…) Nie byłem zmęczony, oczywiście, ono mogło mieć swoje znaczenie, ale trwała taka nagonka ze strony tej stacji (Radio Gdańsk – przyp. red.), wszyscy dziennikarze dzwonili i atakowali. Nie prowadzaliśmy kampanii medialnej, ale po prostu cały czas byliśmy w sytuacji kryzysowej, prowadziliśmy akcję pomocową. Nie chciałem i nie chcę unikać rozmów z dziennikarzami, ale (…) liczyłem na to, pewnie naiwnie, że dziennikarze w takiej sytuacji będą chcieli wtedy pomagać i praca jest po to by, przekazywać informacje
— tłumaczył wojewoda.
Padło pewne zdanie, i oczywiście, że trzeba uważać na takie słowa, że mogą być użyte w zupełne innym kontekście. W oderwaniu od znaczenia, jest to traktowane zupełnie inaczej. Podłe było to, że zmontowano to w ten sposób, że tak oceniłem to wydarzenie, ten armagedon, nawałnicę, że to było coś banalnego. No nie
— mówił.
To uwłacza jakiemuś kodeksowi dziennikarskiemu
— dodał stanowczo.
Dariusz Drelich, pytany o to, czy źle ocenił sytuację, nie zgodził się z tym stwierdzeniem i zwrócił uwagę, że opierał się na prowadzących akcję na miejscu.
Od samego rana te możliwości były brane pod uwagę, ale była kwestia tego, czy jest tak potrzeba. Głównie trzeba się opierać na ludziach, którzy są na miejscu odpowiedzialni za to
— powiedział wojewoda.
W poniedziałek o godz. 12 skierowałem wniosek, nie o 14, to przekłamanie. Mogę powiedzieć, że trzeba opierać się na ocenie sytuacji na miejscu od osób odpowiedzialnych za zarządzanie. W Czersku dowodzącymi byli komendant wojewódzki PSP i druga osoba to szef zespołu zarządzania kryzysowego, burmistrz Czerska
— mówił.
PSP i dowodzący akcją w sobotę po otrzymaniu mojego pytania o wojsko, żadna ze służb nie sygnalizowała tego. Oczywiście, wszyscy mieli za zadanie monitorować, że gdyby taka potrzeba była, ona mogła być nawet w sobotę rano
— dodał.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/354549-dariusz-drelich-tlumaczy-sie-z-poznego-wezwania-wojska-nie-moge-opierac-sie-na-innych-opiniach-niz-ludzi-ktorzy-zarzadzaja-akcja-na-miejscu