Zapiski Józefa Marii Ruszara to świetny dokument o Polsce gierkowskiej z roku wyboru papieża – ale i prorocza niemal zapowiedź przyszłych podziałów solidarnościowej elity.
Reportaże „z wojska”, podobnie jak z buszu, sztormu, jaskini, w wygodnym fotelu smakują najlepiej: taki to już urok, jak mawiają Anglicy, „armchair adventure”. Ale w cudem ocalałym zbiorze listów-relacji absolwenta polonistyki, karnie, za zaangażowanie w Studencki Komitet Solidarności, zesłanego ze Szkoły Oficerów Rezerwy do cieszącego się złą opinią pułku piechoty zmotoryzowanej, w dodatku do siódmej kompanii? „Siódma. Przejebane, jak w ruskim czołgu” – podsumowuje los Ruszara pierwszy napotkany kancelista, dając świadectwo zarówno respektu, jakim cieszył się w LWP najważniejszy sojusznik, jak złych przeczuć co do losu „kota”. Po prostu „Full Metal Jacket” w wersji zachodniopomorskiej.
Bywało różnie: wychowanek duszpasterstwa akademickiego, słynnej „Beczki”, pomiatany do niedawna kot, który jeździł podobno na nartach z krakowskim kardynałem, od połowy października oblegany był przez oficerów politycznych, wypytujących, kto zacz ten Wojtyła – i lekko się o tym czyta, wiedząc już, że poborowy Ruszar przeżył koszary, choć nie było łatwo. Przeżył czas opozycji przedsierpniowej, internowanie, emigrację i stworzył Festiwal Herbertowski, napisał tuzin książek, opisał tysiąc kościołów.
Smaczków, folkloru zwykłego i ogólnowojskowego, świadectw rozpowszechnionego już wtedy w PRL „dwójmyślenia” znaleźć można na stronach „Czerwonych pająków” na kopy: niezrównany jest zwłaszcza opis kolacji (nie wieczerzy!) wigilijnej w koszarach, podczas której trzystu poborowych śpiewa kolędę, wyzywająco patrząc w oczy oficerowi dyżurnemu (nie zabrakło im jednak przy tym instynktu samozachowawczego: za radą Ruszara najpierw zaczynali śpiew ci siedzący plecami do oficera, by nie sposób było wykryć prowodyrów). Mnie jednak szczególnie uderza kontrast „Czerwonych pająków” z książką niemal kanoniczną, do niedawna jedynym, oprócz żartobliwej autobiografii Stasiuka, świadectwem losów opozycyjnego inteligenta w LWP lat 70. i 80.: z „Książeczką wojskową” Antoniego Pawlaka.
Powstała bodaj o rok wcześniej niż zapiski Ruszara, opublikowana po raz pierwszy przez NOWą jeszcze przed Sierpniem, „Książeczka wojskowa”, wydawana kilkakrotnie w podziemiu również w latach 80., była i pozostaje świadectwem zarówno osobistej odwagi autora, jak zupackiego drylu połączonego z ideologicznym praniem mózgu. A jednak różnica między dwoma tak podobnymi swoją genezą tekstami jest znamienna: Pawlak (fakt, że o kilka lat starszy od Ruszara, z dorobkiem literackim, aktywny w świecie poetów i wydawców, cierpko komentuje zarówno „trepów”, jak szeregowych, zarówno prymitywne pogadanki z marksizmu, jak wszelkie emocje zbiorowe: zanurzony w klimatach i duchowości „Hair”, celebruje swoją odmienność i nieprzystosowanie. Ruszar, nieprzejednany w kwestiach najważniejszych, różnicuje swoją niechęć: zmagając się z nienawiścią wobec szczególnie sadystycznych trepów, nawiązuje też przyjaźnie. Jak się okazuje, nawet na poligonie, w namiocie z wiecznie gasnącym piecykiem, może powstać mały traktat moralny.
Więcej o „Czerwonych pająkach” (IPN) i o znakomitym , miniaturowym albumie plakatów Mieczysława Wasilewskiego (Bosz) – w najnowszym numerze „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/352292-znawca-herberta-szoruje-swietlice