Biedny, zmanipulowany członek redakcji na ulicy Czerskiej wpadł na pomysł, by wejść w cztery litery swym przełożonym jeszcze mocniej, niż oni sami wchodzą sobie wzajemnie na co dzień. Tak doszło do tego, że niejaki Marcin Kącki wezwał na łamach wielkiego „G” i śmiesznego „W” do tego, by dziennikarze brali udział w ulicznych demonstracjach organizowanych w obronie „wolnych sądów”. Pełna zgoda - rzeczywiście były zbyt wolne, a nowe ustawy mają ich działanie przyspieszyć.
Biednemu, zmanipulowanemu członkowi redakcji na ul. Czerskiej wydaje się, podobnie jak jego kolegom po fachu (nazwy fachu nie znam, na pewno nie jest to dziennikarstwo), że w podbijaniu bębenka totalnej opozycji wystarczy odwrócić wektory ostatnich kampanii wyborczych PiS i lemingowe bojówki łykną to bez szemrania. Owszem, one – tak. Ale jak dowodzą wyniki sondaży, normalnie myślący ludzie – już nie. Lemingów zaś, chwalić Boga, mamy w Polsce ostatnio, owszem – wciąż głośnych i napastliwych, czasem chamskich i wulgarnych, ale jednak - w mniejszości. I jest to mniejszość kurcząca się.
Cóż jednak, odwracając wektory rzeczywistości, pisze w swej „odezwie” pan Kącki?
Sączyli każdego dnia nienawiść, ksenofobię, wciskali kłamstwa, brednie, publikowali partyjne przekazy i zaprzeczali zdrowemu rozsądkowi – jedni z cynizmu, inni ze ślepej wiary albo dla zasypania debetów i kredytów.
Pełna zgoda, biedny, zmanipulowany członku redakcji na ul. Czerskiej. Pod warunkiem, że piszesz to o sobie samym, a jeszcze bardziej – o nowych trybunach ludu. Omotanym nienawiścią Jacku Żakowskim, wciskającym kłamstwa Tomaszu Lisie, sączącym ksenofobię Kubie Wojewódzkim… Nie sposób zacytować choćby procenta wszystkich ohydnych, obrzydliwych i ordynarnych wypowiedzi płynących z ust przedstawicieli tzw. mainstreamu za rządów PO-PSL. Nie było plugastwa, po które nie sięgnięto. I dziś ci właśnie ludzie chcą „wyznaczać standardy” wolnego dziennikarstwa? Kącki wyraża oburzenie, bo w TVP zobaczył tekst na pasku mówiący o tym, że twarzami protestów są m.in. „obrońcy pedofilii”. Jak mniemam – chodziło o Dorotę Stalińską, która tak jak ostatnio zdzierała gardło w obronie sądowej postkomuny, tak kilka lat wcześniej zdzierała je w obronie Romana Polańskiego, grzmiąc, że „trzynastolatki same pakują facetom się do łóżka”. Jeśli to nie jest obrona pedofilii, to cóż nią będzie?
Kącki jednak najwyraźniej nie rozumie, że skończył się czas obowiązkowego przemilczania prawdy o ludziach stojących po „słusznej” wg „GW” stronie barykady. Skończył się czas, gdy tylko jedna strona bombardowała przeciwną ogniem ciągłym, a druga nie miała nawet, jak odpowiedzieć. Bo gdy już narodził się sceptyczny wobec władzy tygodnik „Uważam Rze”, to go władza, ci sami ludzie, którzy dziś „walczą o wolność”, zamordowała na zimno pod śmietnikiem. A warto przypomnieć, że były to czasy na rynku medialnym tak oświecone, iż po stronie opozycyjnej nie było prawie niczego, poza Radiem Maryją czy „Gazetą Polską”. Władza zaś PO-PSL miała „przyjaciół” wszędzie. Ta dziwna nierównowaga nie budziła, niestety, wątpliwości ani Komisji Europejskiej, ani – co zrozumiałe – dzisiejszego przewodniczącego Rady Europejskiej, Donalda Tuska.
Dziś ten ostatni łka w Brukseli, że na polskie ulice wyszło manifestować przeciwko jego przeciwnikom „samo dobro”. Nie podzielam tej opinii. Raczej - wolę nie myśleć, jak blisko jesteśmy dnia, gdy na którymś z transparentów totalnej opozycji i bliskich jej chamideł pojawi się portret Ryszarda Cyby. A w ślad za nim - dyskusje w komercyjnych stacjach, czy nie jest przypadkiem tak, że morderca z Łodzi nie tylko miał prawo, ale i obowiązek użyć noża w biurze PiS?
Źle się bawicie, trybuni za pięć groszy. Z krwią na rękach nikomu nie jest do twarzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350070-ile-dzieli-nas-od-dnia-gdy-pod-domem-kaczynskiego-pojawia-sie-transparenty-wielbiace-ryszarda-cybe