Zagrożenie Polsce opcją atomową przez pana Timmermansa to najważniejsze chyba zagraniczne echo prezydenckiego weta do ustaw reformujących sądownictwo. Skoro obóz rządzący przestał być już tak jawnie monolitem, to siły przeciwne naprawie Polski poczuły się śmielej. Słusznie.
Gdy się rządzi za pomocą establishmentu, charaktery i wola nie mają znaczenia. Ale gdy się robi polityczną Wielką Zmianę, to od jakości ludzi zależy niemal wszystko. Bo tylko dzielność i jedność mogą przemóc przeważające siły przeciwnika, krajowego i zagranicznego.
W tych dniach najwięcej zależy od Jarosława Gowina. Jeżeli zdecyduje się na budowę partii prezydenckiej, a z pewnością bywa do tego namawiany, Prawo i Sprawiedliwość może stracić większość w Sejmie. Może, bo teoretycznie da się jeszcze szukać wsparcia u pojedynczych posłów, którzy zastąpią kilkuosobowy zastęp Polski Razem. Na dłuższą metę utrzymanie władzy będzie trudne, nie mówiąc o przeprowadzaniu poważnych reform.
Pomysł partii prezydenckiej nie jest tylko plotką. Widać próbę budowania dobrej atmosfery wobec takiego przedsięwzięcia choćby na łamach „Rzeczpospolitej”. Niektórzy publicyści prawicy z ambicjami politycznymi nie rzucaliby tak otwarcie rękawicy PiS, gdyby nie chodziło o realną stawkę. W PiS można też usłyszeć, że do kierownictwa partii zgłaszają się posłowie, informując o próbach nakłonienia do przystąpienia do projektu.
Co ważne, kierownictwo PiS ma przekonanie, że to nie jest pomysł wykreowany w związku z reformami wymiaru sprawiedliwości. Wskazuje się na ostre wystąpienie młodego posła PiS Łukasza Rzepeckiego podczas debaty nad opłatą paliwową. Jest ono interpretowane jako pierwsza próba wykreowania przesilenia i „policzenia się”.
Nowa partia ma sens tylko wtedy, gdy zerwie większość PiS w Sejmie. Może tylko dlatego wciąż nie została powołana. Ma być koalicjantem współrządzącym, korzystającym ze wsparcia prezydenta, a nie tylko propozycją wyborczą. W kręgach zainteresowanych inicjatywą panuje jednocześnie przekonanie, że dostanie ona wielkie poparcie społeczne. Na pewno pierwsze sondaże będą wysokie. Czy ktoś widział nową partię, która na starcie nie dostała w różnych ciekawych ośrodkach niemal 20 proc.? Później, oczywiście, będzie zjazd do kilku punktów, ale szkód nie da się już odwrócić.
Taki scenariusz oznaczałby jednak, że PiS musiałoby uzgadniać reformy i zmiany z siłą, za którą stoi część establishmentu. Na dłuższą metę nierealne. Więc czekałyby nas wybory. Ale tu pojawia się pytanie: czy opozycja i Nowy Lepszy PiS zgodziłyby się na wybory z rządem PiS u steru Polski? Oczywiście nie. Szybko spróbowano by powołać „technicznego” premiera i „fachowych” ministrów. Partia Kaczyńskiego stałaby wówczas na niemal straconej pozycji.
I tak oto wrócimy do punktu wyjścia. Oczywiście w imię zasad.
-
Zachęcamy do kupna najnowszego numeru „wSieci” w wersji elektronicznej!
E - wydanie tygodnika - to wygodna forma czytania bez wychodzenia z domu, na monitorze własnego komputera. Dostępne są zarówno wydania aktualne jak i archiwalne. Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350467-gdy-rzadzi-establishment-charaktery-i-wola-nie-maja-znaczenia-gdy-sie-robi-wielka-zmiane-od-jakosci-ludzi-zalezy-wszystko