Scenariusz wydarzeń z 16 grudnia 2016 r. oraz z 18 lipca 2017 r. jak ulał pasuje do strategii wojny hybrydowej.
Scenariusz jest ten sam. I nawet w drobnych szczegółach jest w ten sam sposób realizowany. Ten sam plan przygotowano na 16 grudnia 2016 r. i na 18 lipca 2017 r. W obu wypadkach przygotowaniem do zasadniczej akcji był plan zablokowania upamiętnienia katastrofy smoleńskiej, co poprzedziła szeroka kampania mobilizacyjna w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Zasadniczy protest zaplanowano na 16-17 grudnia 2016 r. i na 16-18 lipca 2017 r. W obu wypadkach potrzebna była prowokacja podczas obrad Sejmu. W grudniu 2016 r. przeprowadził ją poseł Michał Szczerba, odstawiając cyrk na mównicy („panie marszałku kochany”), za co dostał karę przewidzianą w regulaminie Sejmu. Natychmiast po Szczerbie do akcji włączyli się posłowie Agnieszka Pomaska, Sławomir Nitras i Cezary Tomczyk, propagując „męczeństwo” ukaranego posła Szczerby. Agnieszka Pomaska ze smartfonem w dłoni przez kilka następnych godzin prowokowała Jarosława Kaczyńskiego, aby zdobyć materiał pod tezę, że Jarosław Kaczyński obraża, a wręcz atakuje kobietę. Chodziło o to, żeby Jarosław Kaczyński się z tego tłumaczył, czyli żeby został „związany” absurdalną sytuacją „ataku na kobietę” i w ten sposób zneutralizowany. 18 lipca w takiej roli jak w grudniu Agnieszka Pomaska wystąpiła posłanka PO Kinga Gajewska, wspomagana przez Kamilę Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej (skądinąd aktywną także 16 grudnia 2016 r.). Prezesa Kaczyńskiego chciano uwikłać w tłumaczenie się z „ataku na kobietę” i w ten sposób uniemożliwić mu koordynowanie działań partii rządzącej.
W grudniu 2016 r., po wykluczeniu z obrad posła Szczerby, zaczęła się okupacja sejmowej mównicy. TVN 24 prowadziła relację na żywo, eksponując bohaterkę tej części dnia, czyli Agnieszkę Pomaską - jako ofiarę Jarosława Kaczyńskiego. Andrzej Morozowski rozmawiając wtedy w TVN 24 z Agnieszką Pomaską pytał: „Ale czy to możliwe, by poseł Kaczyński, deklarujący tak wielki szacunek do kobiet, odezwał się do pani w taki sposób? Może to pani jeszcze raz powtórzyć, bo to jest sensacyjna informacja”. W tej samej stacji poseł PO Cezary Tomczyk wzywał ludzi do wyjścia na ulicę, do przyjścia pod Sejm, gdzie przygotowana już była odpowiednia infrastruktura protestu. Tomczyk zagrzewał (w rozmowie z TVN 24) ochotników twierdząc, że pod parlamentem zgromadziło się już 20 tys. osób. Podkreślał: „tak, to jest ten moment”. Gdy atmosfera na sejmowej sali „siadała”, dziwnym trafem następowała relacja na żywo w TVN 24 i posłowie PO oraz Nowoczesnej jak na zawołanie odzyskiwali werwę, wykrzykując do kamer bojowe hasła. 18 lipca 2017 r. ten sam poseł Cezary Tomczyk znowu wezwał ludzi do przyjścia pod Sejm, gdzie miało już być 30 tys. osób. W przekazie TVN 24 mobilizacyjne „wojenne” role odegrały m.in. posłanki Ewa Kopacz z PO i Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej oraz poseł Borys Budka z PO. Ten sam Borys Budka prowokował Jarosława Kaczyńskiego z mównicy sejmowej, czyli robił to samo, co 16 grudnia 2016 r. biegający za prezesem PiS poseł Sławomir Nitras. W akcji obu posłów chodziło o wzmocnienie prowokacji realizowanych w grudniu przez posłankę Pomaską, a w lipcu przez posłankę Gajewską.
