Jak już wspomniałem, nie jestem, delikatnie mówiąc, fanem decyzji pana Prezydenta wetującej ustawy o KRS i SN. Ale też nie upieram się przy twierdzeniu, że nie mogę zmienić zdania. Only time’ll tell, czyli tylko czas może pokazać.
Są trzy punkty widzenia tej kwestii. Jeden, najbardziej sensowny, przedstawił Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem rozstrzygnięcie głowy państwa zawiera cechy dużego błędu politycznego, ale nie ma co się użalać nad rozlanym mlekiem i należy iść dalej. Reszta głosów: Zbigniew Ziobro, Patryk Jaki czy rzecznik Krzysztof Łapiński z drugiej strony są mało istotne, ponieważ wypowiedziały je osoby stojące niżej w politycznej hierarchii niż Prezydent RP czy prezes największej reprezentacji w parlamencie jaką jest Prawo i Sprawiedliwość.
To w końcu wg Konstytucji decyzję podjęła najważniejsza osoba w państwie i takie, a nie inne będą jej konsekwencje. Wierzę w słowa wypowiedziane w orędziu podobnie jak wierzę, że droga do urzeczywistnienia reform wiedzie tylko poprzez zgodę i współdziałanie z jedyną partią mającą realna siłę, większość w parlamencie oraz wyznającą te same wartości. Wszystko inne bowiem byłoby nie logiczne, a poza tym „pochodzi od złego”.
Ale jak to w chwilach kryzysu spod kamienia wychodzą ludzie wykonujący, jak mawialiśmy już w liceum, zawód „przeszkody”. W kodeksie „zawodu przeszkody” zapisano, że jego celem jest przeszkadzanie. Od szarpania za nogawki począwszy poprzez wkładanie kija w szprychy na podszeptach skończywszy.
Postaci te nie potrafią postrzegać realnie sytuacji, mają kłopoty z przewidywaniem, a co za tym idzie, ogólnie rzecz ujmując, słabo rozumieją politykę. Często są to ludzie z dużą wiedzą, elokwencją, ale obarczeni pewnym defektem. Jest nim gubienie zasadniczego celu i problem z analitycznym myśleniem. A także niechęć do stawiania na jedną kartę, kiedy sprzyja temu sytuacja. Zamiast tego wyczekiwanie, by nie powiedzieć kunktatorstwo.
No guts, no glory (nie ma sławy bez jaj), jak miał napisane na swoim samolocie myśliwskim „Mustang” pewien amerykański pilot podczas wojny na Pacyfiku. Dlatego w sytuacjach napięcia zdolni są jedynie wypowiadania mniej lub bardziej sensownych komentarzy, wkładania przysłowiowego kija w szprychy, prób rozbijania wszystkiego od środka czyli innymi słowy szarpania za nogawki. Jednym słowem robieniem tego co potrafią najlepiej – wykonywaniem „zawodu przeszkody”.
Co ciekawe, kiedy w polityce decydujący głos ma nieprzyjazna im opcja rzadko wysuwają się na pierwszą linię, wyczekując aż inni załatwią za nich sprawę. Brylowanie rozpoczynają dopiero po zwycięstwie, by szybko spróbować wykorzystać je do swoich celów według sprawdzonej strategii wykonywania wspomnianego już kilkakrotnie „zawodu przeszkody”. Ludzie ci nie zauważają, że ich modus vivendi nigdy nie przyniósł im w polityce oczekiwanych osiągnięć. Lądują zawsze w drugim bądź trzecim szeregu przez co nie mają realnego wpływu na bieg wydarzeń, o którym tak marzą.
Jedynym miejscem, gdzie mogą się pochwalić pewnymi sukcesami jest szeroko rozumiana publicystyka, gdzie wolność słowa umożliwia im pełne rozwinięcie się w wykonywaniu „zawodu przeszkody” i trochę poklasku. Bynajmniej nie mam tu na myśli przedstawicieli sfrustrowanej (totalna to słowo na wyrost) opozycji i ich akolitów. Ci od początku wpisali w swój statut „zawód przeszkody” i wcale się z tym nie kryją. Jest ich wiodącą strategią.
Jak Tomasz Lis, który proponuje głowie państwa zdradę swoich ideałów, zatrzymanie procesu reform i klęskę polityczną w walce o drugą kadencję w zamian za uznanie jego i jego środowiska. To się dopiero nadaje do kabaretu. Jeśli chodzi o mnie, śmiem twierdzić, że pan Prezydent myśli podobnie, wielokrotnie bardziej zależy mi na opinii mojego kota niż udawanego poklasku ze strony szefa springerowskiego tygodnika i jego politycznego otoczenia. Z tą różnicą, że pan Prezydent wraz z małżonką nie mają kota.
I ostatnie. Marzeniem ludzi wykonujących „zawód przeszkody” jest zawsze założenie własnej partii politycznej bez względu na konsekwencje. Są niecierpliwi, spragnieni władzy, która ciągle majaczy im na horyzoncie i nieodpowiedzialni. Są w stanie zniszczyć wszystko, a nie umieją zbudować struktur, czy zorganizować zaplecza. Całość kończy się na dobrych chęciach zwieńczonych chwilowo jednym do trzech procent punktów poparcia.
Dlatego postanowiłem swój, może trochę zbyt długi, wywód spuentować dwoma cytatami z Franza Kafki (w końcu poruszamy się ciągle w klimacie sądownictwa), które dedykuję głowie państwa w kontekście „ludzi przeszkód”:
Czekanie nie jest bezcelowe, bezcelowe jest tylko samodzielne wtrącanie się.
Tylko nie utknąć w połowie drogi. To było nie tylko w interesach, ale wszędzie i zawsze najgłupsze ze wszystkiego.
„Zamek”
-
Tylko u nas! Zbigniew Ziobro ujawnia kulisy batalii o uczciwe sądy.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/351377-potocki-zawod-przeszkoda-czekanie-nie-jest-bezcelowe-bezcelowe-jest-tylko-samodzielne-wtracanie-sie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.