Skąd się biorą tacy ludzie w polskim Sejmie jak Tomasz Lenz? Pełni nienawiści do dziennikarzy. Agresywni, chamscy i na dodatek kłamliwi.
Osobliwością Tomasza Lenza jest to, że nie jest on ani szatniarzem, ani sprzątaczem, ogrodnikiem, elektrykiem, roznosicielem butelek z wodą mineralną niegazowaną i mocno gazowaną do gabinetów pań i panów marszałków, kierowcą-zaopatrzeniowcem materiałów biurowych, sprzedawcą w bufecie, w kiosku z gotowymi kanapkami, kelnerem, parkingowym. Zresztą, gdybym wymienionych tu pracowników Sejmu próbował porównać do Tomasza Lenza, mieliby pełne prawo czuć się na mnie obrażeni. Skąd się więc wziął taki człowiek w Sejmie?
Otóż, dojrzały pięćdziesięcioletni, postawny Tomasz Lenz, obdarzony rzadkim zarostem zewnętrznym, przenikliwym, jędzowatym spojrzeniem szaro-bezbarwnych oczu, mężczyzna o uregulowanym życiu rodzinnym, dziecko ziemi kujawskiej jak ta Joanna Scheuring-Wielgus, choć z innej niż ona partii, jest posłem. Czyli politykiem. Zaraz, zaraz, żebym z kolei jego nie obraził, tym wtrąceniem o Joannie „Dziewicy Orleańskiej” z Nowoczesnej. Bo jak mi nawciska, nie pozbieram się. Albo zostanę Urbanem. Nie do końca. Na to jest za późno. Choćbym nie wiem jak się starał, Urbanem już nie zostanę. Najważniejszą przeszkodą – brak Jaruzelskiego. Ale mogę skończyć jak Urban. Bo, pełną gębą polityk, Tomasz Lenz ma pełną gębę przykrych i dotkliwych dla normalnych ludzi życzeń. A że jest człowiekiem otwartym i jednocześnie niezbyt przyjaznym, to życzenie, aby ktoś został Urbanem, przesyła otwarcie na cały głos niektórym dziennikarzom. Zdaje się, głównie tym z mediów publicznych. Drze się na nich, że manipulują i kłamią, dlatego przepowiada im, że skończą jak Urban. Tak nieprzyjemnie się do nich zwraca, że aż im się markotno robi. Krzywdzi ich. Widziałem na własne oczy, jak starają się posła Tomasza Lenza przedstawić w najlepszym świetle. Byłem naocznym świadkiem, jak dziennikarz z TVP INFO, prowadzący rozmowę z Tomaszem Lenzem, mówił do kamerzysty: - „Daj na pana posła lepsze światło”.
Wyjątkowość polityka ziemi toruńskiej polega na tym, że oprócz braku rozsądku i dobrych manier, za to posiadania w nadmiarze agresji – co potwierdza tylko powiedzenie, że natura zawsze wynagradza braki – ma dziwną skłonność do kłamstw. Nie wiem tylko, czy wrodzoną, czy nabytą w trakcie politycznej praktyki. Z jednoznacznym rozstrzygnięciem byłbym ostrożny. Przyciśnięty do muru stawiałbym na to drugie rozwiązanie, biorąc pod uwagę przysłowie, że przykład partyjny idzie z góry.
Każdy zły czyn, który może się zdarzyć każdemu z nas jest stopniowalny. Tak właśnie rzecz się ma z posłem Tomaszem Lenzem. Nie ulega wątpliwości, że czymś chamskim i karygodnym było popchnięcie - na granicy uderzenia – w plecy posła konkurencyjnej partii, Tomasza Leśniaka. Ten czyn można by zmazać i zapomnieć o nim, pod pewnymi wszakże warunkami. Tomasz Lenz musiałby się do niego przyznać. Przeprosić zaatakowanego publicznie, bo jego zły czyn został upubliczniony. Winien przeprosić też swoich kolegów partyjnych, bo w normalnych partiach politycznych taki wymóg winien być standardem.
Zamiast tego Tomasz Lenz przekracza kolejny stopień zła. Podnosi znacznie negatywne skutki swego obrzydliwego i prostackiego czynu. W dodatku kompromituje się, kłamiąc w żywe oczy. Zaprzeczając temu, co wszyscy widzą na ekranie telewizyjnym. Robi z siebie idiotę. Ma do tego prawo. Nikt mu tego nie może zabronić. Wbrew temu, co jego partia i on sam twierdzą, w Polsce jest naprawdę wolność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/349683-tomasz-lenz-czlowiek-wolnosci-2017-platformy-obywatelskiej