Czwartkowym wydarzeniem politycznym dnia było niewątpliwie przesłuchanie Donalda Tuska w prokuraturze, ale w tle pozostaje wydarzenie o wiele bardziej istotne - tlący się konflikt na linii Pałac Prezydencki - obóz rządowy. To oczywiście efekt podwójnego weta pana prezydenta, ale i wielu innych kwestii. Co dalej?
Szczerze mówiąc, dziwnie i sztucznie brzmią głosy tych, którzy apelują, by prezydentowi nie stawiać żadnych wymagań. Oto - dopowiada się półgębkiem - głowy państwa nie można, nie powinno się krytykować z prawej flanki, bo to osłabienie Andrzeja Dudy. A za osłabieniem idzie pytanie: za kim pójdziemy w 2020? Za Tuskiem? Biedroniem? Wykreowanym od zera kontrkandydatem na prawicy, który będzie atakował… swojego prezydenta z dużym poparciem społecznym? Karkołomny scenariusz.
Odrzucam jednak ten tok myślenia. Po pierwsze dlatego, że żaden polityk nie jest wyjęty spod krytyki, a po drugie - presja ze strony prawicowych wyborców jest potrzebna. Prezydent Andrzej Duda oprócz niewątpliwego wsparcia (także modlitewnego) musi na szeroko rozumianej prawicy czuć również oczekiwania, wymagania. I w tym sensie rozumiem tych, którzy mówią dziś „sprawdzam” głowie państwa, przygotowują specjalne zegary odliczające dni do przedstawienia zapowiedzianych projektów ustaw, wreszcie - mają pretensje za tak jednoznaczne, radykalne (bo podparte narracją opozycji o jakimś tam powrocie do czasów komunizmu) weto. Nawiasem mówiąc, odsyłam do uzasadnienia swojej decyzji, jakie przedstawił pan prezydent - upieram się, że to dość jasny sygnał, który sugeruje, że uda się osiągnąć porozumienie na linii obóz rządowy - prezydent.
Powtórzę - rozumiem presję ze strony wyborców prawicy. Nie tylko zresztą w temacie reformy sądownictwa, ale i innych kwestii. Głosowali na prezydenta, który miał być (i ma być dalej) pierwszym żołnierzem dobrej, często radykalnej zmiany (także w wymiarze sprawiedliwości), a nie pierwszym hamulcowym. Z drugiej jednak strony zaskakująco szybko uruchomił się na prawicy przemysł pogardy. No, może nie przemysł, ale niewielka manufaktura na pewno. Szybko zmieniło się nastawienie niektórych, którzy jeszcze wczoraj, przedwczoraj widzieli w nowym prezydencie niemal namiestnika bożego, który przetarł szlak do zwycięstwa całemu obozowi, a dziś dostrzegają zdrajcę i człowieka WSI.
Stek ostrych ocen (momentami wręcz wyzwisk), ordynarnych komentarzy (nie tylko anonimowych w internecie, ale i tych pod nazwiskiem, wśród polityków i publicystów) osiągnął poziom, który daleko przekroczył granice dobrego smaku, a nawet ostrej debaty publicznej. Prezydenta ustawia się w roli otoczonego przez „larwy” (to określenie Zbigniewa Ziobry), który nie ma prawa do zgłaszania własnych pretensji i uwag. Rola bezdyskusyjnego lidera, jakim stał się na prawicy Jarosław Kaczyński dała poczucie jedności i stabilności obozu, ale efektem ubocznym tego stanu rzeczy jest, niestety, duże osłabienie znaczenia prezydenta państwa.
Choć sam jestem krytyczny co do podjętej przez prezydenta decyzji o podwójnym wecie (głównie w perspektywie wielkości i głębokości pęknięć na prawicy, a także poczucia siły po stornie totalnej opozycji), to jednak obnażyła ona wiele słabości obozu rządowego. Jakość i szybkość przygotowanego prawa, brak choćby minimalnych dyskusji, kompletnie nieopakowana medialnie i politycznie reforma - na wszystko to zwracał Andrzej Duda i jego współpracownicy. Inna rzecz, co zostanie zaproponowane w zamian, ale nad tym podyskutujemy, gdy zostanie to przedstawione. Czekaliśmy na zmiany w sądownictwie niemal dwa lata rządów PiS (ktoś mówił poważnie, dlaczego projekty ustaw nie były przedstawione wcześniej?), poczekać możemy jeszcze dwa miesiące.
