Frans Timmermans i Jean Claude Junkcer prześcigają się w nawoływaniach do zjednoczenia Europy. Grożą sankcjami, krzyczą o przestrzeganiu praworządności i unijnych traktatów. Przez swoją hipokryzję prawie nie zauważyli, że wojując sankcjami, sami mogą paść ich ofiarą.
Jeśli chodzi o przyjmowanie imigrantów, Unia musi być zgodna. Każdy kraj członkowski musi zgodzić się z wolą unijnych elit, wszystkie państwa muszą przyjąć określoną liczbę osób. Nie ma prawa weta. Nie ma możliwości dialogu, nie ma negocjacji. Jest czas.
Komisja Europejska daje miesiąc Polsce, Czechom i Węgrom, które ośmieliły się przeciwstawić woli Unii. Miesiąc na wyjaśnienia. Urząd alarmuje, że kraje te nie wywiązały się ze swoich obowiązków prawnych, choć nie wynikają one z żadnego aktu prawnego. Unia straszy, że jeśli w ciągu miesiąca Polska nie odpowie, lub jej odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca, to sprawę skieruje do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Jak dużo unijni urzędnicy zabawiający się w polityków wiedzą o sprawiedliwości w UE? Wydaje się, że niewiele. Bo kiedy Frans Timmermans zabiera głos w sprawie projektowanych dopiero, a już zawetowanych zmian w polskim wymiarze sprawiedliwości, myląc liczbę ustaw, sam wystawia sobie świadectwo.
Nigdy nie wyrażał też zaniepokojenia stanem praworządności w Holandii, czy innych zachodnich państw, gdzie funkcjonują podobne do zaproponowanych przez posłów PiS zmian. Mimo to nie kreuje wspólnego stanowiska UE przeciwnego konkretnym rozwiązaniom w wymiarze sprawiedliwości i krajom, które je stosują. Grozi tylko Polsce.
A w momencie, kiedy Timmermans zapowiada, że za miesiąc może uruchomić sankcje przeciw Polsce, Unia pada ofiarą amerykańskich sankcji. Bo nie widziała też konieczności jednoczenia się z państwami UE, kiedy Polska alarmowała, że rozbudowa Nord Stream 2 zagrozi niezależności i bezpieczeństwu energetycznemu Polski i całej Unii. Nie słuchała, kiedy Polska mówiła, że ten gazociąg nie powinien mieć racji bytu, jeśli chcemy być niezależni od Rosji.
Patrzyła jedynie na własne interesy, na interesy państwa niemieckiego. Dziś Stany Zjednoczone nałożyły na Rosję dodatkowe rystrykcje, a przewodniczący Jean Claude Junkcer ubolewa, że sankcje te uderzą w bezpieczeństwo energetyczne UE. Uderzą, bo interes Unii i Rosji miał być w sprawie energetyki tożsamy. Bo Unia Europejska choć krzyczy o jedności, nie chce słuchać sprzeciwów państw, które widzą zagrożenie ze strony Rosji.
Zatwierdzony we wtorek projekt amerykańskiej ustawy pozwala ukarać każdą spółkę, która współpracuje z Rosjanami nie tylko w obszarze budowy, ale także modernizacji oraz utrzymania inwestycji. Oznacza to, że każda europejska spółka związana z rosyjskimi rurociągami podlegałaby amerykańskim sankcjom.
I teraz Unia cierpi, bo nie może ugrać sobie tylko intratnych interesów z Władimirem Putinem. Bruksela gotowa nawet w ciągu kilku dni przedstawić swoją odpowiedź na amerykańskie restrykcje. Dlaczego miałaby kogokolwiek posłuchać? Dlaczego słuchać osób, które mają odmienne zdanie? Choćby to było takie mocarstwo, jak USA, Unia się nie ugnie. Bo to oznaczałoby, że się myliła. A przecież wszyscy wiedzą, że musi być tak, jak Unia chce.
I nie chodzi tu o żadne ustawy, praworządność, czy bezpieczeństwo energetyczne. Chodzi o interes polityczny unijnych urzędników. Pokazanie siły i pokiwanie palcem każdemu kto ośmieli się pomyślec inaczej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350494-hipokryzja-unijnych-wlodarzy-przez-swoja-hipokryzje-prawie-nie-zauwazyli-ze-wojujac-sankcjami-sami-moga-pasc-ich-ofiara
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.