Do Pani Hani, dziennikarki Telewizji Polskiej, która przetrwała wszystkie rządy, zadzwoniła jej przyjaciółka, awansująca tylko w okresach panowania jednej formacji.
Poradziła – „zwolnij się natychmiast z pracy, bo potem nie znajdziesz pracy w żadnej telewizji”.
Pani Hania płakała dwie dobry, bo zawsze dobrze pracowała i nikomu nie wadziła. A tu ujawnił się dysponent wszystkich telewizji w nowej demokracji.
„Jakiś-ktoś” w telewizji apeluje do nowych sędziów, by posad nie przyjmowali, bo to hańba, grożąca sądem.
Więc są już dysponenci sądów. Tych obecnych, czy tych jeszcze nowszych?
Powszechne stają się propozycje – „będziecie siedzieć”, „pójdziesz pod trybunał” i tym podobne, które pokazują skalę demokracji proponowanej przez mówców oraz miłosierdzia, z pewnością innego niż chrześcijańskie, nade wszystko jednak władzy przyszłej, absolutnej.
Wskazuje to, że mówcy mówiliby tak samo przy zmianie prawa wodnego, nowej ustawie o pszczołach, bo nie o sądy idzie, ale by odsunąć od władzy podłego Kaczora.
Pytani prywatnie – czego chcą od Kaczora – powiadają, że to mściwy krasnal, przy czym zapominają o fenomenie, że łagodny Kwaśniewski jest takiego samego wzrostu, tylko lepiej się maskuje, przez co nikt braku reprywatyzacji z nim personalnie nie wiąże.
Chcą więc zmiany władzy i powodów może być kilka.
Jeden to tradycyjna wiara w autorytety, które są traktowane jako rozumy zastępcze.
Więc gdy Adam Michnik powiada „przeżyliśmy Hitlera, przeżyliśmy Stalina, przeżyjemy też Kaczyńskiego” to średnio rozumny łowca autorytetów wierzy i ma nadzieję. Nie pomyśli, że Hitlera nie wszyscy przeżyli, Stalina też, za to teraz wszyscy jakoś żywi. Ale brzmi ładnie i rodzi nadzieję.
Już nawet Papież Franciszek miał być oswojony. Jako podręczny papież pokojowy dla postępowych agnostyków obchodzących Wigilię, koniecznie z karpiem, wszelako zaczął coś marudzić i skończyło się cytowanie, oznaczające brak drogowskazu moralnego o charakterze religijnym, nie przerywającego snu. Nie szkodzi.
Jan Rulewski. Człowiek już niemłody, legenda „Solidarności”, senator występuje w drelichu więziennym, twierdzi, że własnym. Wymowa jego czysta, dźwięczna, interesująca i mało kto pamięta, że zęby senatorowi wybił major Bąk (jeśli się nie mylę) i koledzy majora na sali obrad WRN w Bydgoszczy w roku 1981 r., co o mało nie stało się powodem do strajku generalnego i wcześniejszego stanu wojennego.
Sentyment sentymentem, ale dobrze byłoby przypomnieć i wyjaśnić – co dziś łączy senatora z pułkownikiem Mazgułą i jego twierdzeniami o kulturze stanu wojennego, czemu przeczą nowe zęby senatora Rulewskiego, przeczą, ale w sojuszu nie przeszkadzają.
Wszyscy lubiliśmy Janka, gdy kandydując na szefa „Solidarności”, domagał się utworzenia zarządu regionu w Wilnie i cieszyliśmy się, że tylko tam pragnie zmian, a nie w Chinach.
Upodobanie do barwności w połączeniu z niepamięcią tworzy dyskomfort, bo co jeszcze może wymyśleć senator Janek. Strój kosmonauty?
Przecież milczałby może, gdy mu przypominają jego własne wypowiedzi o „naszej sędzi, która” uniewinniła posłankę Sawicką, którą wszyscy widzieliśmy z torbą pełną pieniędzy jako stymulatorem inwestycji na Helu. A nie milczy.
Może demonstranci walczą o „czystą demokrację”. Wielu chyba tak i głęboko w to wierzą, ale gdzie ją widzieli dotąd, bo z pewnością nie w Polsce, w której – jak oświadczyła Artystka- skończył się komunizm. Chyba dlatego, że się skończył, za chwilę, po trzydziestu dopiero latach pretorianie komuny stracą wyższe niż średnie emerytury.
To powód do irytacji dzieci i wnuków, bo trzeba będzie łożyć na protezy, zaćmę i pampersy.
Nie będzie też asysty honorowej, która senatora Rulewskiego wcześniej nie drażniła, nawet na pożegnaniu generała Wojciecha. Oczywiście - nie dotyczy to partyjnych, ale a nuż Kaczor i do tych się doczepi?
Może nie będzie wsparcia.(nie!– odrzućmy pogląd tak skrajny) dla ugrupowań tęczowych i postępowych, które nawet dostawały lokal w samym centrum Warszawy, a teraz się ucięło i dotacje też mogą obniżyć.
Tu już bliżej dyskusji o demokracji i uchodźcach.
Potępienie obecnego faszyzmu przez siły postępu z białymi różami byłoby pełniejsze i głębsze, gdyby nie ujawniło się poparcie ze strony Trumpa i strukturalne zachwianie niemieckiej chadecji, wzruszająco wzorcowe dla polskich katolików, którzy nie muszą, choć przecież powinni, popierać małżeństw homoseksualnych.
Tłumaczy to fenomen Papieża, odsuniętego chwilowo na tor boczny przez siły postępu moralnego.
Gdyby policzyć zainteresowanych, to ujawniłaby się spora grupa ludzi, którym obecna władza się nie podoba, a podobają sądy z sędziami ( proszę o wstawienie powszechnie znanych nazwisk, nie przytaczam ich, by nie krzywdzić manifestujących rodzin), którzy sędziowskiemu samorządowi odpowiadają i grozy nie budzą.
A może jeszcze Kaczor wróci do lustracji, partyjnych zacznie wygrzebywać, winy wyliczać? Groza!
A po co to komu, gdy historia pozwoliła im przebujać się bezkarnie, starców zaś osądzać nie godzi się. Jak mawia Pismo. Jakieś pismo.
Ten Trump to musiał zdenerwować, i ten jego gaz i same o sobie odezwały się pomniki radzieckie, jakby na fali emocji przypomniane z Moskwy .Tu i teraz.
Niepotrzebnie. Stoi przecież nad Wisłą nienaruszony, ponadpokoleniowy pomnik w postaci carskiej szubienicy na Cytadeli.
Tak się złożyło, że jednym przeszkadza, drugim nie.
Z pewnością chodzi o coś więcej, niż zadymę na ulicach.
Pytanie jest jedno.
Kto i dlaczego chce zmiany? Kto chce powrotu do tego wyobrażenia i nadziei, jak miała wyglądać Polska trzydzieści lat temu, a kto nie chce, bo jest przecież świetnie.
Wydaje się, że obie strony nie mówią szczerze – o co im chodzi.
Bo choć milczą o tym, to przecież chyba myślą?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/350057-o-czym-sie-milczy-kto-i-dlaczego-chce-zmiany