Ważnym elementem planu zarówno w grudniu, jak i w lipcu było stygmatyzowanie Jarosława Kaczyńskiego i niejako wyrzucenie go na margines debaty publicznej. W grudniu 2016 r. pojawiły się insynuacje na temat złej kondycji psychicznej Jarosława Kaczyńskiego, co miało oznaczać utratę kontroli nad partią, a tym samym nad władzą w państwie. Te ataki miały zneutralizować argumenty Kaczyńskiego, miały je dezawuować jako „słowa wariata”. W grudniu 2016 r. ten aspekt planu był wyraźnie niedopracowany, w przeciwieństwie do lipca 2017 r. Nieprzypadkowo nocą z 18 na 19 lipca 2017 r. Tomasz Lis tweetował: „Szaleniec nawet nie zaczął się rozkręcać. On zamienia Polskę w dom wariatów”, „Ludzie, tu są dwa rozwiązania. Polską rządzi wariat. Więc albo kaftan albo taczka”, „40- milionowy naród z tysiącletnią historią, w środku Europy, jest zakładnikiem wariata. Wariata! Oddamy kraj szaleńcowi?”. 19 lipca rano w podobnym tonie głos zabrała dziennikarka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska:
„Głęboka trauma i oszalałe emocje jednego człowieka prowadzą nasze państwo na skraj przepaści. Przerażenie. Posłowie PiS obudźcie się!”.
Cel jest prosty jak konstrukcja cepa – wyeliminowanie lidera obozu prawicy, a przynajmniej takie jego stygmatyzowanie, żeby uniemożliwić mu pełnienie funkcji lidera.
W grudniu 2016 r. Adam Szostkiewicz z „Polityki” w TVN24 ogłosił, że rozpoczyna się polski Majdan. Pod Sejmem znaleźli się wtedy m.in. Radosław Sikorski, Ryszard Kalisz czy Roman Giertych. Podgrzewano atmosferę, blokując wyjazd posłów PiS oraz ministrów rządu Beaty Szydło i jej samej. Część uczestników wydarzeń z 16 grudnia twierdzi, że nie chodziło im o zablokowanie wyjazdu, a o wyciągnięcie z samochodów ważnych polityków PiS i zrobienie nad nimi czegoś w rodzaju sądu ulicy. I to miało być prawdziwym początkiem Majdanu. To się nie udało, więc 17 grudnia najwięksi zadymiarze przenieśli się pod pałac prezydencki, gdzie nie brakło prowokatorów namawiających do ataku na siedzibę głowy państwa. W tłumie byli emerytowani funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, podgrzewający atmosferę. Zebranych nie udało się namówić do ataku, choć nawet politycy, np. Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru twierdzili, że rządzący z PiS stracili kontrolę nad sytuacją w państwie. To samo mówił z oddali Lech Wałęsa. A całości dopełnił Donald Tusk, wygłaszając 17 grudnia we Wrocławiu kuriozalne przemówienie atakujące władze RP i de facto przedstawiając siebie jako komisarza, który mógłby zastąpić legalne władze na czas przejściowy. W nocy z 18 na 19 lipca 2017 r. taki plan był niemożliwy z powodu działań prewencyjnych policji rozpoczętych w niedzielę 16 lipca. Tym razem skoncentrowano się więc na prowokowaniu jakichś „ludowych mścicieli”. Dawka nienawiści i agresji płynąca z sejmowej sali nocą z 18 na 19 lipca (co można było zobaczyć w telewizyjnych relacjach na żywo) była tak wielka, że mogła sprowokować jakiegoś nowego Ryszarda Cybę, a potem byłby efekt domina czy śniegowej kuli.
Ta wersja planu, która została przygotowana na lipiec 2017 r. jeszcze jest realizowana, choć kulminacją miała być noc z 18 na 19 lipca. Nie można jednak wykluczyć nowych prowokacji i kolejnej kulminacji. I w tym miejscu trzeba się zastanowić, kto jest autorem planu realizowanego w grudniu 2016 r. oraz w lipcu 2017 r. Ci, których widzieliśmy w relacjach z wydarzeń wydają się tylko pacynkami - amatorami sterowanymi przez jakichś zawodowców. Łącznie z mediami, stanowiącymi bardzo istotną część planu. Pierwszym podejrzanym są oczywiście ludzie tajnych służb (ci emerytowani), ale oni też mogą być tylko wykonawcami, choć na wyższym poziomie niż pacynki. „Górę” całej tej operacji trudno precyzyjnie wskazać, choć warto pamiętać, że żyjemy w czasach wojen hybrydowych. A scenariusz wydarzeń z 16 grudnia 2016 r. oraz z 18 lipca 2017 r. jak ulał pasuje do strategii wojny hybrydowej. Prowadzonej polskimi rękami, i to jest w tym wszystkim najgorsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/349503-18-lipca-rozpoczal-sie-pucz-2-realizowany-wedle-tego-samego-planu-co-grudniowy-pucz-1-oto-rekonstrukcja