„Wolność! Równość! Demokracja!” zostało koślawo zaczerpnięte z rewolucji francuskiej „Liberté, Égalité, Fraternité”. Brakuje „…ou la Mort”.
Wystarczy się chwile zastanowić by dotarło do człowieka, że domaganie się w dzisiejszej Polsce „Wolności! Równości! Demokracji!” może być tylko i wyłącznie oparte na hipnotycznym powielaniu kompletnej bzdury przy osobistym niedomaganiu kojarzeniowym.
Jakie wolności są tutaj ograniczane?
Wolność do rozkradania państwa, wolność do eksmitowania ludzi na podstawie sfabrykowanych papierów, wolność do brania łapówek, wolność do bezkarnego kłamania w polskojęzycznych mediach? Nawet wolność do agenturalnie ustawianych zgromadzeń jest szanowana. Mecenasa z rzędem temu, kto jest w stanie wymienić jakąkolwiek sferę, gdzie prawdziwa wolność obywatelska jest zagrożona. Z posłami łobuzami, którzy wchodzą na krzesło, by obrzucać papierami przewodniczącego podczas obrad komisji albo popychającymi innych posłów na sali sejmowej, też dobra zmiana pieści się nadmiernie.
W jakim aspekcie brakuje demokracji?
Mamy prezydenta wyłonionego w ramach wyborów, mamy rząd skonstruowany na podstawie woli suwerena, instytucje państwa działają, więc gdzie tu jest brak demokracji. Tym bardziej, że sondaże wskazują niesłabnące poparcie dla obecnej konfiguracji politycznej. Jedynymi deformującymi naszą demokrację są właśnie krzykacze, którzy na podstawie szesnastu punktów jak „wyłączyć rząd” próbują wywołać uliczne zamieszki. Gdy przez osiem lat koalicja PO-PSL miała znacznie większą kontrolę nad państwem niż teraz PiS, bo rządziła (i jeszcze rządzi) w wielkich miastach i samorządach, to wtedy demokracja kwitła. Nikt nie wpadał w histerię, że muszą oddać natychmiast władzę. Gdy na życzenie Unii Europejskiej Donald Tusk zniszczył przemysł stoczniowy i bredził o inwestorze katarskim, obecnie aktywni manifestanci uznali to za posunięcie niezwykle przybliżające nas do cywilizowanego świata. To była czysta emanacja demokracji.
Najbardziej intryguje, jakiej równości domagają się protestujący?
To jest największa zagadka tego okrzyku. Jakiej równości żądają protestujący? W obecnej Polsce nie ma podziału na magnaterię i prosty lud pańszczyźniany. Każdy ma takie same prawa. Równouprawnienie kobiet to też zamierzchła historia. No może to chodzi o związki partnerskie? Ale od tych spraw są parady równości. Może w tym członie wybrzmiewa tęsknota, żeby zrównać się z geniuszem Jarosława Kaczyńskiego, ale do tego nie wystarczy pyszczyć w niezdrowym opętaniu, trzeba po prostu sobą coś reprezentować. Łatwo jak widać wyjść na kogoś nie do końca kumatego, poddając się bezkrytycznie działaniu macherów od obalania legalnej władzy.
Podobnie ma się sytuacja ze skandowaniem „Konstytucja”. U nas konstytucja ma się dobrze, chodzi tylko o oszczercze wycieczki pod adresem rządzących, jakoby gwałcili ten najważniejszy dokument. Nic się takiego nie dzieje, chodzi tylko od olewanie oliwy do ognia. To znaczy w jednym punkcie konstytucja jest rzeczywiście nieprzestrzegana.
Art. 68. Prawo do ochrony zdrowia. Dz.U.1997.78.483 - Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. 1. Każdy ma prawo do ochrony zdrowia.
A jak się pójdzie do okienka to dopytują o ubezpieczenie. Tak nie może być. Przed ośrodkami zdrowia i szpitalami powinny być protesty. Przed ministerstwem zdrowia też. Tam jednak zażartych obrońców konstytucji nie uświadczysz.
Z jednej strony protestów społecznych lekceważyć nie można. Z drugiej strony trudno traktować poważnie ludzi, których jedynym celem jest danie upustu nienawiści do PiS.
Spece od astroturfingu czyli od wywoływania pozoru, że to co obserwujemy jest ruchem spontanicznym i oddolnym, zalecili manifestantom atrakcyjne rekwizyty, białe kwiaty, palące się efektownie wieczorami znicze, zaordynowali okrzyki, ale nie są w stanie wywołać autentycznego buntu, bo większość Polaków widzi tę sterowaną hucpę.
Demonstracje są wyłącznie efektem socjotechnicznej inżynierii czyhającej na błędy dobrej zmiany, a nie rzeczywistym niezadowoleniem społecznym. Jeśli marzeniem tych „demokratów” było wtargnięcie do gmachu sejmu to najlepiej oddaje ich reformatorskie intencje.
Dopóki liczba manifestujących nie przekroczy liczby czytelników Gazety Wyborczej nie mamy do czynienia z rewolucją tylko z mobilizacją.
Protestom opartym na bzdurnych hasłach i kłamstwach brakuje paliwa by porwać autentyczne tłumy. „Wolność! Równość! Demokracja!” przejdzie niedługo do lamusa by tam się wygodnie umościć obok jakże podniosłego, wzniosłego i doniosłego Komitetu Obrony Demokracji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/351015-wolnosc-rownosc-demokracja-w-dzisiejszej-polsce-jest-haslem-sensownym-wylacznie-dla-dajacych-upust-nienawisci-do-pis