Problem relacji Pałacu Prezydenckiego z obozem rządowym to jednak nie tylko sprawa weta przy reformie wymiaru sprawiedliwości. W zgiełku wokół przesłuchania Donalda Tuska umknął nieco komunikat Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który w języku polityki trzeba czytać jako oświadczenie atomowe.
O czym bowiem pisze BBN, a więc - pośrednio - sam prezydent?
W odpowiedzi na te zarzuty Prezydent RP Andrzej Duda na początku roku formalnie zwrócił się do ministra obrony narodowej o przedstawienie stosownych wyjaśnień. Do dziś Prezydent RP nie otrzymał odpowiedzi
— czytamy.
Z komunikatu BBN wynika, że przez ponad pół roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nie otrzymał odpowiedzi na urzędowe pismo od ministra obrony narodowej! Czy to nie urąga głowie państwa? Godności i powagi jego urzędu? W tle całej sprawy pobrzmiewają zresztą piętrowe trudności w kontaktach na linii Duda-BBN-MON. Słyszeliśmy o nich wiosną, przy obsadach stanowisk attaché i nominacjach generalskich.
Wtedy wydawało się jednak, że konflikt udało się wyciszyć i wygasić (miało zresztą dojść do szerzej nieznanego spotkania Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim, na którym ten ostatni miał zapewnić o presji na szefa MON w tej sprawie). Przez pewien krótki czas relacje wróciły do akceptowalnego (choć wciąż dalekiego od wzorowego) modelu. Dzisiejsze oświadczenie BBN pokazuje, że to tylko pozory. Prezydent jest odcinany od realnego wpływu na wojsko, na co - czemu trudno się dziwić - nie chce się zgodzić. Kwestią czasu jest, kiedy konflikt eskaluje do rozmiarów znanych z wiosny. A może i większych, po cichu plotkuje się nawet, że w tym roku może nie być nominacji generalskich 15 sierpnia.
Wszystko to wskazuje jasno, że stosunki Pałacu Prezydenckiego z obozem rządowym wymagają głębokiego resetu. Nie tylko z powodu naturalnej roli i kompetencji, jakie przysługują prezydentowi w debacie publicznej. Ale i ze względu na sprawność całego obozu prawicy. Krzysztof Mazur, prezes konserwatywnego Klubu Jagiellońskiego, w ciekawym tekście na łamach „Tygodnika Powszechnego” stawia następującą tezę:
Prezydenckie weto otwiera nowy rozdział tej prezydentury, dając szansę na większą równowagę w obozie władzy, co może być zbawienne nie tylko dla przeżywającego wewnętrzne napięcia PiS-u, ale dla całałego kraju w kontekście czekających nas kolejnych reform.
Opowieści o powołaniu nowej partii przy Pałacu Prezydenckim to mrzonki, bajki dla naiwnych. Ani na takie ugrupowanie nie ma dziś miejsca, ani wokół głowy państwa nie ma ludzi i narzędzi, by takie powstało. Oba ośrodki władzy (prezydencki i rządowy) są skazane na współpracę, także w kontekście maratonu wyborczego w 2018, 2019 i 2020 roku. Pewnych pęknięć, jak mawia poeta Rymkiewicz, nie uda się już skleić. Dobrze byłoby jednak, by nie powstały kolejne, by zatrzymać uruchomioną dynamikę, na której końcu jest rozpad jednoczonej w mozole prawicy i roztrwonienie kapitału, tak ciężko i szczęśliwie budowanego przez ostatnie dwa lata. No chyba, że po prostu szeroko rozumiana prawica ma to w genach. I jak w opowieści o skorpionie i żabie - taka jest jej, nasza natura. W wielu, naprawdę wielu ośrodkach III RP zacierają ręce na myśl o takim scenariuszu. Warto?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/351743-miedzy-sztucznym-wyciszaniem-emocji-a-rodzima-manufaktura-pogardy-relacje-obozu-rzadowego-z-prezydentem-wymagaja-resetu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.