Jeśli liderami „zmiany” i „nowego” są Schetyna, Frasyniuk, Wałęsa, Kopacz, Petru, Balcerowicz, Michnik czy Rzepliński, to z Polaków robi się idiotów.
Były prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński niezupełnie chciał powiedzieć to, co powiedział, ale bardzo trafnie podsumował cele środowiska sędziowskiego i jego politycznej oraz ulicznej osłony. 24 lipca 2017 r. na Placu Krasińskich w Warszawie prof. Andrzej Rzepliński mówił: „Przed nami długa droga. Myślę, że dobra droga. Droga, która każdego z nas będzie uszlachetniała. Jak te ostatnie miesiące, a zwłaszcza jak to, co się działo w ostatnich tygodniach. To bardzo ważne, żeby tego kapitału, który wspólnie budowaliśmy, budujemy również tutaj, ten kapitał powinniśmy również umacniać, choćby po to, ale nie tylko po to, żeby tak jak w słynnej powieści [Giuseppe Tomassiego di Lampedusy „Lampart”], trzeba zmienić wszystko, żeby wszystko pozostało po staremu”. „Trafiliście w sedno tarczy” były prezesie TK, powiedziałby na to gen. SB Zenon Zambik do płk. SB Zygmunta Molibdena, gdyby wczuć się w klimaty filmu Sylwestra Chęcińskiego „Rozmowy kontrolowane”. Kluczowa jest myśl, żeby było tak jak było oraz słowo „kapitał”. Być może uczestnicy wiecu na Placu Krasińskich i innych ulicznych demonstracji budowali jakiś kapitał, ale nie dla siebie. Przecież twarzami „młodej” ponoć ulicy nie są żadne nowe postacie, tylko Grzegorz Schetyna, Władysław Frasyniuk, Lech Wałęsa, Ewa Kopacz, Ryszard Petru, Władysław Kosiniak-Kamysz, Leszek Balcerowicz, Adam Michnik czy Stefan Niesiołowski. A z drugiej strony ów kapitał konsumują takie nowe twarze sądownictwa jak Andrzej Rzepliński, Małgorzata Gersdorf, Jerzy Stępień, Dariusz Zawistowski czy Waldemar Żurek.
Wszystko ma zostać po staremu pod każdym względem, zaś tzw. młoda ulica to tylko mięso armatnie dla starych wyjadaczy. Ta „młoda” ulica nie ma przecież żadnej tożsamości i żadnych własnych liderów. Jest po prostu wykorzystywana do tego, żeby było tak jak było. A przecież nawet owi wyjadacze, o „młodej” ulicy nie wspominając, zgodnie mówią, że sądownictwo wymaga zmian. A skoro tych zmian wymaga, to znaczy, że to co było, nie może trwać, gdyż jest złe. Tymczasem na jednym oddechu słyszymy, że trzeba zmieniać i że było dobrze. I tu mamy właśnie „trafienie w sedno tarczy”, czyli takie zmiany, które niczego nie zmieniają. Innymi słowy, starzy wyjadacze chcą „młodą” ulicę i resztę społeczeństwa kompletnie wystrychnąć na dudka. To stara, sprawdzona metoda działania carskiej tajnej policji Ochrana, udoskonalona przez KGB. Metoda polega na tym, że jeśli nie jest się w stanie czemuś zapobiec, trzeba stanąć na czele tego czegoś i kompletnie to skanalizować, odwracając kota ogonem o 180 stopni. I w ostatnich dniach mieliśmy wręcz podręcznikowy przykład takiego manewru. Na ulicy nie zrodziło się bowiem kompletnie nic nowego, a tylko stare twarze zasłoniły się „młodą” ulicą.
Jeśli liderami „zmiany” pod koniec lipca 2017 r. są Schetyna, Frasyniuk, Wałęsa, Kopacz, Petru, Kosiniak-Kamysz, Balcerowicz, Michnik, Niesiołowski, Rzepliński, Gersdorf, Stępień, Zawistowski czy Żurek, to mamy modelowe robienie z Polaków idiotów. Przecież owa „zmiana” i to „nowe”, zarówno jeśli chodzi o polityków (Michnika oczywiście zaliczam do polityków, bo jest nim właściwie przez całe życie), jak i sędziów, mieli setki okazji, żeby zrobić cokolwiek na rzecz reformy sądownictwa. Jedni przez wiele lat rządzili Polską, inni sądownictwem. Żadnej z tych okazji nie wykorzystali, bo nie chcieli jej wykorzystać. A kiedy teraz mówią, że chcą zmian, to oczywiście nadal ich nie chcą. Zamierzają natomiast mieszać herbatę, do której nie dodano cukru. I to mieszanie to ich cała koncepcja reformowania wymiaru sprawiedliwości. W efekcie „wiele ma się zmienić, żeby nic się nie zmieniło”.
Gdyby tylko wspomniani wyżej politycy i sędziowie mówili o zmianach, nikt poważny by im oczywiście nie uwierzył, bo ich specjalnością jest mówienie, a nie zmiany. Nikt nie uwierzyłby także w ich sprzeciw wobec reform Prawa i Sprawiedliwości w imię „wolnych sądów”. Trzeba było więc wyciągnąć ludzi na ulice, żeby odegrać spektakl obrony niezależności sądów i niezawisłości sędziów, żeby przyjąć taką strategię reformowania sądownictwa, która polega na tym, że wiele się musi zmienić, żeby nic się nie zmieniło. I po to przez wiele dni robiono zadymy na ulicach, po to wciągano wielu młodych ludzi wykorzystując ich brak politycznego doświadczenia i naiwność. To chyba największa w dziejach III RP operacja zrobienia czegoś z niczego tak, żeby nic z tego nie powstało. A jednocześnie ta operacja kreowania nicości bardzo realnie zaszkodziła prawdziwej reformie sądownictwa autorstwa Prawa i Sprawiedliwości. Rekomenduję w tym miejscu poczytanie o największych operacjach Ochrany, bowiem w wielu z nich także o taki efekt chodziło. Co skłania do pytania, kto to wszystko w Polsce zaplanował.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350370-po-to-robiono-uliczne-zadymy-zeby-ukryc-operacje-pod-haslem-wiele-sie-musi-zmienic-zeby-nic-sie-zmienilo