Miejsce poświęcone Irenie Sendlerowej znajduje się w ciemnym kącie, obok hydrantu. Rotmistrz Pilecki zasłużył zdaniem twórców wystawy na trzy więzienne fotografie i krótką wzmiankę. Dla św. Maksymiliana Kolbego w ogromnym gmachu nie znaleziono miejsca. Postać Jana Karskiego świeci w gablocie, gdzieś na drugim planie. Holokaust odzwierciedlono piękną instalacją składającą się z setek fotografii – wizerunków wymordowanych Żydów. Opis polskiej partyzantki umieszczono w jednej linii z opisem partyzantki radzieckiej
— pisze Marta Kaczyńska w felietonie na łamach „wSieci”, opisując Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Odwiedzam Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Podobnie jak 150 tys. osób, które przekroczyły do tej pory próg tej najnowszej atrakcji turystycznej Gdańska za 0,5 mld zł, rozpoczynam podróż w czasie. Staram się uprzednio nie ukierunkowywać swoich myśli w żaden sposób. Nie jestem historykiem. Pierwsza sala jest poświęcona genezie wybuchu wojny. Wyemitowany na ścianie film w syntetyczny sposób przybliża konflikty, które doprowadziły do 1 września 1939 r. W kolejnej niewielkiej sali przygrywa optymistycznie nastrajająca muzyka, jest przyjemnie jasno, na jaskrawoczerwonym tle wiszą dobrze wkomponowane plakaty propagandy stalinowskiej, między którymi ustawiono kilka niewielkich monitorów.
Na ekranach – materiały poświęcone zbrodniom sowieckim, niewzruszony głos Mai Ostaszewskiej w słuchawkach, które otrzymuje każdy ze zwiedzających, spokojnie tłumaczy, czym były totalitaryzmy. W sali opowiadającej o zbrodniczym reżimie znajduje się bowiem tabliczka, na której napisano o tym, że po I wojnie światowej w większości państw zapanowała demokracja parlamentarna, ale ustrój ten szybko znalazł się w ryzysie. Wedle opisu przykładem jest Polska, w której 1926 r. rozpoczęły się rządy autorytarne. Następnie mowa jest o Związku Radzieckim, Włoszech i Niemczech, gdzie powstały reżimy totalitarne. W sali poświęconej stalinizmowi międzywojenna Polska, ograniczona do wydarzeń z 1926 r., jest ustawiona na równi z ZSRR, hitlerowską Rzeszą i reżimem Mussoliniego. Nie trzeba tłumaczyć, jaka informacja zostaje zakodowana zwiedzającym. Po I wojnie zrodził się autorytaryzm polski, totalitaryzmy niemiecki, sowiecki, włoski i japoński – bo i o nim napomknięto. Można odnieść wrażenie, że wymienione ustroje były sobie równoważne.
Przechodzę do kolejnych sal. Słysząc wciąż charakterystyczny głos Adolfa Hitlera, trafiam na ul. Józefa Piłsudskiego. Jest na niej ciemno. Projektanci doskonale odzwierciedlili architektoniczne detale, witryny sklepów wyglądają tak, jakby za chwilę ktoś miał wyjrzeć zza lady do przechodniów. Z wyjątkiem pierwszego sklepu po prawej stronie. Roleta jest zasłonięta. Na drzwiach przyklejono białą karteczkę z napisem zniechęcającym do zakupów u żydowskich handlowców. Na zasłoniętym oknie drugi, podobny napis. Jedna z tabliczek informujących zwiedzających o tym fragmencie wystawy została poświęcona konfliktom narodowościowym. Napisano m.in. o tym, że antysemityzm ujawnił się u progu niepodległości Polski, a następnie w połowie lat 30. Z opisu dowiemy się, że w Polsce Żydów dyskryminowano, a nawet stosowano wobec nich przemoc. O wielowiekowej historii symbiozy narodów polskiego i żydowskiego rzecz jasna ani słowa, o tym, jak wielką społeczność w naszym kraju stanowili wyznawcy judaizmu, także nie wspomniano. Wszak muzeum odgrywać ma przede wszystkim rolę edukacyjną, służyć przyszłym pokoleniom, dla których meandry naszych skomplikowanych dziejów siłą rzeczy nie są oczywiste, a nie można przecież z góry założyć, że turysta zwiedzający gdańskie muzeum odwiedzi także warszawskie Polin. Na ponurej ul. Piłsudskiego umieszczono również zwięzłą informację, z której wynika że w maju 1926 r. Marszałek przeprowadził zamach stanu, ograniczając wolność obywateli i wprowadzając rządy autorytarne. Vis-à-vis nieczynnego sklepu tytoniowego na elewacji kamienicy rzucają się w oczy dwa plakaty, z których jeden to reklama cukru, a nad nim góruje napis „Picie denaturatu powoduje śmierć”. Charakterystyczne pokrzykiwanie führera w tle, panujący na polskiej ulicy mrok i opisane wyżej treści zaprezentowane w tej części wystawy powodują, że Polska i Niemcy przed II wojną światową jawią się niemal jak dwa zbliżone reżimy. Osoba nieznająca naszej historii może śmiało zacząć się zastanawiać, czy określenie „polskie obozy śmierci” aby na pewno nie jest trafne.
Ze strefy poświęconej reżimowi Piłsudskiego płynnie przechodzimy do izby dedykowanej… japońskiemu imperializmowi. Trudno pojąć, dlaczego zdecydowano się właśnie na taki układ sal. W muzeum jest jeszcze wiele innych zaskakujących miejsc. Miejsce poświęcone Irenie Sendlerowej znajduje się w ciemnym kącie, obok hydrantu. Rotmistrz Pilecki zasłużył zdaniem twórców wystawy na trzy więzienne fotografie i krótką wzmiankę. Dla św. Maksymiliana Kolbego w ogromnym gmachu nie znaleziono miejsca. Postać Jana Karskiego świeci w gablocie, gdzieś na drugim planie. Holokaust odzwierciedlono piękną instalacją składającą się z setek fotografii – wizerunków wymordowanych Żydów. Opis polskiej partyzantki umieszczono w jednej linii z opisem partyzantki radzieckiej. Za wyjątkowo przejmującą uznać trzeba salę poświęconą jeńcom radzieckim, w której zdjęcia współbrzmią ze wzruszającymi śpiewami cerkiewnymi. Wycieczkę po muzeum podsumowuje film przedstawiający ujęcia z konfliktów, do których dochodziło po 1945 r., znane postaci XX w. opatrzone przebojowym otworem „House of the Rising Sun” traktującym o domu uciech w Nowym Orleanie, który był zgubą wielu młodych chłopców… Bez komentarza
Marta Kaczyńska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350517-uniwersalna-narracja-kaczynska-we-wsieci-o-muzeum-ii-ws-irena-sendlerowa-w-ciemnym-kacie-pilecki-zasluzyl-tylko-na-trzy-zdjecia